Panie i Panowie! Jaki dziś wspaniały dzień w Koszalinie! <włącza Torrenta z Hornblowerem> No dobra, wczoraj był lepszy, bo nie lało się tyle wiader z nieba i nie można wybrać się nad morze jak planowałam, niemniej jest sympatycznie.
Hmm... Nie potrafiło ujść mojej bystrej (?) uwadze, że blog się ostatnimi czas z lekka zmonopolizował. Nieżywa Panna Młoda i Myth Wszechszalejący prowadzą wspólną a jak nigdy zorganizowaną kampanię przeciwko Yodze uzupełnionemu o lasy patelniowe, pająki z antyplazmy... Nie, nie, nie będę tego więcej wymieniać, bo nie dam rady.
Pewnie nikt nie przyuważył, że wczoraj był piątek trzynastego (grzmiący złowrogi śmiech w tle). Ra już w tym roku podobny kataklizm miał miejsce - dokładnie 13 stycznia. W piątek! Cóż to nie niepokojąca zbieżność dat? No właśnie. Jako że zbieżność była doprawdy podejrzana i w ogóle jeden trzynasty piątek to stanowczo za dużo, postanowiłam zadziałać i sprawić, żeby ktoś, kto jest za do odpowiedzialny odpowiedział za to () i dostał należycie po tyłku.
Wyszłam więc wczoraj (zaraz po koszalińskich zajęciach) na ulicę, rozejrzałam się i... no nie wiem. Generalnie wiadomo, że coś pasowałoby zrobić, ale co Wy przykładowo byście zrobili, gdyby zachciało Wam się szukać osoby odpowiedzialnej za piątek trzynastego?
Po dziesięciominutowym zwiedzaniu miasta, postanowiłam, że poszukam jakiegoś czarnego kota.
Po kolejnych dziesięciu minutach spędzonych tym razem na szukaniu jakiegoś czarnego kota stwierdziłam, że lepiej zrobić coś innego. Cokolwiek.
stąd
Czarny kot.
No więc, jak mówiłam, nie było.
Podobnie jak nie było żadnego stłuczonego/niestłuczonego lustra, szpilek, króliczych łapek, a nawet jednego małego pajączka, którego mogłabym rozdeptać, żeby sprowadzić na siebie nieszczęście.
Tak, to było doprawdy... pech.
Wtedy dostrzegłam, jak jakiś facet ustawia drabinę w oparciu o ścianę (). I od razu zareagowałam! No bo przecież tylko pomyślcie - drabina w piątek trzynastego może spaść komuś na głowę, żeby nie powiedzieć: od tego właśnie jest! Zresztą istnieje wiele wierzeń i mitologii wyjaśniających fenomen trójkąta, w który składają się drabina, ściana i chodnik, a którą to równowagę zaburza człowiek, jeśli w nie wlezie i wtem ściągnie na siebie kłopoty...
A zresztą ten facet wyglądał tak:
stąd
No to sami rozumiecie. Tylko że nie miał tej wielkiej kosy, a drabinę. A, i taboret.
Tak więc miałam zakrzyknąć, żeby doraźnie zaprzestał działalności, ale zamiast tego spytałam:
- Po co panu ten taboret?
- Ponieważ chciałbym wprowadzić nową tradycję - wyjaśnił od razu grzecznie. - Od dziś pecha ludziom będzie przynosiło pecha usiądnięcie... usiąście... eee...
- Zajęcie miejsca*?
- Tak, tak, tak. Zajęcie miejsca na taborecie tyłem trzymając w ręce filiżankę.
- A gdzie taboret ma tył? - Zapytałam jednak odruchowo zamiast interesować się rzeczami typu marka filiżanki.
Tu facet odwrócił się do mnie gwałtownie (bo dotychczas cały czas mówił niezmiennie do, być może słuchającej go, drabiny), pomrugał jak szalony, zmierzył od do i wreszcie nabrał oddechu i przemówił:
- Zaraz! Wiem, kim jesteś! Jesteś Tą Od Szyldu!
Dobrze, że jestem superbohaterką, bo inaczej miałam problem ze znalezieniem w sobie wystarczającej ilości mocy do utrzymania się na nogach.
Niemniej złapałam się za głowę.
- Nie, mój drogi - wydusiłam z siebie. - Nazywam się AstroGirl i bronię świat przed nieuczciwością, niesprawiedliwością, nieporęcznością i brakiem interpunkcji. A tyś kto? Bo muszę napisać na blogu, kogo wykopałam na Księżyc?
Przedstawił się więc dumnie i z wdziękiem, choć też lekko zdziwiony. Dowiedziałam się więc, że jest to sam Czarnoksiężnikiem Mroku Piątku Trzynastego, a następnie wykopałam na Księżyc.
Tak więc - nic dziwnego, że nikt nie przyuważył, że mamy trzynasty piątek. Postarałam się.
Nie wiem, co zrobić z reklamami. 80% z tych, z których usług miałam wątpliwy zaszczyt skorzystać, zwyczajnie się nie wyświetla (niedoklikanie czegoś jeszcze?), 5% wyświetla to, co ma ochotę i nie chce zdradzić, czy coś za to dostanę, 5% w ogóle nie reaguje, kiedy trącam je nogą, a te pozostałe 10%... Mamy tu dwa przypadki, tj. Novem i Binlayera. Jeden wyświetla, co trzeba, ale nic sobie nie robi z reszty, a drugi nie pofatygował się nawet, żeby wrzucić mi obrazki w samootwierających się okienkach. Mamy tylko jeden biedny bezobrazkowy tekst:
Kiepski sposób na zdobycie nowych klientów. Co nie zmienia faktu, że pomimo nieudolnych aparencji Super Informatyk zdecydował się kupić hash.
W efekcie obwiesiłam bloga AdSensem i czekam, co się stanie.
EDIT:
No proszę! Binlayer zaczął działać! Czyżbym już wkrótce miała zacząć dobrze się o nim wyrażać?
Cytat dnia (nie tego co prawda) o ślimaku:
Aha! Znów jestem! Niespodziewana i nieuchwytna niczym ślimak w sałacie!
Tak, wiem, że bez sensu. Ale wymyśliłam to w pociągu i dobre 10 minut zacieszałam, tak mi się podobało.
Na koniec coś na wesoło po kociemu http://www.joemonster.org/art/20438/specjalne_meble_dla_kotow
I piosenka. Nie mam pomysłu, więc...
P.S. Jak dowiedziałam się od superbohaterskiej koleżanki Sektencji trzynasty piątek jednak nie dla wszystkich okazał się takiki szczęśliwy - nasz ziemski świat opuścił dzisiaj kotek. Czarny. Zapewne mruczący, mięciutki i kochający
Zapewniam cię, Sektencjo, że jeżeli zdarzy mi się wiedzieć, kto to i mieć go na muszce, to wytargam go za uszy z auta iiiii...
____________________
*Widać gość uczył się od najlepszych.
Uuuuu, miło mi, ze ktoś o mnie i o kotku pamięta. Hm, chociaż kotek zginął 14-tego. Ja jakoś lubię takie piątki.
OdpowiedzUsuń