wtorek, 29 maja 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 28 maja 2012



No czas wreszcie napisać trochę o tym, co i jak się działo w ciągu ostatnich kilku dni.

Zaczęło się od samego ranka. Ostatni rzut oka na Kocią Rózię i widoki dookolne (zarówno pokój, jak i zezewnętrze):


Kocia Dama i widoki.

ostatnie dociągniecie zawartości bagaży, no i jechać.

Jestem okropnie sentymentalna, wręcz do bólu i przesady, każda zmiana zamieszkania to dla nie mała tragedia, jednaże ów problem tradycyjnie utonął w problemie, jak dotaszczyć walizę przez przestrzeń między przystankiem Jedynki a dworcem. Coś musiało być w tym, że była wypełniona po brzegi, a sama bym się do niej zmieściła, jednak to przecież nie było aż tak dużo, zwłaszcza dla superbohaterki...

A potem to już poszło - 3 godziny minęły tak, o, (być może dlatego, że bardziej zajmujące od patrzenia na zegarek było powstrzymywanie podobnego do tremy szeleszczenia w żałądku), potem Niessamowity Profesor zjawił się swoim super-niessamowitym-mobilem by mnie odebrać. I wtedy ujrzałam swoją miejscówkę.

Z zewnątrz wyglądała tak, jakby miała mieć numer nie 48, a 48 i 3/4, taki mini-Hogward bez nietoperzy, więc przejdźmy od razu do meritum. Meritum jest takie, że chyba po względnej znajomości dostałam bardzo ładne duże kamienicowe coś za cenę, która (jeśli wytrzymam z Dominikiem do następnych miesięcy) ma zmaleć o połowę:



Zwłaszcza zegarkowi się podoba, że się wreszcie doczekał

Są duże rozwierane na oścież okna, są efektowne różnie położone lampki, są <rozgląda się> no są.

Reszta, tj. pomiędzy drzwiami wejściowymi i moim zameldunkiem wygląda prosto i pospolicie (no, może nie licząc tego półrozkręconego didżejskiego zestawu, którego moi poprzednicy nie wiedzieć czemu jeszcze ze sobą nie zabrali*...), więc pomińmy.


WTF, czyli: jakieś inwencje, co mam z tym zrobić?

Ważniejsze niż nieruchomości, z którymi zaczęłam mieć właśnie styczność, było jednak to, co martwiło mnie jeszcze od podróży pociągiem, czyli Dominik i te rzeczy. Sam zainteresowany zadzwonił jeszcze o 13 chyba, że o 17 chce mi zrobić prezentację miejsca pracy. Nooo, zrobił i to bardzo - dowiedziałam się o ich systemach łącznościowych między księgarniami a hurtowniami, o konektorach aktualizujących bazy, o używanych przez nich programach do faktur, o kurierowym GLS, o IIS, CRM, MRP i ERP (aż chce się dopisać CIA, BMW i MTV). Czyli w zasadzie wszystkiego oprócz tego, czego chciałam się dowiedzieć - a chciałam się dowiedzieć co będę pisać i za pomocą czego. Zapomniałam się zapytać. No ale czego ja oczekuję - przecież mówił już raz, że mojego stanowiska jeszcze nie ma, a na sygnały od MicroSoftu, który będzie miał mnie szkolić, trzeba jeszcze trochę poczekać.


Dobra, starczy. Kompletnie zmieniając temat (choć nie mówię, że na coś mądrzejszego) - zaobserwowałam, że szala zainteresowana na naszym doctorowym forum przechyliła się nagle z jakiegoś Sherlocka na jakieś Supernatural. Z okazji tego, że mam już całkiem sensowny Internet** zaszalałam nawet i spróbowałam obejrzeć kawałek, no i, pomijając wszystkie kwiatki z szukaniem czegoś na kształt lektora, mogę zawyrokować jednogłośnie, że nic ciekawego w tym nie znalazłam. Niby można sobie popatrzeć na ładnych facetów (piszę na podstawie opinii większości, nie swojej), ale poza tym rzecz się nie wyróżnia z żadnej strony i... taka-jakaś-taka.
Zaczynam się już ostro zastanawiać, czy istnieje w ogóle dolna granica jakości utworu puszczanego na BBC, poniżej której fani Doctora Who nie będą go automatycznie oglądać w przerwie oczekiwania na kolejny sezon tego drugiego. Czy gdyby ten pomylony (negatywnie) Dirk Gently leciał na "Jedynce", a nie na "Czwórce", to też by zbierał takie zachwyty na naszym forum? A odwrotnie - gdyby cudowne Supernatural nie było tak po drodze, to też by było takie cudowne?
Gdyby nie paru ludzi, który na moich oczach zamiast oglądać jak leci wolą zachwycać się niszowymi japońskimi horrorami czy Psem Baskerville'ów z połowy XX wieku, to już bym zupełnie straciła wiarę w ludzi.

Niemniej i tak czasem zaczynam się zastanawiać, co ja TU robię.


Nie lubię tej piosenki. Nie lubię, bo jest właśnie taka wrednie skomplikowanie smutna i zwłaszcza w takich chwilach, jak ta jej nie lubię



____________________
*Chyba że to dla tego kota, co przemierzał Wszechświat na sprzęcie stereofonicznym, że miał sobie zabrać. Ale to mogli powiedzieć, bym kanapki zrobiła czy coś.
**Choć na ile jest on sensowny to lepiej napiszę szerzej następnym razem.

2 komentarze:

  1. Haha, high five, też nie rozumiem tej podniety SPN-em.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Godzina emisji, ot co <bezradny> BBC najwyraźniej dobrze wie, co robi, dzieląc 13-odcinkową serię na pół albo już w ogóle tworząc "serie" po trzy odcinki.

      Usuń