No, już dwa tygodnie minęły od mojego wielce oczekiwanego i opiewanego gdzie popadnie (choć akurat nie tutaj, znowu, oops ) Doctor Who Kraków Meetingu III (który jakoś tak za każdym razem inaczej się nazywa, choć przecież zawsze jest tym samym). Pasowałoby coś powiedzieć. No cieszę się, przede wszystkim się cieszę, że wreszcie zobaczyłam na własne oczy/porozmawiałam/pochodziłam/potegowałam różne inne fajne rzeczy z osobami, z którymi zawsze chciałam to zrobić. Co prawda było nas za mało, komputery były za mocno niedziałające, organizatorzy za mało dopasowani do czegokolwiek, no ale ONI byli! I był...
Doctor Wasyl wygrał! No, no, no trzeba było tam być po prostu, co to się działo X) Mam nadzieję, że odzwierciedliłam sytuację wystarczająco, bo jak swego czasu zapowiedziałam wyniośle w podpisie na forum DW (cyt. <idzie mu pisać fanfika>), napisałam o nim miniaturkę i lada chwila zacznę terroryzować koleżankę, co by oceniła, czy to się nadaje do czegoś więcej niż do wklejania na pastebin.com.
EDIT: Pastebin już dawno wygaśnięte, fanfik dawno opublikowany, więc... http://drwhoforum.pl/index.php?topic=895.0
Tyle jeśli chodzi o niedawne wycieczki. Co do rzeczy bardziej aktualnych, to wczoraj poniosło mnie i pierwszy raz od... dość długiego już czasu (niestety), wybrałam się na dwór po dwudziestej drugiej poobserwować gwiazdy. A co :) Zaczęło się od tego, że spojrzałam w niebo i tym, co tak znalazłam, nie były chmury, a te świecące żółciutkie punkciki właśnie - co przy obecnej pogodzie męczącej Szczecinian* było dość zaskakującym przeżyciem. Drugim czynnikiem, będącym w praktyce jednakże tylko potwierdzeniem, że warto, był fakt, że chyba teraz są jakieś planetoidy. A no, były:
Przypadkowo wstrzeliłam się praktycznie w maksimum roju Perseidów! A celowo nigdy nie mogłam ich utrafić. Co prawda wiedziałam, że nie będzie jak w tych filmach, że się leży i patrzy na istną fontannę świateł, ale przy moich skromnych wymaganiach, nawet te dwie, trzy sztuki były satysfakcjonujące.
stąd
Ta. Już. Cztery razy.
Kiedy już się przyszykowałam zabierając ze sobą ukochany Wielki Atlas Kosmosu (wielki dosłownie, w przenośni i podczas przenoszenia) z zakładką na stronie Lato na półkuli północnej; Kierunek północny, lampkę (nazywam toto długopisem fotonowym, tak, dwie osoby skojarzą o co kaman) i kurtkę. Tu warto dodać, że dotąd jako superbohaterka czułam się odporna na zimno, no ale teraz notorycznie zaczęła mi się przypominać rada, że do obserwacji gwiazd wystarczy nam mapa nieba oraz ciepła kurtka właśnie. No, a właściwie ilustracja do tej rady, wyjątkowo pamiętna, ponieważ zawierająca stojącego pod gołym niebem gołodupca w kurtce, który tę radę przyjął niezgodnie z zamierzeniem autora.
Tak więc tu uzupełnię - wzięłam nie tylko kurtkę.
Kiedy wyjrzałam za okno około dwudziestej trzeciej, niebo było jeszcze bardziej zachwycające, całkiem jakby je ktoś gęsto posypał białym żwirkiem! No dobra, może to nie najlepsze porównanie, bacząc na to, z tym się może niektórym kojarzy żwirek i z czym się zatem mogła skojarzyć ta jasna smuga od horyzontu do horyzontu [Droga Mleczna, przyp. the Doctor]. Mnie się w każdym razie nie kojarzyła i mnie zatkało.
Po godzinie pamiętałam już na nowo, gdzie i jak wygląda Kasjopeja (zdjęcie z Wikipedii - jest the best), Orzeł, Smok (czyli tamto długie pomiędzy oboma wozami, których oczywiście nie musiałam sobie przypominać) i Lutnia z niepokonaną Wegą. Do tego znalazł się także Łabądź i Wolarz z sympatycznym Arkturem. Delfina nie musiałam sobie przypominać - ten jakimś magicznym trafem, od kiedy go poznałam, sam wpada mi w oko i zawsze od razu wiem, że to on.
Coś mi się jakoś żaden zodiakalny gwiazdozbiór nie napatoczył - albo jestem gapa, albo nie ta pora nocy - ale w tych i tak doceniam tylko Aldebarana w gwiazdozbiorze Byka.
stąd
Tak, to ten czerwony. Epicki, co nie?
Za to były Perseidy i to sporo! Właściwie rekord, bo aż osiem! Właściwie to może nawet dziewięć, ale jakoś tak mi to wtedy mignęło jedno zaraz za drugim, że dla spokoju powiedziałabym raczej, że osiem i pół, ale... wiecie jak w ostatnim czasie reaguję na tę liczbę i sugestię, że coś między numery 8 i 9 da się jeszcze wcisnąć
No i wszystko było fajnie - noc ciepła, trawa mięciutka... Nagle strzeliło mi do głowy zrobić inną rzecz, której dawno nie robiłam, mianowicie... zdrzemnąć się na dworze. Robiłam to raz, wypadło całkiem nieźle i nie, nie w namiocie, tylko tak na sianie - cóż, nie każdy dysponuje, więc trzeba korzystać ;) Tyle że tym razem skorzystałam tak nieporadnie, że znów odbiła mi się moja nieodporność na zimno i tęsknota za kocem (tak, kiedyś mi towarzyszył...) i w końcu podjęłam decyzję o powrocie. Ale za nim podjęłam ją ostatecznie odwiedziła mnie... Kocia Dama. Wtedy dopiero zwróciłam uwagę, że pomiałkiwała teraz regularnie co jakiś czas, zapewne z pretensją, czemu jeszcze nie ma mnie w pokoju, aby mogła tam z moją pomocą łaskawie wejść. Ale że tak przyjdzie na to siano, położy się obok mnie... no, ściślej na mnie, i zacznie mruczeć... To było bardzo miłe z jej strony.
Kiedy się w końcu rozmyśliłam bardziej praktycznie (czego mi nowe towarzystwo nie ułatwiło) i grzecznie zepchnęłam Różaną Pannę z pleców (już słyszę jej foch: Żadnego pożytku z tych superbohaterów, tacy niezdecydowani, że nawet położyć się na nich nie można), chwilę jeszcze myła futro tam gdzie była, a potem, po jakimś kwadransie, ruszyła za mną. I co na to wszyscy ci antypaci kotów, którzy twierdzą, że kot nie przywiązuje się do człowieka? A, przepraszam bardzo, w takim razie do czego?
Ja osobiście nigdy nie czułam (w sensie kierowania do mnie, nie ode mnie) niczego bardziej gorącego, wiernego i bezinteresownego niż kocia miłość.
Bo Różanej Kocie wciąż należą się długie sesje zdjęciowe.
Były Moto Myszy z Marsa, teraz czas na Moto Kotę z Ziemi.
Przez to nocne przedsięwzięcie znowu mnie nosi i marzy mi się założenie serwisu z nowościami obserwacyjnymi - że zaćmienia, że deszcz meteorytów, że planety... Ta, już widzę regularność takiego serwisu.
Odreagowałam to częściowo zatumblrowując się do Crazy Nauki (z braku laku, bo skoro nie było nic bezpośrednio kosmicznego...). O, i jeszcze pozostając w temacie, znalazłam w starym Metrze to:
Fiztaszki. Ciekawe, warto wejść.
Do ostatnich dni, ogólnie.
P.S. Ciekawostka z ostatniej chwili, też znaleziona przypadkiem: Rozmowa z zawodowym spamerem, czyli: Kiedyś to się spamowało.
____________________
*Tak, nie wiedzieć czemu Szczecin teraz odciął się hipstersko od reszty polskiego świata i zamiast dusić się w upałach, na które skargi ciągle słyszę, to funduje nam ulewę raz dziennie.
Między 8 a 9 będzie moffatowska wersja Obserwatora, jak nic :)
OdpowiedzUsuńZawsze, jak bohater/bohaterka filmu, serialu albo książki obserwuje gwiazdy, to coś spomiędzy tych gwiazd spada, więc pytanko: czy i w Twoim przypadku tak było? :)
Spadł na mnie zachwyt. Tony zachwytu X)
UsuńA tak na poważnie... Ehe... Romantyczne to twoje pytanie...
Możliwe, aczkolwiek w znakomitej większości przypadków, które przychodzą mi do głowy było to coś raczej jeśli nie niebezpiecznego, to przynajmniej funkcjonalnego :)
UsuńAle wiesz, jak coś to ja nie jestem ani z filmu, ani z serialu, ani z książki ;)
UsuńCoś funkcjonalnego z nieba... No, zachwyt faktycznie nie był zbyt funkcjonalny, tylko trochę sobie zmarzłam przez niego...
O, albo może masz na myśli jakąś fajną niebieską maszynę czasu, co?
A może wszyscy jesteśmy, tylko o tym nie wiemy? :-]
UsuńTo była najbardziej oczywista opcja, aczkolwiek przychodzą mi do głowy też inne, bardziej abstrakcyjne. I, nie czarujmy się, kieszonkowych rozmiarów :-]
Ale ja jestem z bloga, no wiesz ;)
UsuńTo była bardziej oczywista opcja, ale mało co bym na nią wcale nie wpadła :D Kieszonkowych rozmiarów... Pierwszym skojarzeniem był jakiś Ufoludek (malutki) spadający z krzykiem na sąsiednią śliwkę, ale nie świecił, więc nie zaprzątałam sobie nim głowy.
A może obiekty nieożywione? Kamyk szlachetny o interesujących właściwościach, amulet pozwalający zamieniać wszystko w złoto, niezwykły kajecik...
UsuńChoć, nie ukrywam, spadające żywe istoty, o ile spadną gdzieś obok nie robiąc nikomu (oprócz siebie) krzywdy to też interesująca koncepcja. Chyba muszę częściej unosić głowę :)
<wyobraża sobie, jak to byłoby dostać w głowę pędzącym z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę amuletem> Nie, na szczęście nic takiego nie było... Chyba że był to jeden z meteorów, które błysnęły w atmosferze nad moją głową :)
UsuńNom, unoś, unoś :D Choć z drugiej strony tamten Ufoludek czy by uniósł, czy by nie uniósł, to by mu to na jedno wyszło...
Po takim uderzeniu ofiara z pewnością widziałaby gwiazdy :)
UsuńNie orientujesz się może, czy w Świętokrzyskiem można liczyć na upadek czegoś ciekawego z orbity? :)
Znaczy: czy w Świętokrzyskim może wylądować coś ciekawego? Czy to się ma wyglądać ciekawie z orbity? :D Powiem ci, że nigdy nie badałam zbyt dokładnie pod tym kątem tego województwa (co innego zawartość masła w maśle - to się robiło po kilka razy), ale myślę, że jak rozejrzysz się za kręgami w zbożu (znaczy: oczywiście, że tam pisze "Hello, sweety", no ale), to już będziesz wiedział.
UsuńTo nie takie proste z tymi kręgami. U nas w województwie 80% społeczeństwa to albo partyzanci albo sadownicy - jednym i drugim zdarza się z różnych przyczyn tworzyć takowe.
UsuńAleż to jednoznacznie dowodzi, że oni wszyscy są z kosmosu! XD
UsuńNieee tam, żadne z nich ufoludki. Kręgi to zwyczajnie efekt uboczny stosowania popularnego w tych stronach napoju zwanego "Niedźwiedziówka". Sto mililitrów powala nawet miśka grizzly! Aczkolwiek zahartowane organizmy sadowników i partyzantów powodują, iż na krótko przed powaleniem czują oni niemożliwą do pokonania chęć jeżdżenia ciągnikiem (Niekoniecznie swoim, i niekoniecznie sprawnym) w kółko po polach i lasach. Stąd w Świętokrzyskiem kręgi.
UsuńHmm, interesujące. Chyba będę musiała wpadać tam częściej nie tylko w sprawie masła. No faktycznie nie kosmici. Niby to nie zaprzecza tezie, ale jednak gdyby to był alkohol pochodzenia międzyplanetarnego, to zapewne byłaby mowa o szablozębnych surykatkach z kwadrantu Delta Samba 303, a nie misiach grizzly (one są popularne jedynie w okolicach Mgławicy Końskiej Głowy, na Galantusie A666 - paradoksalnie, bo misie grizzly to u nich jedyne zwierzęta, nigdy w życiu nikt nie widział tam konia)... O czym to ja..? I do tego, mówisz, ciągnik? A wrzuć to następnym razem na YouTube, co?
UsuńObawiam się, że mógłby być to zbyt brutalny filmik, jak na YouTube :(
UsuńA ta mgławica... Chyba już o niej słyszałem. Czy może rezydują tam uzbrojeni w potężne kły jegomoście z czerwonymi pierścionkami na palcach, bredzący coś o spaleniu wszystkich?
O tym, że spalą wszystkich, wszystkie państwa, wszystkie planety i wszystko na literę P, co mają oczy jak kule bilardowe (o różnych numerach) i długie kręcone falujące nogi? :D Też ich raz widziałam - kupowali akurat 30kg żelek dla swoich siostrzeńców (dla siebie kupili wcześniej 100kg, ale nie mogli tego ujawnić - ich wiara nie zezwala na spożywanie żelek w dni tygodnia w których nie ma "cz" w środku, a akurat był ćwartek).
UsuńA czy od czasu do czasu mówią wierszem? Bo jeśli tak, to mówimy chyba o tych samych istotach :)
UsuńAbstrahując jednak od tego, czy kiedyś wcześniej miałaś aż tak długą dyskusję w blogowych komentarzach? :)
Joo! To tamte! To jakim cudem ciebie tam nie spotkałam? Ah, bo ty pewno żelków nie kupowałeś... Ale tamte są inne! W ogóle nie smakują jak żelki!
UsuńFaktycznie, spora się zrobiła. Tylko czekać na jakąś Madame Kovarian jęczącą, że znów flirtujemy XD
Nie spotkałaś mnie, bo ja już zwróciłem im swój pierścień - niech go sobie zeżrą. Choć rymowankę mieli nawet fajną.
UsuńJeszcze chyba faktycznie tylko Kovarian w tej dyskusji brakuje :) I Frobishera (Pingwinek , o którym Ci mówiłem, że chciał odesłać futro Drugiego Doktora na emeryturę)
Ja im nic nie zwracałam - dostali w te swoje kosmate kręcone łaciate trąby i poszli niepocieszeni do domu!
UsuńA co, Frobisher też zwykł coś rzucać o flirtowaniu? ;)
Mi po dziś dzień zawracają głowę, że fajnie było, jak byłem w korpusie, że nadal moje miejsce jest wolne...Ale dwa razy się do tej samej rzeki nie wchodzi.
UsuńNie, nie rzucał, ale po prostu pomyślałem o nim jako o jednym z whoniwersowskich dziwów, do których zaliczam też Kovarian: takie coś co jest niezgorsze a może nawet klimatyczne, ale po jakiego Rassilona to wymyślono - nikt nie wie :)
No ale udział w ich korpusie to wyróżnienie! Za udział w kilku znamiennitszych misjach prawnie masz zagwarantowany zapas żelków i gliny żelbetonowej do końca życia, a po dziesięciu otrzymujesz Order Końskiej Głowy (co prawda trochę trudno go przydźwigać do domu, bo waży ponad 20 ton, ale za to ładnie prezentuje się przy kominku i dla ras o znaczniejszych rozmiarach stanowi efektowny przycisk do papieru). Ja chciałam do korpusu, ale oni mnie nie chcieli, bo im się różowe kostiumy nie podobają :<
Usuń"ale po jakiego Rassilona to wymyślono - nikt nie wie :)" Hehe :D Kovarian niby jeszcze miała jakiś sens... Ale fajne są rzeczy tak wymyślone (czy nawet, niekiedy, powiedziane) bez konkretnego powodu. Widać wtedy, że autor lubi swoją pracę ;)
Wiem, że to wyróżnienie, ale nie umieli odpowiedzieć na pytanie, czym się korpus zajmie, gdy już forteca tych, których tak bardzo nienawidzi szef (Widziałaś go? To ci dopiero bydlę! Trzy metry wzrostu, skóra jak u Indianina, a kły jak u...czegoś, co ma wielkie kły) przestanie istnieć - inaczej mówiąc organizacja bez przyszłości :-/ A szkoda, bo uzupełnianie "paliwa" w pierścionku było fajne.
UsuńWiesz, Kovarian po tym, jak przestała pokazywać się Amy, łatwo mogła być zastąpiona nawet anonimowym Ciszowcem - straciła na znaczeniu. A Frobisher...cóż, Dreamworks go splagiatowało w filmie animowanym "Madagaskar". I to w czterech egzemplarzach.
Tamten? No właśnie się zastanawiałam, czy to ich generał czy jakaś lokalna odmiana dromadera pięciogarbnego... Oj tam, oni nie pozwolą zniszczyć swojego światopoglądu. Nudziliby się bardziej niż Dalekowie po wybiciu wszystkich dookoła, ale zamiast to przyznać, wolą po prostu nie myśleć - ot iście parlamentarna strategia!
UsuńA że tak zapytam... Jak się uzupełniało paliwo w pierścionku? ;> I w ogóle do czego on służył? Bo ja tylko przy okazji próby przejścia przez proces rekrutacji dostałam tylko breloczek i kulę, która jednak niedługo się zepsuła, bo po przywiezieniu na Ziemię stała się kwadratem.
Może Kovarian straciła na znaczeniu, ale wiesz... Nadal była efektowną laską, która rzuca fajnymi tekstami (tudzież próbuje) i tu żaden Cisz by jej nie zastąpił.
I sugerujesz, że Dreamworks ogląda DW? Jooo! :3
Ładowanie? Bardzo proste i przyjemne zarazem. Do tej kuli czy kwadratu trzeba przyłożyć pierścionek, i wypowiedzieć korpusową rymowankę - są nawet dwie jej wersje: poprawna politycznie, i niepoprawna.
UsuńDreamworks popełniło czysty plagiat, więc chyba oglądają. Zresztą rzuć okiem - DW: http://en.wikipedia.org/wiki/Frobisher_%28Doctor_Who%29
Madagaskar: http://madagascar.wikia.com/wiki/Episode_Guide/Series/Guide_for_Season_3_Only?file=BannerBar1.jpg
To to się za pomocą tej kuli/kwadratu ładowało! A ja myślałam, że to bubel i rzuciłam tym przy pierwszej okazji w jakiegoś nietoperza, jak mnie przestraszył... No tak, ale ja nie znam żadnej rymowanki. Nietoperz pewnie też nie. (No ale jeśli jednak znał i już wkrótce ujrzymy napakowanego złą energią latającego ssaka, to będę wiedziała, do kogo się zgłosić.)
UsuńPewne podobieństwo jest, choć mam wrażenie, że przy tych durnych Dreamworksowych podróbkach Frobisher jest jednak... względnie normalny, że tak powiem. A co powiesz o tym, że twórca najpopularniejszego darmowego systemu operacyjnego, Linus Torvalds, też sygnuje się pingwinem? :p
Służę pomocą, ja jeszcze tę rymowankę pamiętam. Wersja poprawna, czy niepoprawna politycznie?
UsuńSygnować się to jedno, a tak bezczelnie plagiatować caaaaały koncept (Pingwin myślący jak człowiek, i etc.) to co innego :)
Jeśli to dotyczy polityki "zagranicznej" (zaplanetarnej XD), to chyba nic nam nie grozi, jeśli przytoczysz wersję niepoprawną politycznie? :p
UsuńU Dreamworksa to właściwie wszystko myślało i gadało jak człowiek - zwierzątka to dopiero początek! A to i tak nic - u Disneya gadały nawet talerze i czajniki, a Pixar (znany dziś z samochodów i samolotów) zaczynał przecież od lampki :p
Bardzo proszę, w tłumaczeniu mojej skromnej osoby:
Usuń"Krew i furia w szkarłatu kolorze
Wydartym ze zwłok życia pozbawionych
Złączeni w naszym okrutnym gniewie
Wszystkich was spalimy - to wasze przeznaczenie"
Wersja poprawna politycznie różni się drugą i trzecią linijką.
Talerze, czajniki...A nawet miotła miała twarz, jak pamiętam. Disney chyba zażywał podobne środki, co obecnie Moffat :)
Wyobrażam sobie to w wykonaniu tego nietoperza...
UsuńNie wiem, co bierze Moff, ale wiesz co..? Zawsze (tj.: od poznania DW), kiedy oglądam "Ksenę, Wojowniczą Księżniczkę", po cichu dziękuję niebiosom, że naszemu serialowi dostał się ktoś tak rozsądny, spokojny i szanujący kanon jak on...
Co tam nietoperz, najoryginalniejszym członkiem korpusu można chyba obwołać tego przyjemniaczka: http://images2.wikia.nocookie.net/__cb20120117224639/greenlantern/images/4/4d/Zilius_Zox-1.jpg
UsuńJejciu, to co oni tam, w tamtym serialu nawyprawiali?
To taka ulepszona wersja Pacmana, co nie? Dla mnie tam najciekawszym okazem wydawał się pewien chomik z bardzo wyłupiastymi oczami oraz dziobak będący ponoć zabójcą idealnym. Na tego drugiego wołali bodajże Kaczuś.
UsuńZ najcharakterystyczniejszych rzeczy to chyba to, że główna bohaterka umiera chyba częściej niż Rory (raz zdarzyło jej się ożyć ponownie po iluś tam latach, tak że już nawet konia musieli jej nowego dać). Mamy regularne powroty do cudacznych motywów z jej przeszłości, gdzie była jeszcze zła, co rusz "miała styczność" z typami spod ciemnej gwiazdy i jakie to osobistości próbowała zabić (z sukcesem tudzież bez). W nowszych seriach natomiast z uroczego łubu-du przechodzimy do niekończącego się łażenia po śnieżnych lądach jakiejś Syberii w poszukiwaniu jakiejś indyjskiej czy tam chińskiej mistrzyni, która niby to ją kiedyś szkoliła poprzez medytację i inne orientalne cuda... Nie, to ostatnie nie brzmi odpowiednio debilnie - to trzeba widzieć. Ale i tak moim faworytem jest zapłodnienie jej towarzyszki przez szatana i urodzenie babki, która stała się największym wrogiem Kseny, ale to nas nie rusza, prawda? ;p
(Nie, córka Gabrieli nie ożeniła się potem z Kseną.)
(Zawsze mówiło się, że nic tak nie ożywia akcji jak trup, tymczasem w XXI wieku wychodzi na to, że nic tak nie ożywia akcji bardziej niż ciąża.)
Usuń"przy tych durnych Dreamworksowych podróbkach" - ej, zejdź mi proszę z moich Pingwinów :P
UsuńA tak odnosząc się do wpisu, to mnie się maksimum Perseidów trafiło, ale z maksymalnym zachmurzeniem, jak zresztą od paru lat... Następnego dnia wyczaiłam dwie, ale w porównaniu do zacnego deszczyku sprzed jakichś 8 lat to trochę jakby nic.
A kota cudna <3
Nom, taki Pac-Manowaty, istotnie :) Aczkolwiek konkurencyjny korpus ma jeszcze coś lepszego: wiewiórkę - z wyglądu zwyczajne zwierzę, ale z miniaturowym pierścionkiem i w umundurowaniu :)
UsuńHehe, z tą Kseną to coś w stylu serialu "Ziemia: ostatnie starcie" gdzie było tak: główni "źli", Taelonowie, okazali się powstać z rasy zwanej Atavus, która podzieliła się na na nich i rasę Jaridian. Taelonów łączyła psychiczna więź, jeśli któregoś jakimś cudem odłączono, zmieniał się w Atavusa, ale innego, niż ci, którzy się rozdzielili. A potem doszła zupełnie inna rasa, też mówiąca na siebie Atavusy, w niczym nieprzypominająca tych poprzednich, a jednak raz czy dwa jej przedstawiciel mówił do Taelona "Okaż szacunek przodkowi"
Daguś, dziękuję, przekażę Kocie :3
UsuńOni się tej wiewiórki nie boją, bo po pierwsze: posiadają śmiercionośnego dziobaka bojowego, o którym już wspomniałam, a także niezliczone ilości hiper-orzechów z planety Kokos 13. Żadna wiewiórka się nie oprze.
To zabawnie muszą mieć fani tego "Ostatniego starcia" :D Już w DW jest mnóstwo nieścisłości, które fani dzielnie łatają, no ale tam... Wolę nie zaglądać do ich Wiki.
Nie lekceważyłbym tej wiewiórki - rzuć okiem, co potrafi. http://www.youtube.com/watch?v=9HwxyPXv-AY Zaczyna się w 3:15.
UsuńHehe, sam jestem fanem "Ziemi: Ostatniego starcia", i kiedyś próbowałem jakoś ogarnąć ten bajzel - bez szans :)
Aha, no dobrze XD Najwyraźniej o tym nie pomyśleli. Oni w ogóle boją się wiewiórek. Ale robią z ich dobrą kaszankę. Choć może nie ze wszystkich...
UsuńJeśli chodzi o bajzel - ja w fanfiku ogarnęłam relacje między Dalami, Kaledami a Dalekami i czuję się całkowicie usatysfakcjonowana :]
Myślę, że dobra kaszanka wyszłaby z tego szaroskórego, trenera wiewiórki :) Za nic nie pamiętam jego nazwy gatunkowej, ale wiem, że śmieszna była
UsuńA nie masz Ty czasem pomysłu, jak ogarnąć ten atavusowy bajzel? Wiem, że akurat tego fandomu nie znasz, ale w tym przypadku to ułatwienie, nie przeszkoda :)
"Nie pamiętam jego nazwy gatunkowej, ale wiem, że śmieszna była" - kto był śmieszny, kaszanka? Ale członkowie Korpusu Mgławicy Końskiej Głowy i tak nie potrafią się śmiać. Nie mają przepony, a właściwie mają, tylko że pełni u nich funkcję środkowego palca u nogi.
UsuńHmm. Zaczęłabym od tego, co kiedyś czytałam o Żydach - że oni wszyscy naprawdę tylko wierzą, że ich przodkowie przywędrowali z Izraela czy stądś tam. Więc mogłoby być tak, że na przykład jakaś konieczność sprzymierzenia się sprawiła, że jedni i drudzy przodkowie Atavusów obwołali się braćmi i/lub zamieszkali na jednej planecie, przez co ich potomkom porypało się, kim naprawdę są. Można też byłoby wytłumaczyć to przez coś prostszego, jak jakaś hipnoza (która namieszała ludziom w głowie w kwestii ich gatunkowości... Pamiętasz którąś część "Epoki Lodowcowej", gdzie mamucica myślała, że jest oposem?) albo modyfikacje genetyczne, z powodu których nie wszyscy Atavusowie wyglądali tak samo (zawsze mam problem z Jehowymi, którym nie idzie przetłumaczyć, że "małpa" parę milionów lat temu nie wyglądała jak małpa, tylko raczej jak wiewiórka)...
Multum możliwości :)
"Jeśli któregoś jakimś cudem odłączono, zmieniał się w Atavusa, ale innego, niż ci, którzy się rozdzielili" - ale jak zmieniał - tak fizycznie?
Nie, ten z szarą skórą, który w filmiku powyżej wystawił wiewióra do pojedynku z ziemianinem.
UsuńCiekawa koncepcja, ciekawa. Generalnie było tak: Taelon odłączony mentalnie od innych zmieniał się fizycznie w atavusa, olbrzyma o czarnej skórze zachowującego się jak agresywne zwierzę, i pozbawionego inteligencji. Atavus który potem podzielił się na Taelona i Jaridianina również był wielki , ale miał jasnobrązową skórę, i był w pełni rozumny. Te trzecie Atavusy wyglądały już prawie całkiem jak ludzie, tylko miały takie jakby wybrzuszenie nad oczami, i potrafiły wysuwać z dłoni energetyczne pazury służące do wysysania energii.
A, teraz skojarzyłam - jego nazwa gatunkowa była śmieszna, OK, już czaję XD
UsuńW ogóle koncepcje z serii "Tak jest, ale oni sami tego nie wiedzą" są ciekawe i na wiele pozwalają. Mam nawet jedną taką o Władcach Czasu, która wyjaśnia, dlaczego są tacy podobni do ludzi i która ma związek z... "Akademii Pana Kleksa" ;p
To faktycznie - trzy rasy całkiem do siebie nie podobne. Ale moje teorie pasują. Przyszło mi teraz jeszcze do głowy coś takiego, że może Atavus to nie była rasa sama z siebie, tylko pochodzenie, jak Ziemianin na przykład. Wtedy co by się tam nie ulęgło, byłoby Atavusem. Tutaj jednak nie pasowałoby to, że niby odłączony Taelon staje się Atavusem - bez sensu. Ale wtedy mogłaby się znowu pojawić kwestia nie wiedzy, kim oni naprawdę są, tyle że z innej strony...
Lubię takie łamigłówki ;) Ale w "Ksenie, Wojowniczej Księżniczce" to nie o to chodzi, tam po prostu zniżanie się Kseny do psiej wierności i ciągłej zależności od kogoś innego było wnerwiające. Bodajże w tej sam sposób, co robienie z Doctora zapłakanego dzieciaka za czasów Pondów. Ja zakochuję się tylko w serialach, gdzie główny bohater jest bezwzględnie, obłędnie, absurdalnie wręcz najlepszy i każda próba udowodnienia czegoś innego kończy się oberwaniem po głowie od rzeczywistości, a nie..!
Pytanko: dużo znasz seriali z bohaterami pasującymi do tego opisu? :) Bo osobiście w zasadzie nie kojarzę aż tak najlepszych postaci. Z literatury może z jedną, lub dwie.
UsuńJeszcze co do "Ostatniego starcia" przypomniał mi się najbardziej epicki cliffhanger w tym serialu. Sytuacja jest taka: jedna z bohaterek ma zaraz rodzić, aczkolwiek wszystko wskazuje na to, że po porodzie umrze. A utrzyma ją przy życiu energia Taelona. Jeden egzemplarz zostaje więc porwany, i zawieziony do niej. Ona opowiada mu o sobie, że może umrzeć, itp. aczkolwiek nic o tym, po co on jest potrzebny. Wreszcie Taelon mówi coś w stylu "Chwalebne, że ryzykujesz życiem dla swojego dziecka" na co ona odpowiada "Nie ja umrę, ale ty" I w tym momencie pewien charakterystyczny dźwięk oznaczający koniec odcinka :)
Hmm... Z odpowiedzią na to pytanie wiąże się kwestia moich dwóch ulubionych fandomów, o które pytałeś na PW ;) Oczywiście znasz oba, bo ja zbyt daleko nie szukam (przecie Doctora musiała mi TVP1 podsunąć pod nos), więc nie chciałam ci ich podawać tak po imieniu. Zgadujesz czy czekasz aż natchnie mnie na pisanie crossovera? ;p O ochocie scrossowania jednego z DW chyba już nawet kiedyś napomknęłam na Forum, a o drugim z kolei serialu raczej tylko gadam, bo niestety tamten cwaniak jest za cwany, żebym była w stanie zasymulować jego sposób rozwiązywania problemów XD A szczegółowiej odpowiadając na pytanie, czy kojarzę takie postacie - oczywiście wspomniana "Xena" (w normalnych czasach), "Herkules", a zresztą cała reszta Bondów, Sherlocków, Supermanów...
Usuń<rozważa chwilę Dirka Gently, ale ostatecznie daje sobie spokój>
Biedny ten Taelon, od razu widać, że bohater pozytywny :p No i jędza z tej baby tak na marginesie. Ciekawe, czy mi by się przypomniał jakiś fajny klifowieszak... No nie, nie da rady, chyba za często wychodzę w połowie (dzisiaj już dosłownie NIC, co leci w telewizji, nie jest w stanie przykuć mojej uwagi, no chyba że "Jeden z dziesiąciu" X) ) albo jestem z wydarzeniami do tyłu o półtorej sezonu i zawsze dotrą do mnie jakieś spoilery... Aż śmiesznie, ale nie przypominam sobie takiego cliffhangera, żebym nie mogła spać przez niego. Hyyy... Wiem, o czym ci opowiem! :3 Ale to dość długa historia... No więc rodzice kupili niegdyś mi i siostrze kasetę z paroma odcinkami z serii "My Little Pony" - w czym nie było nic dziwnego zważywszy, że ja (starsza) chyba nie miałam wtedy więcej niż 10 lat. Dziwne natomiast było to, że odcinki wstawione były tam bezmyślnie, że był jeden czteroodcinkowy, jeden jedno odcinkowy itd. a na końcu był jeden czteroodcinkowy, z którego już trzeciego nie było :p Wyobrażasz sobie to? Oglądamy, oglądamy i nagle - gdzie reszta? To się nazywa cliffhanger XD A że raczej nie było sensu szukać w tym bałaganie ciągu dalszego... obejrzałam ten dalszy ciąg w poprzednim miesiącu odkrywając, że MLP '86 są na YouTube X) Dla ciekawych - "The Ghost of Paradise Estate" się toto nazywa. Nie wiem co prawda, jaka jest twoja odporność na taką dawkę różowości, ale... te Kucyki były INNE niż te dzisiejsze, tyle powiem. I że jak już włączyłam tę trójkę, to mnie zszokowało, że tamten duch zaczął gadać XD Hmm, miałam podobny numer jeszcze z kasetą z "Wilkiem i zającem" nagraną tym razem przez rodziców, równie amatorsko, no i dalszy ciąg. Znasz to uczucie, kiedy po latach przyzwyczajenia nagle dalszy ciąg normalnie leci? A w tym przypadku to już było coś - Wilk ślizgający się na czymś w muzeum i mający za sekundę wpaść na wielkiego wściekłego dozorcę, wesoła muzyka i wtedy CIACH!
Nie, te dwie sprawy to mnie chyba na wszelakiego rodzaju klifowieszaki uodporniły całkowicie.
A co było z tamtym porodem? ;p
No, jasne, ale ze mnie tuman - czyżby serial o sympatycznym panu umiejącym zrobić śrubokręt z saszetki ketchupu? :)
UsuńA ja muszę wreszcie zasiąść do napisania crossovera DW z "Tronem: Rebelią" i Green Lanternem choć to ostatnie będzie bardzo trudne - tam jest dosyć dokładnie przedstawiony Wszechświat, w sposób zupełnie inny, niż w DW :-/
Oj, to niefajnie wyszło z tymi kasetami. Ja miałem natomiast tak, że będąc dzieckiem przegapiłem ważny fabularnie odcinek jakiejś kreskówki. Była ona powtarzana mnóstwo razy, a ja nigdy nie mogłem trafić na ten odcinek - albo burza, i trzeba wyłączać prąd, albo awaria... :)
Ten Taelon nie był taki do końca pozytywny, choć w przeciwieństwie do ich lidera (Nomen omen jego dziecka) raz robił rzeczy dobre, raz złe - a tamten tylko złe :)
Ta kobitka przez pierwsze dwie serie pomagała protagoniście, potem Taelonowie wyczaili, że ona pracuje dla buntowników, i mieli ją zabić. Ale ich najwierniejszy pachołek okazał się agentem Jaridian (Na trzy odcinki...) i wysłał ją na ich planetę, gdzie poznała swojego męża - dalszy ciąg znasz :) Gdy natomiast Taelon oddał jej energię, skrystalizował się jakby. Dziecko się urodziło, ona odeszła z Jaridianinem a Taelon jak gdyby nigdy nic wrócił do dawnej postaci. I stwierdził, że w kryształ zmienił się, bo Jaridianin by go zabił gdyby zobaczył, że nic mu nie jest po transferze :)
Śrubokręt z saszetki ketchupu, tudzież odwrotnie, tak ;D
UsuńA zgadniesz drugi? Jemu w o wiele większym stopniu grozi napisanie fanfika, z udziałem dziewiątego Doctora dokładniej (może dlatego, że się już w podobnej scenografii kiedyś znalazł..?). To w sumie też byłoby wyzwanie, ale że akcja jednak bardziej schematyczna i tyle się z tatą tego naoglądałam... Może się w końcu zbiorę ;) MacG był zachwycony wizją sprzymierzenia lokalnego czarnego charaktera z Masterem, więc szkoda byłoby to porzucić XD
"Tam jest dosyć dokładnie przedstawiony Wszechświat, w sposób zupełnie inny, niż w DW" - może coś pomogę? ;)
Z kasetami wyszło zabawnie :p My się jednak z siostrą szybko przyzwyczajamy - nie ma, to nie ma. Inna sprawa, że z tymi Kucykami akcja w tych dwóch odcinkach była taka, że w posiadłości pojawił się duch i Kucyki próbowały go przegonić przy okazji starając się udowodnić Megan i jej rodzeństwu (lokalne szychy, w końcu jedynie ludzie w towarzystwie ;p), że sobie tego ducha nie uroiły. I powiem ci, że gdyby skończyło się na tym, że Megan nadal nie zobaczyła tego ducha (pozostała dwójka zobaczyła) i nie wierzyła, to byłybyśmy naprawdę niezadowolone i zdeterminowane. Przynajmniej ja, bo rzeczy typu "Tak, kochanie, oczywiście, że to UFO było, tylko uciekło, a teraz idź już spać" zdzierżyć nie umiem. A tak duch wyrósł przed dziewczyną w ostatnich dziesięciu sekundach odcinka, więc czego chcieć więcej ;p
Inną sprawą jest drobiazg, że w dwóch kolejnych odcinkach akcja prędko wywraca się o 180 stopni i motyw ducha schodzi w niepamięć, tak że jestem zdumiona, że odcinek nosi właśnie taki tytuł.
Moja mama ma często z niektórymi serialami, np. z "Renegatem", że nie może trafić jednego z odcinków - ale u nas ma to więcej sensu, bo zawsze mowa o pierwszym odcinku :p
Ja znowusz mam śmieszny fart, że niekiedy zobaczę jakiś bardziej intrygujący kawałek jakiegoś filmu, wyłączę, ale jednak utkwi mi on w pamięci i mimochodem zastanawiam się, co mogłoby być dalej. I po kilku(nastu) latach równie przypadkowo trafiam na ten sam kawałek i mogę go wreszcie obejrzeć do końca XD Oczywiście już nie mam pojęcia, co to za filmy, ale oba w stylu fantastyczno-legendowym.
To taki trochę dziwny ten cliffhanger był :p Trochę śmieszą a trochę złoszczą mnie zakończenia, w których sugeruje się, że na wstępie kolejnej części nastąpi jakaś bolesna katastrofa (choćby "Genesis of the Daleks" i Sara spadająca z jakiegoś rusztowania), a na miejscu okazuje się, że gość wstał, otrzepał się i poszedł dalej :p
Choć to z krystalizacją ciekawe. Zdolne bestie z tych Taelonów.
Chyba będę miał problem ze zgadnięciem drugiego. Jakaś wskazówka? :)
UsuńCo do crossovera z Zielonymi to problem stanowią ich szefowie - może nie są to podróżnicy w czasie ale zdają się mieć podobną rolę we Wszechświecie jak Władcy Czasu a ich planeta Oa to już prawie Gallifrey :) No i ów Wszechświat jest podzielony na ściśle określone sektory - nie pasuje mi to do swoistego "bezkresu" w DW.
Wskazówka... Jaka byłaby w sam raz... No jak mówię, że się naoglądałam, to nie z kasety - puszczają ten serial na okrągło - przed wakacjami dochodziło nawet do tego, że na jednym kanale jeden odcinek leciał rano, a na innym inny po południu. Nie zapominajmy też o tym, że mój tata jest patriotą, a do serialu stosuje się rzecz jasna moja zasada, że główny bohater jest niesamowicie inteligentny, wygadany i w ogóle najlepszy w swoim fachu (zdecydowanie niebezpiecznym). No i przystojny też przy okazji XD Chyba jedyny polski serial, w którym nie dziwi mnie, że każda kobieta niezależnie od narodowości się do niego klei ;D
Usuń"Nie pasuje mi to do swoistego "bezkresu" w DW." Ależ to epicko pasuje! Doctor co rusz wypada poza Wszechświat albo do jego alternatywnej wersji, są też zaświaty, z których parę razy przylazły do nas duchy (które co prawda ani razu duchami się nie okazały, ale jednak jakieś zaświaty toto były) - dlaczegoż by nie przyjąć, że to jednak wciąż nasz Wszechświat, tyle że inna jego część? Zresztą moja ulubiona teoria o tym jest taka, że Wszechświat nie jest jedną jednolitą powiększającą się bańką, tylko kilkoma, połączonymi ze sobą tunelami. Przez co patrząc od wewnątrz trudno jest myśleć inaczej niż że jest to jednolita bańka, bo przejścia nie są zbyt widoczne i tylko naprawdę potężni podróżnicy potrafią z nich korzystać.
Z tym szefowaniem to masz dwie opcje - albo założenie, że Doctor wpadł do innego wszechświata, gdzie funkcję Władców Czasu pełnią ci "Zieloni", albo (ciekawsza opcja) przyjęcie, że niby jedni nie wiedzą o drugich i kiedy Doctor przypadkiem dostaje się na Oę, mamy, kolokwialnie rzecz ujmując, niezły sajgon XD
"Stawka większa niż życie"?
UsuńMasz rację z bezmiarem. Tym bardziej, że był taki motyw, gdzie także Zielony dostał się do alternatywnego wymiaru - gdzie wszystko - włącznie z komputerami - działało na silnikach parowych. Spotkał tam także swego odpowiednika - Steam Lanterna.
Przyszło mi do głowy coś takiego: że wielkogłowi z Oa, (Naprawdę, łby to mają wieeelkie) dosyć zadufani w sobie i w ogóle uznawali zawsze Gallifrey i Władców Czasu za bajki. A Doktor wie o ich istnieniu i wszystkim (W ten sposób można będzie wyjaśnić zawiłości świata Lanternów: Doktor będzie je tłumaczył towarzyszce) ale Latarnie, których spotka (Ponieważ sam znam stamtąd tylko kilka postaci będzie prosto) nie będą wiedzieć, kim on w ogóle jest, bo ich oańscy szefowie stwierdzili, że "nie będą opowiadać podwładnym bajek". Ach, żebym jeszcze umiał się zdecydować, z którym Doktorem walnąć to opowiadanko... Chyba jak zwykle będzie do Twojej wyłącznej dyspozycji, bo nigdzie publicznie się tego nie wrzuci :)
Nosz i za dużo podpowiedzi dostał no :p
UsuńNo i teraz sobie wyobraź Mastera ramię ramię z Brunerem...
Komputery na silnikach parowych :3 Dużo tam takich rzeczy? W ogóle z którego roku ten serial (dobrze zrozumiałam, że serial..?)?
No widzisz ;p Każdą wadę można obrócić w zaletę. A z którym Doctorem... Proponuję wybrać takiego, którego jeszcze nie brałeś.
"Chyba jak zwykle będzie do Twojej wyłącznej dyspozycji, bo nigdzie publicznie się tego nie wrzuci :)" Ale ejjj - ja nadal myślę poważnie o tym naszym wspólnym blogu, wiesz? Nawet poważniej niż nigdy wcześniej. Szczerze mówiąc właśnie kończę bawić się CSSami i zaczyna mi się toto podobać. Otworzylibyśmy dla paru zaproszonych gości i nadal nikt obcy nic by nie wiedział :)
Teraz zastanawia mnie tylko, jak najlepiej, żebym cię tam podpisała - skoro się przemianowałeś na "Lommasi"... Co tu teraz z tobą zrobić? :p
Z Brunerem...Szkoda, że nie wiem, jak jest poprawnie po niemiecku "You will obey me" :)
UsuńSerial, ale niestety, nie aktorski :( A ileż ja bym dał za taką właśnie pozycję z Korpusami...
To był tylko jeden odcinek z tymi silnikami na parę - zazwyczaj futurystyka jest tam bardziej "klasyczna" :)
Jakiej natury jest problem z moją ksywką? :)
O cholera XD Muszę to napisać.
Usuń(Tak nawiasem - wygląda na to, że to będzie "Du wirst mir gehorsam" ;> Tylko nie mogę dojść, czy "mir" ma być przed czy po "gehorsam".)
Czyli animowany? Ale komputery na parę wygrały. W sumie... Zdarza mi się, że coś uderzy mnie jedynym pomysłem i on wystarczy, żeby się do tej rzeczy "przyczepić". Trzeba było widzieć moją minę, kiedy dawno temu na koniec odcinka ujrzałam zapowiedź odcinka "End of the world". Heh.
"To był tylko jeden odcinek z tymi silnikami na parę - zazwyczaj futurystyka jest tam bardziej "klasyczna"" - no, domyślam się :r Zazwyczaj takiego typu seriale mają jeden "porąbany" pomysł na dwa sezony, dlatego nawet już nie próbuję takich rzeczy oglądać :p Obyczajówek albo mordobicia mam pod dostatkiem X)
Takiej natury jest problem, że nie wiem, którą wziąć :p Ma być Capitano Lommasi, Capitano L czy jak jeszcze? No wiesz, na blogu pasowałoby jednak, żebyś sprawiał wrażenie jednej osoby.
No właśnie - sam mam podobne wątpliwości z tym tekstem po niemiecku, ale chyba tak będzie poprawnie.
UsuńA serial o Green Lanternach wziął i upadł po jednym sezonie, podzielonym wprawdzie na takie jakby dwie "sagi", ale jednym :( Ja wiem, nie wszystko może trwać 50 lat z wliczoną przerwą, jak DW, no ale...
"L" w "Capitano L" jest właśnie od "Lommasi", więc nie widzę problemu. Jaki wybierzesz - taki będzie ok. Jestem przyzwyczajony, był taki czas, że cztery osoby zwracały się do mnie każde inną ksywką :)
Myślę sobie, że z tym fanfikiem to z jednej strony byłby taki problem, że niewiele po niemiecku umiałabym napisać poprawnie (dla tamtych czterech stron z godzinę bawiłam się Google'm, z pięcioma słownikami on-line i jeszcze książką), a z drugiej natomiast... Gdzie ty tam niemiecki usłyszysz w pobliżu TARDIS XD Musiałabym wymyślić na to jakiś myk. Co dziwne w kontekście dość sporych zdolności szukania tłumaczeń... Chwilowo nie mam pomysłu. Poza jakimś banałem, że TARDIS jeszcze nie przyleciał, a Mistrz jeździ bez tłumacza, ale... Ja najchętniej przetłumaczyłabym tylko to "You will obey me"! (Ewentualnie "Exterminieren!", ale to już było XD)
UsuńNo tak - gdybym nie miała paru innych serialu do oglądania, pomijając już dziesiątki innych rzeczy, które też bym chciała zrobić, to nawet mogłabym obejrzeć XD Jak na razie to nawet obejrzenie pilnie zaplanowanych odcinków DW nie wychodzi mi przez kilka miesięcy. Czy to jest normalne?
Właściwie to rzecz w tym, że mnie się najbardziej podobało "Senseschi" - licho wie, dlaczego XD
To był tylko taki luźny pomysł z tym niemieckim :)
UsuńW związku z serialami: czy to jest normalne nie wiem, ale wiem, że mam podobny problem. A skoro jest nas już dwoje, no to chyba znaczy, że to jest normalne :)
No to mogę być "Senseschi" jeszcze raz. Taka ewolucja wsteczna :) A skoro i tak blog będzie dostępny dla zamkniętej grupy znajomych, nie powinno być problemu :) Masz już pomysł na jego nazwę?
Luźny, ale bardzo fajny! Ja chcę niemiecki! W ogóle to już muszą być te wszelkie "main firery" i inne atrakcje, inaczej nikt się nie zorientuje, o jaki serial mi biega X)
UsuńO, a więc jednak norma. No to jestem spokojna. Co nie znaczy, że rozumiem, dlaczego nieoglądalnego badziewia produkuje się w takich ilościach. Znaczy: rozumiem - nieporównywalnie mniejsze koszty i rosnąca rzesza widzów spragniona "zwyczajnego życia". A w niej moja mama :q Olśniona ujrzeniem jednego "prawdziwego człowieka" w dwóch "trudnych sprawach". Jak ja chcę obejrzeć prawdziwe życie, to wyłączam komputer i wychodzę na dwór...
A pamiętasz, jak sobie wybraliśmy "Nieznajomi z Gallifrey"? ;) A skąd, żadnych problemów być nie może! Zresztą ty i tak już dla wszystkich jesteś "Capitano" ;p
Jak by się mogli nie zorientować? Toż kapitan Kloss był tylko w jednym serialu :)
UsuńHehe, ja mam podobnie - prawdziwe życie to jest poza ekranami, na nich szukam czegoś zupełnie innego :)
Mam już pomysł literacki, który rozwiąże większość problemów crossoverowych. Wyobraź sobie miasteczko czy wieś otoczone niewidzialną barierą, która uniemożliwia wydostanie się (Nawet Tardisem!) i komunikację ze światem zewnętrznym. A w środku Doktor, mieszkańcy, i mężczyzna z zielonym pierścieniem na palcu. Doktor wie, co ta błyskotka oznacza, ale gość nie wie, co to Gallifrey :)
"Nieznajomi z Gallifrey". Ładne.
No ale o Klossie przecie na okrągło nie będzie! Wstawki niemieckie muszą być. Tylko jakim prawem, jeśli przypałęta się tam TARDIS (którakolwiek X) ).
UsuńAle w sumie te wstawki już w samym serialu nie grzeszą logiką, więc w sumie...
Nawet TARDIS się nie wydostanie - w takim razie jak się tam dostał? :p A reszta fajna, obiecująca. Choć oczywiście ja bym podeszła do sprawy zupełnie inaczej :D
""Nieznajomi z Gallifrey". Ładne." Dzięki, ale przecież nie wymyśliłam tego sama ;p
Dobra, chyba wreszcie jakoś to wygląda: http://nieznajomi-z-gallifrey.blogspot.com/ Muszę cię jeszcze tylko zaprosić - wyślij mi adres e-mail na PW.
Ja bym miał na te tardisowe wątpliwości odnośnie tłumaczenia odpowiedź, ale wymagałaby Trzeciego Doktora :) Ewentualnie potraktować to można jak w jednej z wersji Zorra, gdzie mówili, rzecz jasna, po angielsku, ale zamiast "Yes" nagminnie używali "Si" :)
UsuńBardzo prosto z tą barierą: można tam się dostać Tardisem czy teleportem, ale w środku panują jakieś zakłócenia, które uniemożliwiają wydostanie się. Można wejść, ale nie wyjść :)
Adres wysłany :)
No właśnie u Klossa to też wszyscy Niemcy po polsku (co dla mnie było niekiedy wkurzające, bo musiałam się pytać taty, czy ten to jest akurat Polak czy Niemiec, bo za licho nie słychać...). Ale to taka stylizacja, żeby było bardziej po niemiecku. No ale przy TARDIS już nie będzie po niemiecku wcale X) A co było z trzecim Doctorem? Masz na myśli awarię jego TARDIS, czy coś innego?
UsuńA może tak Dziewiąty by odwrócił polaryzację i... no wiesz... zadziałałoby <lol>
No to czekam na opowiadanie z tajemniczym miasteczkiem w roli głównej :) Ja w tej chwili zastanawiam się nad kolejną przygodą dla Małgorzaty - bo pomysłów takich drobnych mam sporo, ale żaden przekonujący. Typowy odpływ weny. W ogóle czy coś nowego wymyślać czy wrócić do czegoś, co kiedyś już zaczynałam..?
Adres przyjęty :)
Skoro za "lat UNITu" Tardis był/a pozbawiony/a mocy, to można spokojnie założyć, że translator też nie działał, prawda? :) (Ciekawostka: tłumaczenie języków przez budkę naszą ulubioną wymyślono dopiero za Czwartego Doktora)
UsuńMoże wróć do czegoś, co już zaczynałaś - u mnie to czasem owocuje czymś bardzo udanym.
Przy kwestiach tłumaczeniowych fajnie wygląda "Mind Robber" - z Drugim, który gadał po francusku, żeby się dogadać z nowo poznanymi :D Ale tu się akurat szczęśliwie znalazł ten myk, że TARDIS była w takim stanie, w jakim była, więc można przyjąć, że nie wszystko ze wszystkim było w porządku...
UsuńW ogóle z tego, że na początku nie było przyjętne/wymyślone, ciekawe rzeczy wynikają. No bo jak tu ogarnąć kanonem to, że Susan została na Ziemi zakochana w jego mieszkańcu albo to, że podczas pierwszej regeneracji widać było ponoć u Doctora jedno serce? Ja chyba jestem pasjonatem wyjaśniania takich nieścisłości, bo i z tymi się uporałam X)
I u mnie czasem owocuje :) Łazi mi po głowie jedna niedokończona historia. Pojąć nie mogę, dlaczego niedokończona - coś musiało nam jednocześnie od niej głowę odwrócić O.o Ale troszkę by to ciężkie było, bo żeśmy się akurat zajmowali ją jednocześnie :p Hmm... To może spróbuję zająć się inną (odsuniętą po paru zdaniach, dosłownie), a tamtą sobie dopiszemy kiedyś w komentarzach do przyszłego posta? ;)
A tak nawiasem, to w porywie jakiejś wyjątkowo nakręconej weny (ja chyba nie powinnam używać mózgu, kiedy zmywam te naczynia...) zaczęło mi się marzyć spotkanie Doctora i złodziejki Carmen Sandiego... Z dzisiejszego punktu widzenia to dla mnie taka River Song bez "sweety" (ani nikogo, do którego mogłaby się tak zwracać ;) ). Ona, wiecznie na jakichś wieżach Eiffla czy innych łukach tryumfalnych; on na jakimś wysokim budynku patrzący na nią sprzed drzwi TARDIS - o Matko Boska... XD Jak jeszcze spróbowałam dorzucić do tego MacGyvera, który, dajmy na to, otrzymałby zadanie powstrzymania jej... Ojjjj, to byłoby już tak nierealne pseudonaukowo, że mogłabym ogarnąć XD
UsuńPoszukaj sobie Carmen Sandiego na YT ("Where on Earth is Carmen Sandiego?") - animację tytułową można znaleźć łatwo, a już samo to wystarczy, by docenić szalony urok tej damy.
Hehe, zawsze możesz po kozacku zrobić, że Carmen Sandiego to jeden z pseudonimów River :)
UsuńJak to było widać serce? Nie czaję. Z tego, co mi wiadomo to po prostu aż do Trzeciego nie było ściśle mówione, ile serc ma Doktor :)
(Uff, cały dzień poza domem. Uprzedzam, że w sobotę będzie to samo.)
UsuńWskoczyło mi na sekundę do głowy, że mogłoby to być jedno z jej wcieleń. Ale zaraz wyskoczyło - tak spłycać sytuację, a do tego powtarzać Moffa... Nie, nie, zostanie jak jest :D
Ktoś coś mówił o roentgenie, o tym, że w jakiś sposób było to tam "widać"... To może jakiś fanfik? Ale fanfik to już się nie liczy, łe. A ja sama niestety tej sceny nie widziałam, więc nie wiem. No to ciekawe, o co chodziło... Nie pamiętam, skąd to wzięłam.
Nadgodziny? :)
UsuńCo do rentgena, to w odcinku z regeneracją raczej nic takiego nie było, może w jakichś innych.
Popieram wszytko to co napisałaś o kotach. A Kocia Dama jest fantastyczna :)
OdpowiedzUsuńNo ba! :) I ma fantastycznie koci brzuszek!
Usuń