poniedziałek, 16 kwietnia 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 16 kwietnia 2012



Czy można napisać wpis poświęcony tylko i wyłącznie zupkom chińskim? Kiedy przeanalizowałam kwestię, co ja właściwie dzisiaj robiłam i doszłam natychmiast do wniosku, że nic, bo przez pół dnia katowałam się Dirkiem Gently (i to tak stereo, bo i serialem, i książką), to doszłam do zdecydowanego wniosku, że TAK, MOŻNA. I czasem trzeba.

Zupka chińska to dobra rzecz, zwłaszcza dla superbohatera oraz dla studenta. Zresztą: po co rozróżniać, skoro dla 95% tych drugich ratowanie świata jest główną przyczyną niezaliczonej sesji:


stąd

Do tego w obu przypadkach decydujące znaczenie ma fakt, że nie trzeba się lękać, że pewnego dnia zupka wyjdzie o własnych siłach i, jak to bywa w przypadku grochowej, zapragnie kontroli nad światem. Ależ skąd - zupki w stanie niezalanym nie ulegają rozkładowi i do jedzenia nadawały się nawet produkty tego typu znalezione obok mumii faraona!

Ponadto, niezależnie od swoich możliwości intelektualnych każdy przeciętny superbohater jest w stanie doprowadzić zupkę chińską do skutku, znaczy: do stanu jadalności. Wystarczy zalać. W przypadku obywateli, którzy odbierają tę wskazówkę opacznie i zalewają nie zupkę, a sami się, podpowiem, że opakowanie posiada z tyłu instrukcję obsługi na temat tego, co i czym zalać. Ułatwienia tego nie posiada większość warzyw i owoców (a potem się dziwią, że się społeczeństwo nie zdrowo żywi...), choć zdarzają się też wyjątki.

Tak więc, podążając za zdrową logiką, bezpieczeństwem świata, miłością i sprawiedliwością, zawsze trzymam całą szafę zupek chińskich w szerokim asortymencie od rosołów po żórki. Zabieram też co najmniej dwie sztuki ze sobą, dlatego kiedy czaję się gdzieś pośród ciemnych zaułków, a umówionego antybohatera coś długo nie ma, zawsze korzystam z okazji. Przeszkadza mi co prawda, że pomimo iż wszystko jest w proszku i trzeba to zalać wodą, żadna firma nie dodaje nigdy do zestawu wody w proszku (ani w żadnej innej postaci). A w reklamach przecież skądś tę wodę biorą, nie?

Na zakończenie - artykuł Gazety Wyborczej w tym temacie. Może się nie znam, ale uważam, że to jeden z najlepszych ich artykułów w tak dziwnej tematyce. Dowiecie się z niego m.in. czy zupki chińskie są naprawdę chińskie i po co dołącza się do nich pałeczki.


Vampircia przez jakiś czas strasznie ucichła. Nie było odpowiedzi na mój komentarz do jej opowiadania, nie było jej komentarza do mojego opowiadania, generalnie wiało chłodem i latały liście (no jak ja lubię liście...).
Ale - na szczęście! Dzisiaj sprawdziłam kolejny raz i pojawił się zarówno komentarz, jak i druga część historyjki Monus (o której napisałam parę słów zachwytu tutaj).
Więc nie jest źle, coś się dzieje


Piosenka. Nie znałam jej wcześniej, ale nie jest z radia. Jest z... 56:43 sekundy, że tak powiem tajemniczo.



3 komentarze:

  1. Sprawdziłem dzisiaj w pracy - zupka faktycznie siedziała spokojnie w talerzu. Po zalaniu wodą ukazał się w niej hełm Vadera (narzekał, że gorąco), a potem sam Errocjusz. Jednak po krótkiej walce Errocjusz odleciał a zupka faktycznie nadawała się do jedzenia - w końcu instant!
    Problem w tym, że zupki chińskie już zawładnęły światem, zanim się zorientowaliśmy. Jeszcze chwila i będą przedstawiać żądania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jak nalałeś mu wrzątkiem na głowę, to się nie dziw, że narzekał XD
      Żądania chińskich zupek - "czajnik z pełnym bakiem i milion opakowań przyprawy Knorra"?

      Usuń
  2. 38 yr old Software Engineer IV Malissa Ashburne, hailing from Le Gardeur enjoys watching movies like Benji and Foreign language learning. Took a trip to Barcelona and drives a Ferrari 250 GT LWB California Competizione Spider. skocz do tych gosci

    OdpowiedzUsuń