poniedziałek, 7 maja 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 6 maja 2012



Jak dowiedziłam się z wielu niezależnych źródeł - brak Księżyca (na niebie, znaczy się) nie przeszkodził wczoraj Mythowi w ambitnym planie podbicia i przejęcia na własność serca Laury. Pizzeria, 1,5 godziny w 5 minut, szczekające gołębie - to takie romantyczne

Miałam dzisiaj sytuację, która przywiodła mi na myśl dowcip (znany także z bash.org.pl):
<riko> Hey. We're talking bout 2 hours but I still don't know where are you from. ;)
<ogarevitsh> Poland. What about you?
<riko> Kurwa...


Fani Doctora Who są różni. Ja należę akurat do tej grupy, która nie zaczyna od tego rozmowy, a do tematu dochodzi ewentualnie, drogą okrężną. Częściowo mam to wyniesione z mrocznej przeszłości, kiedy mama uważała, że siedmiolatka gadająca o swoich ulubieniach to jakieś odstępstwo od reguły (teraz jej już przeszło... może skapitulowała?), częściowo jest to obserwacja, że atakowanie z marszu nowo poznanej osoby pełnym pakietem ciekawostek na temat swojego ulubionego serialu/piłkarza/malarza/postaci z Klanu rzadko zostaje odebrane pozytywnie.

Tak więc przygruchwaszy sobie parę koleżanek z gromadki nowych znajomych, obleciałam z nimi tematycznie koty, nietoperze, niuanse w hodowli roślin doniczkowych, miejski ruch uliczny, filmy dokumentalne na temat właściwości telepatycznych zwierząt (z naciskiem na papugi), Jimma Carreya, ranking najgorszych scenariuszy świata*, tragiczne skutki brania się za ekranizację hitów czytelniczych (z mojej strony oczywiście Samotność w sieci i jeszcze Holistyczna Agencja...) i dopiero, kiedy coś delikatnie zakręciło się dookoła tematu seriali na zasadzie Oglądałam kiedyś "Kroniki Sary Connor" i po drugim sezonie tak nagle dziwnie się zakończyło, to ja, że kiedyś oglądałam serial, który też mi sprzątnęli po dwóch seriach, ale się po roku dowiedziałam, że to wcale nie koniec i mogę ściągnąć z Internetu. Co prawda okazało się, że mojej koleżanki Telewizja Polska nie zrobiła w konia i tamten akurat serial naprawdę kończył się tak nieporadnie, ale jednak haczyk został rzucony (czy jak to się mawia) i padło fundamentalne pytanie o życie, Wszechświat i całą resztę:
O, a jaki to serial?


Wtedy ja odczekuję sekundę, biorę malutki wdech (no w końcu trzeba nacieszyć się tymi dziesięcioma sekundami zainteresowania, prawda?) i mówię niby to od niechcenia i obojętnie, że Doctor Who (boziu, zdumiewa mnie moja własna perfekcja).
A one wtedy obie w brecht, w tym jedna tak sama dla siebie, a druga wskazując ją palcem - czyli jak to wynikało i jak zaraz same potwierdziły, koleżanka wskazywana palcem już jakiś czas temu zdążyła oświecić swoją towarzyszkę tym, jaki jest jej ulubiony serial (tak, ulubiony ) i teraz one miały takie urocze deja vu, a ja niemniej uroczy ból brzucha przez następną minutę, nie mówiąc też o niekontrolowanych atakach szczęścia w częstotliwości +- 5 minut.
Poza tym okazało się, że koleżanka pomimo iż w pełni zainteresowana i zaaferowana, to nie słyszała ani o spoilerach co do siódmej serii, ani o marudzeniach wobec Moffata (choć zna i uwielbia Anioły :) ), ani o tym, że Tennant jest WŁAŚNIE w Warszawie (a uważa go za mega przystojniaka!)... Ba! Pomimo że druga z koleżanek obejrzała tylko Magię telewizji i już miała dość, to obie słuchały zachwycone o tym, jak w latach '60 William Hartnell zaczął tracić pamięć i trzeba było coś SZYBKO wykombinować i o tym, jak w latach '90 Amerykanie zaszaleli i kupili licencję na serial**...

To było po prostu niesamowite Tak to na Polskim Forum Doctora Who już wkrótce pojawi się nowa postać z pseudonimem (jak mniemam) pochodnym od imienia Katarzyna, a ja zastanawiam się nad zaprzestaniem pisania we wszelakich opisach, CV i innych takowych, że jestem spokojna i nieśmiała...


Dowiedziałam się, że Biedronka... no dobra: sieć sklepów o nazwie Biedronka, zmienia logo. Wielu to nawet frapuje wielce i pojawia się pytanie: Dlaczegóź, ach, dlaczegóż?
Że najpierw było:

A teraz jest:

oba stąd

Jeśli wielbiciele takich szarad znajdują się także na tym blogu (tudzież mają zamiar trafić na niego przez Google i zasilić nam pulę odwiedzaczy ), to donoszę, jako że akurat wiem, iż nie chodzi tylko o logo, a o świadomy i w pełni przemyślany zabieg marketingowy zwany re... reins... nie... remaste... nie, zaraz... <szuka w Google> aaa! rebrandingiem! No więc nie tylko logo, ale cała ewolucja z dyskontu w supermarket - nowy układ półek, nowe podejście do sprzątania w sklepu (znaczy: w ogóle będą sprzątać) i takie tam różne, co ma spowodować przypływ nowej grupy klientów z wyższyn społecznych. A wyżyny społeczne rozpoznają w Biedronce po tym, że nie płaci się papierowometalowym pieniążkiem, a plastikową kartą płatniczą.

Koleżanki (tak, te powyższe, od DW) stwierdziły, że bogatsi tam nie chodzą, bo w Biedronce po prostu nie ma czytników kart. Wystarczyłoby więc je wprowadzić i już byliby klienci. Chyba ci ich specjaliści od imidżu i wizerunku jeszcze do tego nie doszli, bo w opisach tych rebrandingów nic o takim działaniu nie wspominają.
Ciekawe, kiedy się zorientują.


A, jeśli komuś jeszcze mało owadów na dziś:

stąd


A na dziś:

Marchewka jest atrybutem słynnego:
a) MacGyvera
b) Chucka Norrisa
c) Królika Bugsa


Ponieważ mi wesoło, daję to:



____________________
*Że też nie mogę tego teraz znaleźć na Internecie! A temat szalenie ciekawy - pewnego pięknego dnia pewien gość zaczął wypytywać o scenariusze, które według zapytanych miały nie nadawać się do niczego, i kolekcjonować je. Zrobił ranking, wytypował pierwsze miejsce i... z tego właśnie scenariusza zrobił zrobił film Juno, który zrobił furorę!
Dobra, może poszukam po tym scenarzyście/reżyserze, czy kto to był...

**Jeśli komuś jeszcze mało takich ciekawostek, to zapraszam tutaj :)

2 komentarze:

  1. Ha, robal! Przerabialiśmy w grupie w szkole do kabaretu piosenkę biedronki, wyszła nam pięknie. Gorzej jej śpiewanie ;D

    OdpowiedzUsuń