środa, 29 sierpnia 2012
AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 29 sierpnia 2012
Kiedy już pozostały za mną sprawy ostatnich dni, tj. kwestie siedzenia pod elementami budulcowymi jednej z restauracji, ponownych odwiedzin u zielonego kolegi i przygód w koszalińskim Computer College, przyszło co do podsumowań w związku z poszukiwaniami tego nieszczęsnego detektywa.
Jako że niespodzianie odkryłam w tatowym biurze tablicę wraz z kredą:
przez jakiś czas rozważałam, czy nie pobawić się w jakiegoś dr House'a czy innego sherlocka dając się ponieść fantazji nakreślając na niej (na tablicy, nie na fantazji) jakąś niesamowicie wyszukaną kombinację przyczynoskutkową, z której inteligentnie wydedukowałabym to, czego jeszcze nie wiem.
Zauważyłam jednak, że tata coś już na tej tablicy napisał, a fakty na temat koparek, "żmijek" i podnośników nieuchronnie przeszkadzały by mi w trafnym określeniu tego, czego chcę określić i koniec końców mogłabym oskarżyć Heńka spod szesnastki o trykrotne morderstwo z marchwią w ręku.
Więc lepiej nie.
W każdym razie musiało być mniej więcej tak: kiedy tamci podróżnicy w czasie (czy w tym literaturoczasie, literalnej rzeczywistości, czy czym tam jeszcze) przywieźli Gently'ego na miejsce, powiedzieli mu co i jak i postawili przed restauracją, on co prawda zajrzał do niej, ale oczywiście po swojemu stwierdził, że nie będzie robił tego, co każdy normalny detektyw i zaraz poleciał gdzieś indziej. Gdzieś indziej, czyli do innej restauracji. Dlaczego zaczął od piwnicy? Jest to pierwsza z wielu niewiadomych, które przede mną stanęły, w każdym razie musiał szybko się zdecydować, skoro do 9:19 nie tylko to zrobił, ale i obleciał parę innych restauracji i wyszedł ponownie koło Restauracji u Tadka. No, w sumie to ten przedostatni fakt nie jest pewny, bo zdziwiony mógł być z wielu innych powodów, no ale... przypuśćmy. Anyway - wyszedł, pokręcił się jeszcze trochę (W tym miejscu kolejna niewiadoma), wybiegł w panice, a potem z jakiegoś powodu przeniósł się do Goleniowa.
Hmm... A może inaczej - właśnie łażąc po tych tunelach mimochodem trafił do Goleniowa i przez resztę czasu próbował się stamtąd wydostać..?
Mogłabym to sobie powymieniać w punktach, rozrysować w grafie, tudzież utworzyć w pełni wyważone drzewo AVL, tak czy siak - nie wymyśliłabym z tego już chyba nic więcej poza tym, co już było. I tym bardziej tego, gdzie on jest. I w ogóle, CO JEST.
Zamiast wzdychać i użalać się nad sobą, Dirkiem i pogodą, którą moja niesuperbohaterska mama uważa za brzydką, ruszyłam sobie spacerem kosząco lecącym przez miasto podejmując kierunek orientacyjnie zbliżony do tego, który doprowadziłby mnie do Restauracji u Tadka. I wtedy... a niech mnie zielona gęś kopnie!
Byłam świadkiem jak idącego sobie spokojnie ulicą zamaskowanego złodzieja zaatakowała rozpędzona w biegu babcia i wyrwała mu torebkę! No dajcie spokój, rozbój w biały dzień!
Podbiegłam do złodzieja, który zdążył się przewrócić i teraz z trudem walczył o równowagę:
- Nic panu nie jest?
- Nie... - Powiedział onieśmielony. - Ale ta babcia wyrwała mi z ręki dorobek całego życia. Niech pani coś zrobi!
No to co było robić? Popędziłam za tą nawiedzoną babcią z zamiarem, że popędzę jej kota!
Jej gibka sylwetka rysowała się jeszcze niewyraźnie na horyzoncie, tak więc dzięki superbohaterskiej mocy szybkiego przemieszczania się, miałam jeszcze szanse ją dogonić.
Ruszyłam natychmiast i udało mi się w jednej sekundzie zbliżyć tak bardzo, że tuż przed tym, jak miała zniknąć za zakrętem, mnie już przed nosem powiewała jej kwiecista chustka. Myślałam, że to już koniec wyścigu, że wyciągnę rękę, powiem proszę i tak dalej, jednak ona wtedy dostrzegła mnie i wykonała gwałtowny cios z półobrotu! Ja przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje - w końcu dookoła nie było żadnych ziemniaków, które mogłaby w taki sposób obrać, zdążyłam jednak zareagować i uchylić się. Ona tymczasem wyprowadziła krótki lewy prosty, po czym, trafiając ponownie w próźnię, rzuciła się ponownie do ucieczki.
Namierzyłam wzrokiem jej (no, niezupełnie jej) torebkę - czy uda mi się ją na tyle sprytnie wykabacić, żeby nie sprowokować ataku? Niestety, z powodu niedoboru czasu nie mogłam wykorzystać maksimum posiadanego sprytu i o grze w trzy karty rozpopularyzowanej przez Franka Dolasa (Każdy szczęściu dopomoże, każdy dzisiaj wygrać może!) nie mogło być mowy i sprawda wydawała się być utrudniona, jednak nie beznadziejna, o nie! Skoczyłam za babcią, złapałam ją za zagrabioną torbę* i profesjonalnie zaparłam nogami, żeby wytworzyć odpowiednio duży opór. Babcia na moment przyhamowała, ale wtem zza zakrętu, zza którego w filmach zawsze wyjeżdżają czarne limuzyny gotowe do przejęcia obiektu pościgu, wyleciała miotła i porwała ją! Babcia zgrabnie wsiadła i nagle tak starannie wyprodukowane przeze mnie omy na nic się nie zdały, bo tryb przemieszczania się zmienił się z horyzontalnego na wertykalny (a może odwrotnie..?)! Babcia siedziała już elegancko w siodle i chciała odfruwać, ja trzymałam się wciąż nieugięcie jej torebki i odfruwałam razem z nią machając (może trochę niepotrzebnie?) nogami! Już miałam krzyczeć, żeby ktoś mnie stamtąd ściągnął, kiedy niespodziewanie przypomniałam sobie, że przecież jestem superbohaterką i umiem latać! O.o No to dalejże ciągnąć łup w stronę przeciwną do wybranego przez oponętkę kierunku podróży! Ja w jedną, ona w drugą! Ja w jedną...
Nie minęło dziesięć minut, jak wróciłam do poszkodowanego zrozpaczonego złodzieja i triumfalnie wręczyłam mu wywalczoną dzielnie połówkę torby, a może nawet więcej niż połówkę. Na jego zmieszaną minę odpowiedziałam, że resztę może sobie pozbierać, bo trochę wiatr porozrzucał, jak przelatywało nad śmietnikami, po czym skromnie dodałam, że nie ma za co...
_____
*Czy to był dorobek całego życia tego złodzieja? Strzelałabym, że by się w jednym skoku tak dorobił, ale może nie miał szczęścia? Przecież nie będę słów ofiary podważać, nie?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Babcia zabrała złodziejowi torebkę! A swoją drogą, co on - Tinki Winki? [Kurde, jak się jego imię pisze?] :)
OdpowiedzUsuńCiężka sprawa z tym Twinki Łinki. A poza tym to tajne ;>
Usuń