poniedziałek, 30 lipca 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 29 lipca 2012



Po napisaniu i rzuceniu krytycznym okiem na ten wpis, doszłam do wniosku, że jest to kolejny z tych wpisów, które wyróżniają się gigantycznym stężeniem mojego zgryźliwego ględzenia na nietemat.
O ratowaniu świata nic dzisiaj nie będzie, bo jak na razie świetnie radzi on sobie sam.

Po pierwsze: ankieta. Tak, proszę szanownego Państwa - nasza niezwykła i nieprzeciętna ankieta została parę dni zakończona. Czas na podsumowanie wyników:

Okazało się, że tak samo wielką popularnością cieszyły się propozycje robienia czegoś z jabłkami oraz ze skróconą wartością liczby π - zagłosowało tak po 11 osób, czyli 31%. Czy akcja miała dziać się na jednym talerzu? Tego ankietowaniu nie wyszczególnili. Być może pewien związek idzie stąd, że dotyczące kół π może określać okrągłe jabłko, co mimo starań nie mogłoby udać się ze wtorkiem, oczywiście'm oraz nieforemną głową pana Presleya.
Co nie znaczy, że opcje te nie wzbudzały żadnego zainteresowania. Pomimo że było ono znacznie mniejsze niż w przypadkach bardziej matematycznych, tak samo jak Elvis chciało 8% ankietowanych, czyli całe 3 osoby. Identycznym wynikiem mogłyby poszczycić się (mogłyby, gdyby opcjom zdarzało się czymkolwiek szczycić) czysty zachwyt nad ideą i błyskotliwością ankiety, czyli Ależ oczywiście!, a także atak szczerości w formie Kali nie znać polska (być może Kali nie znać, ale całkiem nieźle radzić sobie z obsługa komputera i wpisywanie adres Dziennik do adres przeglądarki, a to być wystarczająca). Opcją, która zauważalnie straciła od czasu pierwszych dni ankiety, jest oznajmienie, że wczoraj był wtorek. O ile początkowo wybór ten wysuwał się na znaczne prowadzenie z jakoś 30%-ami, o tyle teraz pozostało przy nim zaledwie czterech głosujących, czyli 11%, co jednak i tak jest najpopularniejszym wynikiem zaraz za dwoma liderami. Widocznie na wiosnę środy i wtorki występowały w przyrodzie dużo częściej niż teraz i dopiero ich dramatyczny spadek skłonił ludzi do zajęcia się matematyką.



Myślę, że teraz trzebaby przeprowadzić analogiczną ankietę na temat tego, czy zrobić jeszcze jedna ankietę.


Zdarzyło mi się zadzwonić wczoraj do Kitiny i pierwsze, o czym usłyszałam, było o dziwno nie to, w którą odnogę Jazza Jackrabbita wczoraj grała albo jakich unowocześniej potrzebuje jej najnowsze dzieło fanfikowe na ten temat, ale... dekoder. Rodzina Kitiny zamontowała sobie dekoder cyfrowej telewizji naziemnej, o którym to problemie sama już zresztą kiedyś marudziłam. Choć generalnie marudziłam o TYM jednym konkretnym temacie stosunkowo krótko, żeby jak najszybciej przejść do interesujących i intrygujących mnie relacji między sygnałem cyfrowym a analogowym. Ostatecznie nie wiem, czy miało to coś do rzeczy, jeśli chodzi o ten nowy pomysł z dekoderami i czy ta nowa telewizja słusznie warta jest miana cyfrowej, w każdym razie po tej rozmowie z Kitiną wiedziałam już o wiele więcej niż przed.
Pierwsze, o co się zapytałam: To wy teraz macie tyle samo kanałów co wtedy, czy dali wam jakieś nowe? No bo ja już tego swojego skondensowanego sześciostrzałowego zestawu (no tak, sześcio, pod warunkiem, że Puls akurat działa) miałam już lekko powyżej (zwłaszcza uwielbianych przez moją mamę, która nie jest superbohaterką, cyklów paradokumentalnych-parakryminalnych-parafilmów). I... super, odpowiedź wypadła pozytywnie! Kitina mówi, że dorzucili im z 15 kanałów, w tym, uwaga, TVP Kultura i TVP Polonia! Boziu, Kultura i Polonia! Tam leci tyle polskich starych filmów! <mdleje>
Kitina na to, że fajne one są, ale ciężko je obsługiwać. Ja na to, że mnie to zwisa.
Dalej: czy my aby na pewno musimy wymieniać telewizor. Z jednej strony - no tak, część musimy na pewno. Niesuperbohaterski chłopak mojej siostry regularnie znosi do domu wszystko, co da się z pozytywnym skutkiem podłączyć do prądu, więc w praktyce mamy dwa telewizory na chodzie i trzy stojące dla ozdoby, więc obstawiam, że tym ostatnim podłączenie dekodera za bardzo nie pomoże, a przynajmniej nie zrobi różnicy. Z drugiej strony ten, który dostałam na komunię nie jest aż taki stary i mógłby łaskawie mieć tego "empegacztery". Kitina na to, że jeśli kupiliśmy go po 2004, to ma, bo wtedy tę technologię wprowadzili. No tak gaworzę sobie. Za wcześnie miałam komunię; za stara jestem.
Przez chwilę próbowałam jeszcze machinalnie dojść, co takiego Kitinie, superhakerce z planety Carrotous, sprawia problem w obsłudze nowego zestawu wizualnego (więc chyba jednak nie zwisało mi to aż tak bardzo) i wtedy nagle przyszło mi coś do głowy. Zaraz mówię. To jak do tego nie ma typowego pilota, to czy aby tam jest telegazeta..? I poznałam straszną prawdę - nie ma telegazety. Na kanałach z telewizją nieanalogową nie ma telegazety... No tak, ktoś mi nawet chyba mówił kiedyś, że dane telegazetowe przesyłane są w tych najzbędniejszych "górnych" częstotliwościach pasma, których standardowe odbiorniki, zajmujące się ekranem, już nie widzą. No ale..? Ja tam miałam dowcipy, strony z zagadkami, recenzje książek, kalendarz, ciekawostki, ba! telegazeta była nawet pierwszym miejscem, gdzie uczestniczyłam w czacie! wymianie zdań między ludźmi, którzy się nie znali "osobiście".
Czat&Czyt się to nazywało i płaciło się jakoś 50gr czy 1zł + VAT za SMSa. Tak, wiem, ale byłam młoda, głupia i chwilowo nie miałam co zrobić z takim majątkiem jak 23zł na koncie, a ich obserwowałam na ekranie tak długo... Takie różne głupotki, żarty, przekomarzania, pisanie "w ciemno" (wysyłanie SMSa np. z pracy, bez patrzenia na ekran :D). Ciekawe, czy jeszcze do dzisiaj funkcjonuje jakaś taka strona - wtedy były co najmniej dwie, ale nawet gdybym miała gdzieś zapisaną, to nie byłoby sensu podawać, bo nawet za czasów tych paru tygodni, co siedziałam z nimi, "adres strony" zmienił się dwa razy. A zresztą - czy on jeszcze funkcjonuje? Przestałam tam zaglądać właśnie dlatego, że nagle zaczął cichnąć...
Jejciu. Z samym tym czatem jest więcej sentymentów niż bym się spodziewała.
A jakie zabawne było przeglądanie stron kontrolnych około numeru 800 XD Nigdy nie zrozumiem, dlaczego numery NIGDY nie zaczynały się od dziewiątek.

Nie no, muszę to zobaczyć na własne oczy, bo nie uwierzę. Nie ma telegazety.
Rety, i do tego jak ja będę program sprawdzać? Trzeba będzie już koniecznie latać albo do gazety, albo do laptopa :/

No dobrze. Teraz coś weselszego, z dedykacją dla dekodera i do posłuchania:



A, i oczywiście, kiedy powiedziałam o tych nowościach siostrze, która nie jest superbohaterką, to okazało się, że ona oczywiście wiedziała o tym wszystkim już od dawna. Rety, jaka ona jest mądra :) Musi tylko nauczyć się chętniej rozmawiać - ciągle mam wrażenie, że składanie zdań sprawia jej problem. Zważywszy jednak na to, że niedługo skończy 21 lat, myślę, że chyba już wkrótce opanuje tę umiejętność.

Tak więc trzeba będzie kupić nowy telewizor. Dwa nowe telewizory. Albo jeden dekoder. 30zł/mies. jak mówi Kitina. No to jednak telewizory.
Dobra, nieważne, to dopiero następna jesień czy jakoś tak.

Uff. Ledwo opuściłam Koszalin, a już zakorciło mnie, czy Doctor Who: Worlds in Time będą miały jakąś szansę pójść na mojej kochanej namiastce Internetu.
No więc... szansę - może tak. Ale poza szansą to popatrzyłam sobie na upstrzonymi kamieniami ekran powitalny i (po odczekaniu czasu niezbędnego do załadowania około 95% paska z prawej górnej) informację, że moje connection is unavaiable, żebym je sprawdziła, przedmuchała dziurki i, kiedy mi się znudzi, spróbowała jeszcze raz. Próbowałam jeszcze raz na obu przeglądarkach (Internet Explorera 6.0 sobie darowałam - nie miałam akurat nastroju do oglądania chichrającego się pliku flash, czy co to tam było) i niestety, nie pogram sobie. Jak na złość musiało mi się spodobać :/
Aż śmiesznie, że kiedy przy trzeciej próbie (drugi raz dla Opery) dla rozrywki zaczęłam sobie czyścić Kosz pulpitowy (ale rozrywka, co nie?), trafiłam przypadkiem na kopię piosenki Disappointed. Pisałam już o niej ostatnio, ale jak sobie teraz na nowo zaczęłam nucić tekst z myślą o tej nieszczęsnej grze:
Disappointed...
Ones more...

to się prawie zaczęłam zastanawiać, czy nie byłoby dobrym pomysłem wrzucenie jej jako piosenkę dnia jeszcze raz.

Ale nie będziemy się powtarzać i wrzucimy to:




P.S. Zdaje się, że na Vampirciowie zaraz rozkręci się jakiś wakacyjny konkurs...

2 komentarze:

  1. No to już lepiej 2 dekoderki DVB-T z wyjściem SCART (Euro) - podłączycie je chyba do każdego telewizora. My już w sumie mamy takiego zwierzaka i oprócz tego, że śpiewa i podjada obiad z patelni, pozwala odbierać cyfrową TV z kablówki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo, czytam, że nie tylko mnie tak gra się zbytnio włączyć nie chce :(

    OdpowiedzUsuń