środa, 11 stycznia 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 10 stycznia 2012



Dzisiaj generalnie niewiele się działo - rano pozmywałam, zjadłam jajeczko z makaronem, posprzątałam tacie warsztat, wyściskałam Kocią Rózię, porobiłam sobie parę rysunków, późny obiad...

A nie, zaraz, nie! Nie mogę powiedzieć, żeby się dzisiaj tak kompletnie nic nie działo! Przecież stoczyłam dzisiaj niezłą wojnę! Otóż... udzielałam korepetycji z matematyki!
Dzisiaj wpadła do mnie koleżanka, że moje bohatersko matematyczne zdolności są teraz pilnie koniecznie potrzebne, bo córeczka przyjaciółki mojej mamy. Oficjalnie chodziło o graniastosłupy. Nie mylić z ostrosłupami. A nieoficjalnie...
Zapytałam Mytha, czy jego zdaniem 12-letni dzieciak powinien umieć rozróżniać kolejność wykonywania działań. No bo takowe szydło wyszło z worka, kiedy - już po przekonaniu dziewczynki do pewnych zasad obliczania powierzchni graniastosłupów (Pc dla figur z prostokątem w podstawie liczy się inaczej niż Pc z trójkątem), udowodnieniu, że podstaw jest więcej niż jedna i nieudanych próbach wyjaśnienia, że za pomocą H nie obliczymy pola podstawy - należało pododawać i powymnażać wszystkie cyferki. Niby jestem AstroGirl, ale taki kosmos, to mało kiedy oglądam.
Ciesz się że umie liczyć do 100, rzekł. No w sumie... ale dlaczego pisemnie? Nie wiem, jak wy, ale ja jeszcze nie widziałam reprezentanta homo sapiens, który 30 * 2 wykonuje pisemnie :D Mogła nie umieć mówić i pisać, kombinował dalej. No ba - na początku sama spytałam koleżanki, czy mała aby mówi po polsku. Odpowiedź twierdząca, więc jakaś szansa na nawiązanie kontaktu była. No ale jak okazało się, że kwadrat jest dla niej określeniem pasującym jedynie do wolnostojącej figury, to żałowałam, że nie zabrałam do jej domu flagi z napisem Ziemia.
No tak, okrutna jestem. Ale to jest prawie gimnazjum! I ona jutro pisze klasówkę z tego (a właściwie: dzisiaj). Zobaczy dane, że graniastosłup ma w podstawie prostokąt o wymiarach 2 i 3 cm, a także wysokość 4 i wykona Segmentation fault.
Nie, ja nie chcę na to patrzeć :(
Akcentem optymistycznym było skojarzenie z Królem Lwem, kiedy ona nie wiedziała, dlaczego ma w jednym miejscu przepisać znak plus, a nie mnożenie, a ja, niczym stary Rafiki: Przypatrz się...

Wreszcie około 20 pożegnałam się z jej rodzicami, uczesałam się, poleciałam na umówione miejsce, gdzie Myth zamierzał rozgromić braci Łiskasów, potem obejrzałam drugą połowę filmu Oko...

No generalnie nudy... I jak tu bloga pisać?

O, jeszcze jedno... Siadam sobie z tym smażonym jajeczkiem o 11:30 przed Polsatem, a tam kolejne serialowe paskudztwo z chachaniem w tle! No to ja się ledwo nauczyłam wymawiać tę głupią nazwę Panoptikum Roberta Ripleya, a oni już zdejmują! I ja nawet wiem, dlaczego: jak spodziewać się przyzwoitej oglądalności po czymś z takim tytułem? Bo oglądalność by była - rzeczy w stylu Światowe rekordy Guinessa przeważnie fajnie się trzymają. Więc: nie lepiej byłoby zostawić po angielsku, czyli Believe or not?
I teraz nawet trudno mi stwierdzić, czy inteligencja polskiej publiczności została przeceniona (straszenie panoptikami, paroksyzmami i paralotniami) czy niedoceniona (nieznajomość angielskiego).

Wracając do graniastych słupów...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz