niedziela, 9 września 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 8 września 2012



Czasami się zdarzy, że wyskoczy jakaś niezaplanowana rzeczy, która w popisowo niezaplany sposób wprawi mnie w szaleńczy zachwyt i na czas dłuższy lub krótszy odwróci moją uwagę od wątku głównego. Tak więc - wybaczcie - przerwę moję sprzedparodniową relację z poszukiwań detektywistyczno-detektywistycznych (no bo jak mam to inaczej nazwać?) i pochwalę się, co kolega znalazł:

Kwejk: Język Władców Czasu

No co wy na to? Bo, jeśli chodzi o mnie, to moja reakcja była taka i, jak widać po czasie edycji, trwała co najmniej półtorej godziny, co jak uważam teraz z perspektywy czasu powinnam oramkować jakimś spoilerem z etykietką Tylko dla wyrozumiałych, a następnie udać się do odpowiedniego specjalisty.
No niestety - do takich rzeczy jak alfabetyka, czyli uczenie się cyrlicy* i własne kreatywne wymysły czegoś, w czym możnaby pisać i szyfrować, zawsze miałam słabość i, choć już z tego wyrosłam (przynajmniej mam taką nadzieję XD ), to dawniej potrafiło to stanowić rozrywkę na całe dni.
A teraz nagle to... Nie ma co - dla kogoś takiego jak ja, komu Doctor Who, za przeproszeniem, nie jest obojętny, kto czuł się uszczęśliwiony, kiedy na ekranie mignęło mu to:


stąd

...i komu oczy świeciły na widok tego, (dla czego nawet sobie zainstalował Gimpa):


stąd

...wizja własnoręcznego tworzenia sensownych treści w języku gallifreyskim musiała trochę poprzewracać w głowie.
Domyślałam się co prawda, że to zaledwie jedna z wielu odmian zapisu używanego na rodzimej planecie Doctora - w końcu nie bez powodu określa się go opisowo jako kołowy gallifreyski (circular gallifreyan), a nie zwyczajnie gallifreyski. W serialu (zwłaszcza starych seriach) padały niezliczone okazje do poznania tak zwanego starodawny gallifreyskiego (o którym z wieloma przykładami ktoś opowiedział tutaj), a także (którego chyba jeszcze nie miałam okazji zobaczyć) nowoczesnego gallifreyskiego (o którym mówi, jak i o wszystkim innym, TARDIS Wiki). Przyznacie jednak, że to właśnie circular gallifreyan jest najbardziej efektowny. Kojarzy mi się z pismem wynalezionym u nich specjanie dla komputerów. Niby absurdalne jeśli zestawić to z naszą elektroniką, jednak widok świecących okręgów modyfikujących się co ułamek sekundy (zamiast przesuwających się nudno zdań) i przeskakujących niczym trybiki kół zębatych, mówi sam za siebie.

Przyjrzyjmy się - spółgłoski są kombinacją okręgu w różnym stadium... hmm... zanurzanie się oraz kropek lub kresek. Samogłoski, co ciekawe, nie są traktowane jak normalne litery, a raczej jako kolejne z ozdób dla znaków-spółgłosek, co uważam za wysoce trafne i roztropne. I, najważniejsze, a przeze mnie mianowane genialnym bez żadnych dyskusji, kołowy sposób ich urządzania na wyjściu. Wiem, wiem, jak już się raz zobaczyło Utopię, to nie można widzieć tego inaczej, ale ten konkretny sposób, od dołu w prawo... Bo wcześniej to ten ich sposób pisania bynajmniej nie robił wrażenia uporządkowanego - spójrzcie tylko na to:

stąd stąd stąd

Ja bym nie wiedziała, od której zacząć czytać - może z góry na dół, może od największych do najmniejszych, a może według jeszcze mniej mieszczącej się we łbie metody?

Była tylko jedna malutka kwestia, już na początku wyrażona przeze mnie pomimo ekscytacji:
gdzie ta osoba się tego nauczyła (zakładając, że się faktycznie nauczyła, a nie wymyśliła...)

No właśnie. Ktoś sobie coś na kwejku napisał, ale co tak naprawdę? Niczego w rodzaju adresu źródłowego nie zauważyłam, nic też sam zainteresowany nie wspomina na ten temat. Może po prostu doznał koncepcji, tak jak ja niegdyś i się chce podzielić wrażeniami?

Dłuższe oględziny tekstu oraz "tekstów" nie pozostawiały jednak wątpliwości - to nie jest dzieło autorstwa osoby. Ktoś, kto wpadłby na tak błyskotliwy pomysł, na pewno nie twierdziłby, że tu pisze odpowiednio [i]TARDIS[/i] oraz [i]Ala ma kota[/i], bo wcale nie pisze



TARDIS jeszcze jakoś jakoś jej poszedł, ale... No sami się przyjrzyjcie. Takich błędów się nie robi w swoim własnym dziele. Więc wymyślił to ktoś inny, mądrzejszy i prawdopodobnie postawiony wyżej w hierarchii twórców DW. Stąd wyciągnełam naiwny wniosek, że jest to jedyny i oficjalnie przyjęty system, który naprawdę pozwoli na dokładniejszą komunikację z serialowymi znakami. Będzie można czytać, pisać do fanów, tworzyć z pomocą tego... Baaa! Jeden z moich prawdziwie superbohaterskich kolegów planował zaszaleć i skupić się na pewnej tajemniczej kołysce z Good man goes to war, na której rzekomo było w tymże języku napisane imię Doctora..!
No, ale oczywiście szybko się okazało, że niezupełnie "w tymże" - już następnego dnia, jakby nigdy nic, Capitano Senseschi** namierzył miejsce, z którego kwejkowiec wziął wzór, czyli:
Shermans Planet***

Jak sam wskazany mówi - po prostu pewnego pięknego dnia, kiedy miał akurat ochotę sobie popisać, a nie miał przy sobie alfabetu, który wymyślił ktoś jeszcze inny, sytuacja przycisnęła go do ściany i wymyślił. W ostatecznym rozrachunku dobrze, bo to, co tworzyła jego poprzedniczka, łagodnie mówiąc nie wydaje się być tak błyskotliwym pomysłem (zdaje się, że zwyczajnie każde kółko to osobny znak, no dajcie spokój...), ale jednak jest to tylko fantazja fanowska dziejąca się z dala od myślicieli BBC. Fantazja fanowska, która podbiła już dosłownie pół internetu, bo chyba co drugi obrazek spod hasła gallifreyan text w Google Images działa właśnie na tej zasadzie, bezsprzecznie genialna, no i zwyczajnie piękna, ale jednak tylko fanfowska :(

Zresztą - wystarczyło przyjrzeć się filmowym przykładom, które już widziałam, jak tamten z samej góry, żeby zauważyć, że jedno z drugim nie gra. A szkoda, że nie zajrzałam - szybciej by mi przeszło.

Ale ale. Taka sytuacja to nie tylko same wady :) Wręcz przeciwnie - wady ma stworzony przez tamtego gościa alfabet, ponieważ jest ultraskupiony na języku angielskim. I nie że: nie ma ś i - odpadają na nim nawet te języki, które używają c! Nie bardzo mam serce mu to wyrzucać - wymyślił sobie, że rzecz będzie poręczna i wrażenie robiąca, więc wolał poświęcić miejsce wśród dwudziestu czterech kratek na sensowne sprawy jak th i ng, niż marnować je na literę, która nigdy nie gra swojej roli. No, przyznać się - kto by w takiej polskiej odmianie galifreyskiego robił osobno ż i rz?

No właśnie - skoro język nie jest przyjęty oficjalnie, nic nie stoi nam na przeszkodzie, żebyśmy go trochę uzupełnili adaptując do polskich standardów :)

Ekhm.

Przede wszystkim potrzebujemy jakiegoś nowego, dodatkowego znaku z kółeczkiem w roli głównej, które da nam do dyspozycji sześć dodatkowych miejsc. Musi to być coś, co po przekreśleniu/zakropkowaniu/zmienieniu miejsca nadal pozostanie tym, czym jest, więc np. lepiej nie przerabiać kółeczka takiego jak ma y lub z w celu usunięcia mu kreski ze środka, bo może nam się zamieszać, jak jakaś kreska przez nie przejdzie. Zdecydowałam się na połówkę podobną do tego, co ma t i s, tyle że z poprzeczką u dołu. Spokojnie, zaraz będzie obrazek.

Co dalej. Czy sześć znaków wystarczy? Przecież mamy tyle tych rz, ch, ... Niezupełnie. Mamy ich o wiele mniej niż się nam wydaje - w końcu angielska wersja oferuje nam już sz, cz i ch, tyle że pod swoją swojską postacią. Główną rolę gra tu fonetyczne brzmienie wyrazów - dlatego nie ma c (bo oni mówią i tak albo k albo cz), a za to są pary udające nasze dwuznaki jak th (bo to w słyszeniu jedna litera). Nie ma zbędnych liter i powtórzeń, więc i my nie będziemy dublować. Trójka wspomnianych już liter pójdzie więc na górę plus y do tego. Z tą literą mógłby być co prawda pewien kłopot - bo niby co ona robi wśród spółgłosek? No ale skoro Anglicy jakoś przeżyli fakt, że i u nich znak ten zmienia się od czasu do czasu z na i, no to i my jakoś przeżyjemy.

Wyszło mi (chyba że o czymś zapomniałam, oby nie), że miejsca potrzebują jedynie znane już nam poszkodowane c, ż łamane przez rz (dyslektycy z pewnością będą zachwyceni), no i postrach obcokrajowców, czyli dz.

Mamy jeszcze trzy miejsca i... trzy samogłoski. Rzecz w tym, że tu samogłosek załadować się nie da, bo wiadomo, jaka jest różnica. Trzeba więc znaleźć lukę do wykorzystania także wśród samogłosek. Ale już tylko na dwa miejsca, bo przecież ó da sobie radę jako u. A więc mamy dwie literki z ogonkami - co z nimi?
Doszłam do wniosku, że nadaje się do tego przedłużenie takiej kreski, jak ma i oraz u w stronę drugiej ścianki kulki. Prawda, być może nie będzie specjalnie rzucała się w oczy, ale przecież to tylko ogonek, zresztą w razie czego kulkę można powiększyć. Wygląda to tak - po lewej oryginały, po prawej nasze dobre ą i ę:



Co zatem możemy zrobić z trzema pozostałymi miejscami? Wersje kreskowo-kropkowe spółgłosek (diakrytyki ł, ś i tak dalej) i tak się nie zmieszczą i trzeba będzie im wymyślić coś innego. Tak więc możemy z tymi miejscami zrobić... cokolwiek :) Ja podeszłam do tego jak twórca oryginału, czyli wypatrzyłam, co u nas byłoby najporęczniejsze trochę skrócić i dałam właśnie to. Nie jest to obserwacja pięciominutowa, bo jak mówiłam, alfabetami bawiłam się niegdyś do oporu i akurat te trzy przypadki najbardziej lubiłam zamieniać sobie na jeden znak. Czyli ostatecznie:



Ie (ale w tym także , ja i ), ia (analogicznie , je i ) i ego. Być może komuś coś lepszego przyjdzie do głowy, ale taka jest moja propozycja na chwilę obecną.

Zwróćmy jednak uwagę na jeszcze jedną sprawę, tak dla pewności, na samej górze - dlaczego ch jest w dwóch miejscach, czy ktoś zapyta? Otóż, proste: jedno to ch nie polskie (czyli czytane jako cz), a drugie polskie (czyli brzmiące jak samo h). To tak na zaś.

I ostatnia sprawa. Ponieważ ozdobniki naszych pięknych literek na ogonkach przy dwóch samogłoskach się nie kończą, wymyśliłam jeszcze jeden znaczek (nazwany roboczo bąbelkiem :) ), który wspomoże nas w budowaniu wersji rozszerzonej niektórych polskich spółgłosek:



Tu ostatnie wyjaśnienie - dlaczego tylko jeden bąbelek na i ? Hmm, bo tak. Mogłaby mu dodać do tego bąbelka jakąś drobną nadmiarową kropkę czy jeszcze jakąś inną innowację, ale skoro tak ładnie poradziliśmy sobie z ż, to znikła mi połowa motywacji w tej sprawie i stwierdziłam, że akurat ta litera pojawia się u nas tak rzadko, że zwyczajnie nie warto.

I co wy na to? :D




Przeglądając folder z chomikowanymi w nieskończoność piosenkami, o których ściągnięcie poprosiła mama, która nie jest superbohaterką:

____________________
*Tak, umiem czytać cyrlicę :) (Co niekoniecznie znaczy, że rozumiem, co tam po rusku jest napisane...)
**Mianujący się od 29 sierpnia per Capitano Lommasi - nawet mnie nie ostrzegł O.o
***Która to strona swoją drogą od strony technicznej po prostu mnie zdumiewa, jest po prostu świetna. Tym ciężej mi uwierzyć, że twórca ów języka faktycznie nie ma z niego żadnych profitów (a tak właśnie twierdzi) - strona sama się nie napisała, serwer sam nie wykupił, nie ma tam najmniejszej reklamy... To jest co innego utrzymywać charytatywnie całe doctorowe forum (pozdrowienia dla Jednego Z Najlepszych Administratorów ;D), a co innego takie coś do popatrzenia. Mnie by się nie chciało

4 komentarze:

  1. Z tymi samogłoskami...możnaby jeszcze krawędzie niektórych kulek zrobić podwójną linią. Albo same kulki wypełnione zamiast pustych (chociaż to mogłoby się mylić z niektórymi spółgłoskami). DOBRA, idę pisać w języku Loopofreyańskim - używanym przez Władców Pętli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podwójną linią to nie można tak sobie szafować, bo jak zaobserwowałam, często używa się jej, żeby zrobić podwójną literę (no tak, zapomniałam o tym napisać). Choćby na tamtym Shermans Planet, po lewej stronie jest napisane "gallifreyan" i tam właśnie jest "l" napisane w taki (dość ryzykowny, uważam) podwójny sposób. A samogłosek nie będziemy wypełniać, bo będą wyglądały jak kropki przy literach.
      Loopofreyański - aż zadrżałam z przerażenia...

      Usuń
  2. JESTEŚ MOIM OSOBISTYM MISTRZEM.
    Ale ja jest nastolatką, dodatkowo dzieckiem internetu, do mądrych nie należę, więc, bardzo cię proszę, wyjaśnij mi to wszystko na forum w wiadomościach prywatnych :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja nadal nic nie ogarniam... :D nie rozumiem tego ostatniego obrazka...

    OdpowiedzUsuń