"Bar pod wydepilowanym kucykiem", tak nazywał się bar do którego weszliśmy z Sektencją.
- Dobra ty się zajmij przesłuchiwaniem tych tutaj a ja sobie zamówię coś do picia.
- Spoko. Zajmę się tym. - Sektencja ruszyła ze zdwojoną siłą a ja zabrałem się za popijanie mleka czekoladowego, ale tylko wstrząśniętego nie zmieszanego ...
- Myth! Chodź już, chodź no. Zostaw tego drinka bo znowu się upijesz, będziesz myślał że jesteś misiem koala i znowu strażacy będą musieli Cie z drzewa ściągać. - No w sumie racja, nie ma co przesadzać. Wyruszyliśmy więc w dalszą drogę, Sektencja koniecznie chciała wejść do sklepu z damską bielizną, no to wszedłem, rozglądam się, Sektencja rozmawiała z ekspedientką, chyba szukała odpowiedniego gorsetu bo ekspedientka dotykała jej piersi a potem się obejmowały, to znaczy że pewnie brała wymiary. Przyglądałem się całej sytuacji gdy nagle usłyszałem:
- Ej kochanie chodź zobacz i powiedz czy dobrze na mnie leży.- No to co miałem zrobić? Zajrzałem, a potem były wrzaski, jęki-niestety nie z przyjemności, chwilę potem wyrzucili nas ze sklepu, szukaliśmy jeszcze w kilku lokalizacjach ale nic, zero, null. Lecz nagle zobaczyliśmy jego ohydny rudy łeb !
Niejaki Gracjan wchodził akurat na swoją posesję, a konkretnie do małego składzika na narzędzia. Nagle dach się otworzył i wysunął się czubek jakby rakiety a z dołu zaczęły lecieć spaliny.
- Szybko zatrzymajmy go! -krzyknąłem do Sektencji ale nie była skłonna do jakichkolwiek heroicznych działań więc wziąłem leżącą nieopodal doniczkę i zacząłem uderzać o rakieto-skrytkę na narzędzia.
Niestety nic to nie dało, rakieta odleciała... Niby to koniec, misja nieudana, księżniczka przepadła....
Ale nie tym razem! Jednak opłacało się chodzić z podartymi z tyłu nogawkami, trochę zahaczyłem o rakietę i rakieta pociągnęła mnie za sobą. Pierwsze 30 km było nawet przyjemnie, wietrzyk, bryza lecąca z zaworu toaletowego, żyć nie umierać. Lecz nagle temperatura zaczęła drastycznie spadać więc czym prędzej wlazłem do rakiety, obezwładniłem rudego Gracjana i katapultowałem z rakiety. Rakieta miała ustawione koordynaty więc leciałem sobie nie martwiąc się o nic, dobrze że lodówka była pełna bo bym się potwornie nudził ...
<15h później i 87 lat świetlnych dalej>
Rakieta wylądowała, nawet bym tego nie zauważył gdyby nie to że zgasły wszystkie światełka, łącznie z tym w lodówce... Przysłuchuję się co się dzieje i słyszę jakiś kobiecy głos, mówi coś dziwnego, a głos był dziwnie mi znajomy, przybliżyłem głowę do drzwi i przysłuchiwałem się bardziej, głos mówił coś mniej więcej takiego :
"Drodzy Elatyci! Drodzy Katatianie! Piraci! Przestępcy! Zakały Galaktyki! Wysłuchajcie mnie bracia i siostry albowiem znalazłam nam nowy planetę! Planetę na której się osiedlimy i zbudujemy armię dzięki której zdobędziemy władzę nad całą galaktyką! Lord Gracjan LeRudy pojmał Córkę Wiatru a teraz przywitajcie Lorda Gracjana LeRudego gromkimi brawami!", rozległy się ogromne brawa, drzwi się otwarły a ja wypadłem z rakiety. Byłem na jakiejś scenie, zrobionej z czegoś czerwonego, cała planeta przypominała Marsa, no z wyjątkiem budynków w kształcie iglic i jakieś 5 000 000 000 armii wszelkiej maści potworów, kosmitów i bandytów. Przez całą armię przepłynęła fala zdziwienia i wszyscy wydali z siebie takie "łuuuu!".
- Brać go! - krzyknęła kobieta, W moim kierunku momentalnie wycelowała 5000 000 000 armia, po głębszym namyśle doszedłem że to była Biała Kruczyca! No przyznam że wyładniała i dobrze jej w czerwonym. Przyznaje to nawet gdy kopnęła mnie w twarz i wrzuciła do jakieś klatki.
- No NIE! Nie wierzę! To znowu ty!- usłyszałem głos zza pleców, odwróciłem się i to była ona! Błękitnowłosa którą poznałem jakieś dwa tygodnie temu (tutaj).
- O, to ty żyjesz?Nie musisz mi dziękować za uratowanie życia, robię to zawodowo.
- Uratowanie życia? Zostawiłeś mnie na tej planecie z tym potworem!
- Ale dałem Ci wypasiony teleporter czyli liczy się uratowałem Ci życie !
- Tak, uratowałeś, trafiłam na jakąś zadupiową planetę, było pełno robactwa i śmierdziało, dobrze że spotkałam uprzejmego błotnistego potwora który mi pomógł.
- To nie był błotnisty potwór! To był golem!
- Nie kłóć się ze mną Aqananinie!
- Kim? - zapytałem, pewnie mnie wyzywała po kosmonałtycznemu.
- Nie wiesz kim jesteś?
- Cicho tam gagatki jedne! - krzyknął strażnik wkładając karabin zakończony nożem do klatki. Momentalnie przechwyciłem karabin i rzuciłem nożem w czoło strażnika, przyciągnąłem jego zwłoki, wyciągnąłem klucze i otwarłem drzwi od klatki.
- Idziesz ze mną czy zostajesz?- Zapytałem niebieskowłosą. A ta spojrzała się na mnie ze skrzywioną miną jak by ukąsił ją orangutan i odpowiedziała:
- Nie, to ty idziesz ze mną! - Chwyciła mnie za rękę i pobiegliśmy w stronę portu. W porcie stało bardzo wiele statków, podeszliśmy do najbliższego, wyglądał jak złom, gdzieś już go chyba widziałem, miał znajomą nazwę "Milenjum Falkon", weszliśmy na pokład, nikogo nie było.
- Dasz radę tym polecieć? - Zapytała błękitnowłosa, a ja ze swym najszpanerskiejszym spojrzeniem odpowiedziałem "Ja potrafię latać wszystkim moja droga".
- Świetnie Aqananinie, lecimy na Cras!- Cras! Przecież ja lecę na Cras! Tam jest Amelia!
Co będzie dalej? Czym jest Aqananin? Dlaczego swędzi mnie coś na ramieniu? Czy dotrzemy na Cras? Ala ma kota? Kot ma Alę? Ala kota ma? Ma kot Alę? To wszystko w kolejnym wpisie ...
Piosenka dnia :
Dobranoc :)
no i znowu wstawiłeś świetną piosenkę :p
OdpowiedzUsuńa wpis jak zwykle genialny ;)
Ano, ta piosenka jest świetna! :)
UsuńTylko co ty Myth piszesz..? Nikt mnie nie obmacywał!!!
bo to było za Twoją zgodą więc to nie obmacywanie :)
UsuńUh. Co ja z tobą mam.
Usuń