Długo kłóciłam się z Mistrzem. Nie chciałam zmieniać sukni ślubnej na cokolwiek innego. Spokorniałam, gdy ten zdzielił mnie w głowę swoją laską, krzycząc:
- Treningu
nie będzie, do domu nie wrócisz! Grzybów na niewdzięczników marnował nie będę!
- Rzucił mi w twarz spodniami i bluzką i odszedł, mamrocząc coś pod nosem. Uklękłam i obejrzałam ubrania, głęboko niezadowolona.
A może ćwiczenia pomogą mi pozabijać tych, których śmierci tak gorąco pragnę?
Pogodziłam się więc z tym. Umyłam się, przebrałam i zaczesałam kucyka, łamiąc w ten sposób daną sobie samej przysięgę...
Zamyślona wróciłam pod domek Tofika i usiadłam obok siedzącego na ławce i bawiącego się przepychaczem Mytha.
- Jak myślisz, skąd Mistrz wziął ubrania pasujące na mnie? - zagadnęłam.
Myth wzruszył ramionami. Zlustrował mnie obojętnym spojrzeniem od czubka głowy aż po same pięty, po czym popatrzył w dal.
- Nie masz butów - wymamrotał.
- Dam sobie bez nich radę. - Uśmiechnęłam się do niego, on jednak nie zwracał na mnie uwagi. Westchnęłam. Nagle moich uszu dobiegł dźwięk kroczków małych stópek Tofika.
- Trening zaczynamy! -zawołał, złapał nas za ręce i pociągnął za sobą na olbrzymią polanę leżącą nieopodal.
Polana była cudowna. W kształcie idealnego koła, pokryta soczyście zieloną trawą usiana drobnymi kwiatami i otoczona murem niezwykłych, wysokich drzew sprawiała wrażenie magicznej, jakby czas się tu zatrzymał...
Tofik jednak szybko przerwał moje rozmarzone myśli, gwałtownie sprowadzając mnie na ziemię.
- Czołgać się! - zawołał. Ja i Myth popatrzyliśmy po sobie, zdziwieni. Mistrz szybko stracił cierpliwość i uderzył nas w plecy, powalając nas z łatwością. Stuknął laską o ziemię - polana zrobiła się nieprzyjemna. Wypełniły ją głazy i kamienie, w niektórych miejscach ziemia się zapadła, tworząc liczne tunele. Patrzyłam na wszystko zrezygnowana. Jęknęłam ze smutkiem.
Robiłam wszystko, co kazał mi Mistrz. Od najprostszych, po najdziwniejsze rzeczy - skakałam, unosiłam kamienie grzybową mocą, tarzałam się, wspinałam po cholernych drzewach... W tym czasie Tofik zabawiał nas historią ze swego życia...
- Smutne moje losy są - zaczął. - Starszym synem matki mej jestem, młodszy mój brat Yoda się zwie. Kochany był bardzo, moc w nim wielka była. do akademii Jedi posłany został. Skup się bardziej, synu - zwrócił się do Mytha, gdy jego kamienie upadły. Ten się naburmuszył, ale wrócił do ćwiczeń. - Więc Yodę do akademii Jedi posłali. Do zawodówki rolniczej trafiłem... - Tofik przerwał i zwiesił zieloną głowę. Westchnął głęboko.
- Mistrzu, możesz nam pomóc wrócić? - spytał podenerwowany Myth. Był brudny, kipiał zniecierpliwieniem.
- Ćwicz, synu! - krzyknął Tofik i zamachał zieloną rączką. - Nie wyrobią mięśnie same się, a wątły jesteś! Skończyłem ja na czym?
- Na trafieniu do zawodówki rolniczej - odparłam, dysząc. Byłam umęczona, w ciągu godziny zrobiłam więcej pompek niż przez całe moje życie, wyciskałam jednak dalej z siebie siódme poty. Walczyłam z samą sobą.
- A... Tak. Tam chodziłem lat wiele, przyjaciół pozyskałem. Z Gandalfem niejakim przyjaźniłem się nieco, wstrętnym sukinsynemokazał się jednak. A grzybami się z nim dzieliłem. - Pokręcił głową, zrezygnowany. - Herbaty zrobię. Ćwiczyć, dziatki!
Poczłapał w kierunku drzwi do swojego domu, popatrzyłam za nim.Wydawał się taki niewinny...
- Wredna ropucha - mruknął Myth i usiadł, by rozmasować obolałe mięśnie. Uśmiechnęłam się tylko, nie wiedziałam, co powiedzieć.
Nagle Tofik wybiegł z domku z krzykiem. Spojrzałam na niego - tuż za nim pędził rozwścieczony, ogromny, czarny pająk z żarzącym się okiem. Myth postanowił bronić małego Mistrza - rzucił się na czarną kreaturę z przepychaczem, jednocześnie miotając kamieniami, które unosił mocą. Nic to nie dawało. Rzuciłam się, gorączkowo szukając czegoś, czym potrafię się posługiwać. Znalazłam w domku Tofika niewielki, lecz świetnie wyważony sztylet. Chwyciłam go i wróciłam na miejsce, gdzie toczyła się walka z rozszalałym pająkiem, który wyjątkowo się na nas uwziął. Zamachnęłam się, rzuciłam bronią...
Pająk zatoczył się i padł, martwy. W jego płomiennym oku tkwił sztylet. Tofik kiwnął głową, zamyślony.
- Trening przeszliście - stwierdził po chwili. - Wystarczy wam go. Przedmiot oddajcie, domowi was zwrócę.
- Więc ta katorga niczemu nie miała służyć?! - zdziwił się Myth. Mistrz roześmiał się.
- Wątłyś, może lepiej wyglądać będziesz. A panienka się musiała strachu wyzbyć, rumiana i radosna teraz. I ubrana poprawnie. - Tofik wgramolił się na potężny kamień, usiadł i zaczął machać nóżkami. - Ludziopultę zbudować łatwo, przedmiot chcę w zamian.
Myth niepewnie podał Tofikowi przepychacz. Chłopak był niezadowolony, jednak musiała w nim przeważać chęć powrotu. Mistrz kazał nam ustawić na skrawku ziemi ławeczkę i na niej usiąść, sam zaś, machając nogami, zawołał:
- Wrócić ich chcę ich ziemii, ich miejscu, ich domowi! - Machnął przepychaczem jak różdżką. Ziemia zawaliła się pod ławką, niebo znikło, dźwięki złączyły w przesłodką muzykę...
Padliśmy na podłogę w mojej norze na cmentarzu.
A może ćwiczenia pomogą mi pozabijać tych, których śmierci tak gorąco pragnę?
Pogodziłam się więc z tym. Umyłam się, przebrałam i zaczesałam kucyka, łamiąc w ten sposób daną sobie samej przysięgę...
Zamyślona wróciłam pod domek Tofika i usiadłam obok siedzącego na ławce i bawiącego się przepychaczem Mytha.
- Jak myślisz, skąd Mistrz wziął ubrania pasujące na mnie? - zagadnęłam.
Myth wzruszył ramionami. Zlustrował mnie obojętnym spojrzeniem od czubka głowy aż po same pięty, po czym popatrzył w dal.
- Nie masz butów - wymamrotał.
- Dam sobie bez nich radę. - Uśmiechnęłam się do niego, on jednak nie zwracał na mnie uwagi. Westchnęłam. Nagle moich uszu dobiegł dźwięk kroczków małych stópek Tofika.
- Trening zaczynamy! -zawołał, złapał nas za ręce i pociągnął za sobą na olbrzymią polanę leżącą nieopodal.
Polana była cudowna. W kształcie idealnego koła, pokryta soczyście zieloną trawą usiana drobnymi kwiatami i otoczona murem niezwykłych, wysokich drzew sprawiała wrażenie magicznej, jakby czas się tu zatrzymał...
Tofik jednak szybko przerwał moje rozmarzone myśli, gwałtownie sprowadzając mnie na ziemię.
- Czołgać się! - zawołał. Ja i Myth popatrzyliśmy po sobie, zdziwieni. Mistrz szybko stracił cierpliwość i uderzył nas w plecy, powalając nas z łatwością. Stuknął laską o ziemię - polana zrobiła się nieprzyjemna. Wypełniły ją głazy i kamienie, w niektórych miejscach ziemia się zapadła, tworząc liczne tunele. Patrzyłam na wszystko zrezygnowana. Jęknęłam ze smutkiem.
- Smutne moje losy są - zaczął. - Starszym synem matki mej jestem, młodszy mój brat Yoda się zwie. Kochany był bardzo, moc w nim wielka była. do akademii Jedi posłany został. Skup się bardziej, synu - zwrócił się do Mytha, gdy jego kamienie upadły. Ten się naburmuszył, ale wrócił do ćwiczeń. - Więc Yodę do akademii Jedi posłali. Do zawodówki rolniczej trafiłem... - Tofik przerwał i zwiesił zieloną głowę. Westchnął głęboko.
- Mistrzu, możesz nam pomóc wrócić? - spytał podenerwowany Myth. Był brudny, kipiał zniecierpliwieniem.
- Ćwicz, synu! - krzyknął Tofik i zamachał zieloną rączką. - Nie wyrobią mięśnie same się, a wątły jesteś! Skończyłem ja na czym?
- Na trafieniu do zawodówki rolniczej - odparłam, dysząc. Byłam umęczona, w ciągu godziny zrobiłam więcej pompek niż przez całe moje życie, wyciskałam jednak dalej z siebie siódme poty. Walczyłam z samą sobą.
- A... Tak. Tam chodziłem lat wiele, przyjaciół pozyskałem. Z Gandalfem niejakim przyjaźniłem się nieco, wstrętnym sukinsynemokazał się jednak. A grzybami się z nim dzieliłem. - Pokręcił głową, zrezygnowany. - Herbaty zrobię. Ćwiczyć, dziatki!
Poczłapał w kierunku drzwi do swojego domu, popatrzyłam za nim.Wydawał się taki niewinny...
- Wredna ropucha - mruknął Myth i usiadł, by rozmasować obolałe mięśnie. Uśmiechnęłam się tylko, nie wiedziałam, co powiedzieć.
Nagle Tofik wybiegł z domku z krzykiem. Spojrzałam na niego - tuż za nim pędził rozwścieczony, ogromny, czarny pająk z żarzącym się okiem. Myth postanowił bronić małego Mistrza - rzucił się na czarną kreaturę z przepychaczem, jednocześnie miotając kamieniami, które unosił mocą. Nic to nie dawało. Rzuciłam się, gorączkowo szukając czegoś, czym potrafię się posługiwać. Znalazłam w domku Tofika niewielki, lecz świetnie wyważony sztylet. Chwyciłam go i wróciłam na miejsce, gdzie toczyła się walka z rozszalałym pająkiem, który wyjątkowo się na nas uwziął. Zamachnęłam się, rzuciłam bronią...
Pająk zatoczył się i padł, martwy. W jego płomiennym oku tkwił sztylet. Tofik kiwnął głową, zamyślony.
- Trening przeszliście - stwierdził po chwili. - Wystarczy wam go. Przedmiot oddajcie, domowi was zwrócę.
- Więc ta katorga niczemu nie miała służyć?! - zdziwił się Myth. Mistrz roześmiał się.
- Wątłyś, może lepiej wyglądać będziesz. A panienka się musiała strachu wyzbyć, rumiana i radosna teraz. I ubrana poprawnie. - Tofik wgramolił się na potężny kamień, usiadł i zaczął machać nóżkami. - Ludziopultę zbudować łatwo, przedmiot chcę w zamian.
Myth niepewnie podał Tofikowi przepychacz. Chłopak był niezadowolony, jednak musiała w nim przeważać chęć powrotu. Mistrz kazał nam ustawić na skrawku ziemi ławeczkę i na niej usiąść, sam zaś, machając nogami, zawołał:
- Wrócić ich chcę ich ziemii, ich miejscu, ich domowi! - Machnął przepychaczem jak różdżką. Ziemia zawaliła się pod ławką, niebo znikło, dźwięki złączyły w przesłodką muzykę...
Padliśmy na podłogę w mojej norze na cmentarzu.
O, a czy gdy odsyłał was do domu to Myth. chyba powinien trafić do swojego, nie? ;)
OdpowiedzUsuńNie, trafili tam, skąd wyruszyli :D
Usuń