Zbieram sobie dzisiaj około 11:30 wiórki na warsztacie, w tle Kanał Pierwszy Polskiego Radia i wtem zauważam, że jakiś pan opowiada z jakimś wywiadującym go panem, że warto pisać pamiętniki, bo jak się wraca do niego po latach, to te nasze słowa przybierają na wartości, i często się też pisze będąc na jakiejś wycieczce albo przy uczestnictwie w wydarzeniu, które wyjątkowo na nas wpływa, bo w ten sposób zapisujemy nieuchwytne chwile naszych wrażeń, których nie wyłapiemy aparatem.
A potem pan prowadzący mówi coś w stylu Do dalszej rozmowy z Januszem Wiśniewskim wrócimy po [czymś tam], a ja tylko krztusząc się: Z TYM JANUSZEM WIŚNIEWSKIM
Noooo, z tym, jak powtórzyli po reklamach Właśnie ten od Samotności w Sieci i, napisanego po chyba piętnastoletniej przerwie, Z moim synem na fejsie. Z tym Januszem Wiśniewskim, którego bohaterowie wyznają sobie uczucie wyjaśniając sobie nawzajem całki, którzy rozpoznają miejsca, w których byli po braku literki Z w klawiaturze (i zastępowaniu jej, hmm, ósemką ) i z których jeden nazwał Boga największym programistą! Nie czytałam jeszcze tej jego najnowszej powieści, ale z tego, co mówi, to będzie typowym dla niego abstrakcyjnym miksem rozważań nad nauką, wiarą, miłością, wszechświatem i całą resztą.
Oprócz zdradzenia tych szczegółów poopowiadał jeszcze o znaczeniu blogów w dzisiejszym świecie - że niby pamiętniki, ale jednak nie pamiętniki, bo publiczne i są dowodem na to, że każdy ma jakąś własną opinię, którą chce podzielić się ze światem. I że niektóre lubi. Wiem, może nasz nie ma szans załapać się do elity tych niektórych, ale... może ktoś inny?
Poopowiadał, pożegnali się z nim, a potem, jak poinformował prowadzący po dobrych kilku minutach: wciąż przychodzą wiadomości z podziękowaniami. Nie z podziękowaniami dla radia za sam wywiad, ale dla pana Wiśniewskiego ze wspomnieniami, jak bardzo jego pierwsza książka odmieniła ich życie.
Aaaaaa może gdybym tak ładnie poprosiła, zrobiliby też wywiad z Jackiem Dukajem? Też chcę usłyszeć jego głos
Kiedyś już pisałam o zapachach i niemożliwości ich oddania w niby wszystko mogącej dobie Internetu, a teraz napiszę o dźwięku. No bo: siedzimy sobie w domu, przy stole i mama wspomina, że znalazła taką sporą kostkę koksu i wrzuciła do pieca. I zanim zdążyła dodać, że tym co ją trapi jest pytanie, czy kostka w ogóle się zapali, tata ułożył ciąg dalszy:
Patrzymy, a tu drzwi od kotłowni: PUU!
No i ja się właśnie zastanawiam nad tym z italikowanym PUU! No bo ja zapewniam - jak tata to powiedział i tak ręce ułożył lekko w kształt tego PUU!, to to brzmiało zupełnie inaczej niż to PUU!, które napisałam. To było takie niby PUU!, ale jednak nie PUU!, bo tam było w tym i f wtedy i o, takie PUU! bezgłośne i miękkie, a jednocześnie rozsadzające całą kotłownię.
I jak ja niby mam to napisać?
Telewizja masowo nagłaśnia ukryte talenty amerykańskiego prezydenta Baraka Obamy.
Jako kontrapunkt prezentuje polskich polityków spełniających się w folklorze, wojskowych, sportowych i śpiewaniu 100 lat, a dowodem miłości do dźwięków jest przytupywanie nóżką jednego z nich przy pieśni biesiadnej.
To jest wszystko na dzisiaj, co wydarzyło się do okolic godziny 15, a potem przyszła moja mała nieliczliwa podopieczna i dalszą część dnia wcięło. W zasadzie, do co istotniejszych rzeczy zrobionych potem mogę jeszcze zaliczyć recenzję krótkiego fanfikowego opowiadania Adrianny i opowiedzenie jej paru słów o utworze Vampirci. To pierwsze jest niepubliczne, a to drugie komentowałam już tutaj, więc napiszę tylko w skrótowym skrócie, że Adriannie poszło dużo lepiej. Zwłaszcza w psychologii i zwłaszcza dialogowej.
Zrobiłam też małą tyradę (hmm, co ciekawe, też dla Adrianny) na temat wyższości Pet Shop Boys. Znaczy się: nie wyższości nad innymi zespołami muzycznymi, które były tam poprzednio hołubione w temacie, ale nad czymkolwiek. Znaczy: ja nie mówiłam w zasadzie o tym, jak bardzo są wspaniali, błyskotliwi, pomysłowi i skromni - tylko zacytowałam parę ich piosenek:
Ostatnio za najlepszą ich piosenkę uważam Opportunities, ale jak byłam mała to lubiłam Go west i Suburbia. Niedługo po tym, jak tamte dwie mi się znudziły zgłupiałam jednak dla Rent i West end girls. Poza tym nie umiem się też skupić na I'm not scared, Tonight is forever, Was that what it was, King's cross, Did you see my coming... Z bardziej cudacznych to mają nawet takie odloty jak Can you forgive her? i Yesterday when I was mad, ale z radia znasz ich pewnie z Domino Dancing i Always on my mind (no i może tego nielubianego przeze mnie It's a sin). Ze spokojniejszych mogę polecić I want to wake up, Vulnerable, Miracle czy London, z szybszych może Shopping, Love ect, One more chance...
A ostatnio mam głupawkę na Building a wall
Nie zebrałam się za to za napisanie do Shadi Jasne, częściowo będę się usprawiedliwiać jej opisem, który nagle zmienił się na wojownicze wpierdala mnie twój infantylizm, no ale - jednak stchórzyłam. To niewiarygodne, co ze mną robi i jak przygniata świadomość upływu czasu i liczby momentów, w których mogłam napisać. Właśnie w tym kontekście porównywanie mnie do Doktora (który to w Wedding of River Song zebrał się, żeby zadzwonić do Brygadiera dopiero, kiedy było już za późno) naprawdę nie jest śmieszne.
W sumie ona może być rzeczywiście jak ten Brygadier, że czeka, ale jak co do czego zrobiła się dostępna... Uchwytem do rozmowy ma być temat konieczności/niekonieczności zamknięcia jej forum, który jednak jest już trochę nieaktualny. No ale w końcu muszę do niej napisać i to jak najszybciej - no jednak zależy mi, żeby spróbowała zapisać się do Żaka? Jest darmowy, pewnie mają mniejsze wymagania niż na pełnowymiarowych studiach, a jakaś edukacja jej się moim zdaniem należy.
Powiem to jeszcze raz - jeśli osoba, która na swoje osiemnaste urodziny kończyła trzyletni okres pisania ponad 300 stronicowej książki historycznej o kobiecie pnącej się po szczeblach kariery w SS nie dostała się na studia, to kto powinien się na nie dostawać?
Dobra, zacznę od wysłania czegoś jak jej teraz nie ma...
Kroniki Kurczęce część VIII:
Gorączka środowej nocy
Z okazji powyższej tyrady ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz