Kalkulator pojawił się w życiu Gently'ego pewnego pięknego dnia, kiedy wybrał się do jakiegoś sklepu pokroju 1001 drobiazgów w celu zakupienia... lupy. Tak, Sektencjo, Dirk po pewnym niby nie aż tak ważnym incydencie zarzucił sobie, że pomimo powszechnej tendencji wśród prywatnych detektywów, on wciąż nie posiada lupy, więc postanowił nabyć.
Taki był cel jego wyprawy do sklepu, ale że był podręcznikowo nieodporny na najbanalniejsze chłyty marketingowe i ostatecznie wyszedł z niego nie z lupą, a z malutkim niezwyczajnie uzdolnionym kalkulatorkiem I Ching, to już inna sprawa.
(I tak dobrze, że nie wyszedł z jakimś multitasakowym scyzorykiem typu 40 z wbudowanym śrubokrętem Philipsa, wykałaczką, długopisem, łopatą i zestawem garnków, co też mu groziło.)
Kalkulatorek, jak już się dowiedzieliście, jest w stanie wykonywać "proste" czynności matematyczne... no, niekiedy nawet bardzo nieproste, bo przykładowo potrafi wycudować, ile to jest tangens 74o, ale tylko dlatego, że wynik jest mniejszy od 4. Cała reszta kwitowana jest tajemniczym Nagły Przypływ Żółtego i diabli wiedzą, dlaczego.
Najważniejszą jednakże umiejętnością kalkulatorka jest wróżenie. Po wybraniu pytania przez użytkownika, urządzenie telepatycznie ekstrahowało je ze źródła, przetwarzało i zgłaszało w odpowiedzi skrócone wyroki króla Wen na temat heksagramów Yijing + komentarze jego syna, księcia Chou gratis. Na szczęście nie w języku oryginalnym - wyobrażacie sobie wyświetlacz gotowy wydać na świat chińskie znaczki? Wyglądałby pewnie, jakby go ktoś podrapał.
Kiedy dzisiaj odważyłam się wziąć do ponownie do ręki, pomyślałam, że w sumie mogłby mi zasugerować coś ciekawego na temat szukania Dirka.
Zgodnie z instrukcją, pomyślałam więc pytanie, skoncentrowałam się na nim, zapisałam je (byłam tak skoncentrowana, że trafiłam długopisem w gołe biurko, więc to chyba dobry znak), przemyślałam (powiedzmy...), podelektowałam się ciszą (a właściwie "ciszą", gdyż jej zwyczajowy stan został wzbogacony o talenty wokalnopodobne psa państwa Pasików, którzy na pewno nie są superbohaterami), po czym wcisnęłam niebieski guzik z napisem czerwony.
Na dużym ekraniku przewinęło się parę rządków gwiazdek, potem pojawił się wiele mówiący napis 9 : XIAO CHU, a dalej:
WYROKI KRÓLA WEN:
Xiao chu symbolizuje małe żniwa.
Niedobrze się zaczyna myślę sobie.
Legiony potężnych zawracające przed bramą niezwykłości. Jest to kruchy czas wart przeczekania. Kwiaty odwracają się do słońca w czasie jego zachodu, a wahanie wypełnia tęczę powietrzem chwili jak ogień roznoszący w pył...
Nie, nic mi to nie mówi. Poza tym, że nabrałam nagle ochoty na zakup lodówki. Nic z tego jednak nie łapałam, jeśli chodzi o Dirka.
A gdybym tak szła z tym kalkulatorem przez miasto i czytała go na głos..?
Heh, myślałam, że coś z tego będzie. A tymczasem nic mi ten kalkulator oprócz tego, że się znalazł. Kurce
Nie mając żadnej alternatywy w końcu wzięłam ten kalkulator i poszłam na miasto...
Czasami, kiedy chcę w skrócie coś o sobie powiedzieć, mówię, że lubię IE6 i taką jedną sałatkę cebulowo-ogórkową. Tak dosłownie mówię, taką jedną, ponieważ zielonego pojęcia nie mam, jak się ona by mogła nazywać. Z której planety moja mama ją wytrzasnęła, też się oczywiście nie orientuję, ale sądząc po tym, którą znajomą poprosiła o przepis, to pewnie z nie najbliższej... A poprosiła, kiedy zobaczyła z jakim apetytem ją zajadam - byłam jeszcze wtedy malutka, ale do dzisiaj mi zostało ;D
Tak więc niewiele jestem w stanie o tej sałatce powiedzieć oprócz tego, że ją lubię, dzisiaj jednak... opowiem Wam, jak ją sobie skombinować samemu Ponieważ tak się składa, że akurat jest sezon ogórkowo-cebulniczy i jak co roku sami się za nią zabraliśmy, a także mam pewność każdy bardziej superbohaterski czytelnik z sensownym ogródkiem powinien posiadać teraz wszystkiego wystarczająco dużo, uznałam, że warto podpatrzeć i zanotować. Raz że dla siebie, a dwa, że może jak już zrobicie, to się dowiem od Was, jak się ta sałatka nazywa.
Składniki:
- jak najwięcej ogórków (najlepiej całe wiadro, bo efektem końcowym będzie cała micha);
- jak najwięcej cebuli (aczkolwiek trochę mniej niż ogórków);
- pietruszka, dużo pietruszki (na kilkulitrową misę uznałyśmy, że odpowiedni będzie cały wielki bukiet, znaczy: spora garść);
- sól, pieprz, cukier oraz olej i ocet;
- zielona papryka i pomidory wchodzą w grę, ale niekoniecznie
Pietruszka. Zdjęcie niczym z książki kucharskiej.
No to tak - bierzemy z 10 - 15 ogórków i kroimy w plasterki bez obierania tak, żeby przykryły nam grubo powierzchnię michy. Jakoś w międzyczasie zasypujemy całą powierzchnię solą - paroma sporymi szczyptami, chyba jakoś pół łyżeczki na dm2 (taaaa, matematyczka, wiem ;D). Potem bierzemy cebulę i również kroimy w plasterki do michy tak z 5 - 10 sztuk, ale mniej, zaledwie, żeby nam się ogórki schowały. I znów solimy, na tej samej zasadzie, co ostatnio. I znów ogórki... I znów posolić...
A, jak ktoś by miał inne zielone warzywa, to również należy dodać je właśnie teraz.
Kiedy micha już jest pełna i/lub skończyły się nam materiały, przykrywamy michę jakimś materiałem i dajemy się jej odstać do następnego dnia.
Następnego dnia zaczyna się najlepsze - sałatkę należy wymieszać i pododawać do niej wszystkiego, co tam nam jeszcze na liście zostało.
Ryc. 1. Sałatka.
Ale po kolei: cukru dajemy tak ze 2-3 łyżeczki, pieprzu tak, żeby go mniej więcej było widać (chyba ze dwie łyżki by się z tego uzbierały), mieszamy. Następnie po pół szklanki oleju i octu. Choć jeśli wydaje się za łagodne, to dolać albo doprawić; mama dolewała tak, że chyba nam w końcu po szklance octu i oleju wyszło, ale wiecie - to nie są wskaźniki tablicowe, żeby nam cyferka w tę czy w tę robiła różnicę :p
I teraz można zacząć pojadać ;)
Na koniec - najważniejsze, pietruszka! Siekamy i wrzucamy.
Ryc. 2. Sałatka po wymieszaniu i pododawaniu, czyli znajdź 10 różnic, którymi różnią się te dwa obrazki.
Kwestia, czy dodawać same liście, czy jeszcze drobno poszatkowane łodyżki, których szkoda mi było wyrzucić, nie została rozstrzygnięta. Ostatecznie trochę wkroiłam, a trochę nie, bo nie wiem, jak takie malutkie twardawe krążki będą się sprawdzały na dłuższą metę.
I ponownie mieszamy, dokładnie mieszamy (równie dobrze można mieszać po każdej operacji dodawania składnika, ale nie każdemu się chce, a ja do tego nie potrafię powstrzymać ochoty pojadania).
Potem dajemy sałatce trochę odsapnąć, ale już tylko na jakieś 15 - 30 minut.
A potem już do słoików :) Prosta sprawa - nakładamy plasterki, a potem zalewamy wodą, która została w misce. Do około 3/4 wysokości albo wyżej, jednak najważniejsze, żeby wszystkim słoiczkom dostało się mniej więcej tyle samo.
I teraz elegancko do garka, potrzymać po 15 minutach od zagotowania i voila! Najlepsza sałatka, jaką widział Wszechświat, gotowa!
Z dedykacją dla sałatki:
A, i ciekawostka: wygląda na to, że dostanę posadę moderatora na vampirciowym forum fanfików Najciekawszego co prawda w tym temacie nie widać, ale dostałam prywatną wiadomość i mam się tylko zgodzić...
<brawo>
OdpowiedzUsuńW Goleniowie był jakiś detektyw, który jechał taksówką i za nią nie zapłacił, ale to na peeewno nie on...prawda? Mówił, że bada powiązanie między moją gonitwą na stację PKP a reklamami na tym blogu.
Detektyw, który nie zapłacił za taksówkę?! Powiązania powiązaniami, ale jak nie zapłacił, to na pewno on! I już go nie ma? :<
UsuńTak, mówił, że jakiś koleś z 6 'o' będzie na stacji czekał z gotówką o 6:55. Nie wiem, czy powiedział mu to ten kalkulator, analiza promieniowania gamma emitowanego przez telewizor nastawiony na TV NieTrwam, czy lupa, której nie kupił, ale nie pomylił się. Taaaaa, teraz i ja bym go chętnie dor...znaczy odnalazł
UsuńBleee, cebulaaa.
OdpowiedzUsuńO, więc Dirk ruszył się po lupę? Super ;D Ja nie wiem gdzie jest moja, trzeba będzie ją odnaleźć [taaa, na moim zdjęciu na lastfm] xD
I... Gratulacje! Masz się tylko zgodzić... Czyli jeszcze tego nie zrobiłaś? Zgódź, nadajesz się świetnie, a na pewno będziesz mieć czas, żeby tam wpadać częściej. [Chyba ze już tam wpadasz z częstotliwością o nazwie 'częściej' - dobra, sama nie ogarniam tego co piszę, chyba jeszcze śpię :D]
Nie lubisz cebuli? O.O
UsuńTa, raz się ruszył, a co do czego i tak nie kupił, bo wyszedł z kalkulatorem. Jest jedynym na świecie detektywem, który bada dowody za pomocą kalkulatora I Ching.
Nie zdążyłam się zgodzić, bo zanim to zrobiłam, to Vampi mi jeszcze zdążyła ponaglenie wysłać ;]
Ale nie, na szczęście nie muszę wchodzić częściej - Vampi twiedzi, że ta ilość na teraz jest całkowicie wystarczająca, zresztą zapewniła, że nie będę się musiała wysilać więcej niż na co dzień - bystra obserwatorka, wie, że dla takiego lenia jak ja są to warunki kluczowe.
A teraz wygląda to tak http://forum.vampirciowo.pl/profile.php?mode=viewprofile&u=869 :]
Nie lubię ;) Mam jaką nienawiść do cebuli od dziecka.
UsuńOoo, znaczek dodany [widziałam kiedyś starą wersję profilu]! Ale teraz fajnie wygląda xD
Od dziecka? Którego? Niech ja tylko dorwę to dziecko..!
UsuńO, tak, koleżanka robiła wszystko fazowo i dodała oznaczenie z moderatorem nieco później :)