Khhem, gdzie ja to...<szuka klawiatury>...zaraz...<ogarnia się, że właśnie na niej pisze>...już jestem na kartko-wizji? <poprawia fryzurę i okulary> Zniknąłem na jakiś czas. Nawet całkiem długi. Kombinacje z czasoprzestrzenią bywają niebezpieczne - zwłaszcza, jeżeli wykorzysta się do nich rakietę "Podhalanin" linii Pewnie Kiedyś Przyjedziesz, korkociąg, chomika, butelkę Kasztelana, górskie buty, podręczną bombę atomową, łańcuch, Łakomcię i zepsuty kran. Ale dokładniej o tym za jakiś czas.
Pewnego dnia, kiedy jak zwykle przygotowywałem magiczny wywar w kotle Oracle (ma cudowną moc doprowadzania do szewskiej pasji każdego, kto go wypije. Jako dziecko wpadłem do kotła z magicznym wywarem...), z klatki chomika ktoś zawołał mnie:
- Artur!
Nosz nie widzi, że jestem zajęty? Dodałem do kotła szczyptę PL/SQL i zabrałem się za poszukiwanie znaku '=' na półce.
-Artur!!!
Zaraz, przecież chomiki nie mówią...prawda? Spojrzałem na klatkę (czy ona tu wcześniej była...?) - chomik cały czas radośnie biegał po jej obrotowej części, zasilając ekspres do kawy. Zrobiłem sobie napój kofeinowy, wróciłem do wywaru...
-No Artur, mózg ci odjęło?
Ręka mi się omsknęła i do kotła zamiast "=" wpadło ":=". Wywar zaczął bulgotać i już miał eksplodować brzydkim syntax errorem, ale wypowiedziałem zaklęcie cofające (nabiera szczególnej mocy, jeżeli wypowiada się je uderzając pięścią w kocioł). Zakląłem nim kilka razy dla pewności, po czym jeszcze raz spojrzałem w stronę klatki. Chomik przestał biegać (co zauważyłem po wyłączeniu się ekspresu do kawy), podszedł do jej brzegu i powiedział do mnie:
- Halo, tu Ziemia.
- No oczywiście, ze Ziemia, przecież nie Mars - pomyślałem, próbując przybrać minę inną niż "aleosochozi?".
- Jestem Wikileaksjusz i pochodzę z planety Kurka Wodna-1 - zapiszczał - Pewnie wiesz, że Kosmiczne Chomiki wypowiedziały wojnę Ziemianom. (No jak miałbym nie wiedzieć, przecież wydarzenie "atak kosmicznych chomików i zniszczenie ludzkiej rasy" otrzymało szyberdzieści blpięć lajków na facebooku...) Wiem tyle, że zbliża się ich atak i to będzie gorsze, niż programowanie w PL/SQL! - na złowieszczy dźwięk ten nazwy za szybą piorun strzelił w budkę telefoniczną.
- Aha, zapomniałbym o miejscu misji - jest to Zakopane - powiedział i jak gdyby nigdy nic wrócił do swojej obrotowej klatki. Zraz...znaczy zaraz...gadający chomik, opanowanie Świata, Zakopane...tak, to ma sens! Spojrzałem na kocioł Oracle...nie, to nie ma sensu! Skorzystałem jeszcze raz z tego, że Wikileaksjusz zasila ekspres do kawy, po czym zacząłem pakować się na misję.
Spakowałem się tak, aby wyglądać na zwykłego turystę - wziąłem do plecaka ciuchy, mapę i na sam wierzch przenośną bombę atomową. Wsiadłem do rakiety i zaczęła się jedna z najbardziej fajnych...eeee...chciałem powiedzieć TAJNYCH misji od początku mojego "tajnoagentowania"! Już w tym pojeździe dokonałem wstępnego rozpoznania - czy nigdzie nie czają się wrogowie i gdzie można zamówić kawę - trzeba być czujnym.
Pierwszy przystanek na uzupełnienie zapasów i przyjęcie transportu pseudokiboli z planety "Ugabugadajmiszluga" miałem na asteroidzie Poznań Główny. Niestety połowa z nich była tak zajęta filozofią (przywalić, czy nie przywalić...) i sztuką ("Leeeeeeech Pooooooznań...."), że zapomnieli o kupnie kosmo-biletu. Na szczęście Policja w pasie asteroid i kotów przemierzających Wszechświat na syntezatorach o dziwnej nazwie Gorzów Wielkopolski wyjaśniła im, że bez nich nie pojadą (bez biletów, nie kotów ani syntezatorów). I ze skromności nie pochwalę się, że to ja ich wszystkich pokonałem (w bierki)!
Skoro Wszechświat, a co ważniejsze, moje miejsce leżące było bezpieczne, mogłem przejść w tryb uśpienia.
Obudziłem się około 5 rano już na właściwej planecie. Tutaj loty rakietą są zabronione, więc musieliśmy przejść w tryb pojazdu kołowego. Wylądowaliśmy na najbliższych torach i kontynuowaliśmy podróż jako pociąg. Nie mieliśmy pod ręką żadnej świnki, więc jechaliśmy powoli. Powiem tyle...śliczna ta planeta! Górki, wschód Słońca i poranna mgła - cudo. Stukot kół pociągu, coraz bardziej góro-podobne widoki za oknem...do szczęścia brakowało mi tylko kawy. 5 zł później agent...znaczy KONDUKTOR przyniósł mi ją do przedziału. W ten sposób otrzymałem zadanie tak, żeby nikt nie zauważył - zgodnie z procedurami kubek eksplodował obryzgując cały przedział kawą (ale zdążyłem część wypić) i rozsypując około 1000 małych karteczek - a na jednej było zadanie do wykonania. I tylko ja wiedziałem, która to! Szybko przechwyciłem ją, przeprosiłem lekko zdziwionych współpasażerów i odczytałem jej treść:
"Odkopać Zakopane [reszta rozmazana przez kawę]"
A ponieważ podobno zbliżałem się do Zakopanego (ale zakopanego...czego?), wypiłem resztkę kawy z tego, co zostało z kubka, poprawiłem bombę atomową w plecaku i ruszyłem w kierunku śluzy wyjściowej. Szybko zabrałem się do wykonywania celu misji - 50 łopat i kilka godzin później teren wyglądał tak (przed i po):
Zadowolony z siebie zacząłem wspinać się po ścianach wykopu. Na samej górze czekał już na mnie...Wikileaksjusz.
-POGIĘŁO CIĘ?!
-Eeee...nooo...miałem odkopać Zakopane, a ...
Okazało się, że wykonanie rozkazu było podobnie udane, jak tutaj, więc nie przytoczę reakcji Wikileaksjusza. No nic, szybki git reset --hard HEAD i po problemie.
- Ech, miałeś odkopać zakopane karabiny i butelki Kasztelana - przydadzą się do walki w terenie
- No ale wszędzie pisało, że ZAKOPANE, o tam, no to odkopałem:
- <pacepalm>...No dooobra, to...eee...pojedź do Murzasichle i tam czekaj na dalsze rozkazy... tylko nie odkopuj niczego!
Hmmmm, no dobra...zacząłem przyglądać się tutejszym formom życia. Ogólnie - były nastawione przyjaźnie - niektóre tylko żądały zbyt wysokich opłat za przejazd busem. Do Murzasichle dotarłem w ciągu 0.0001s (to nic, że samo przygotowanie rakietobusa trwało 14m 59.9999s). W czasie drogi i na miejscu miałem ochotę fruwać na uszach. Zresztą zobaczcie, dlaczego:
OSTRZEŻENIE: Te zdjęcia są tajne i wszystkie maszyny, na których są wyświetlane ulegną autodestrukcji w ciągu 5 minut. Akurat na przeczytanie reszty wpisu. Życzę miłego dnia.
Niestety paliwo szybko mi się skończyło i dalej zamiast fruwać na uszach musiałem zasuwać na piechotę - całe 200m! Na drzwiach wisiała tabliczka o treści:
Tajne spotkanie tajnych agentów tajnie biorących udział w tajnej misji pokonania Kosmicznych Chomików.
Oficjalnie: Turnus dla osób jąkających się
W środku szybko zostałem wprowadzony w szczegóły pierwszej misji - iść do generała...znaczy kierownika turnusu po szczegóły drugiej misji. Tę wykonałem szybko, druga polegała na przeniesieniu łóżka z jednego pokoju do drugiego. Wiadomo, że łóżkom zdarza się czasem wędrować - moje raz chciało wsiadać do pociągu! Co gorsza, bez biletu miesięcznego. A że to było już zmęczone, trzeba je było przenieść piętro niżej. Dzięki temu poznałem też szczegóły trzeciej misji - rozp rozpoznać Jakiegośtam Wroga, który ukrył się Gdzieśtam.
Droga na Gdzieśtam prowadziła przez bazę Murowaniec, a potem Czarny Staw Gąsienicowy. Do samego Murowańca szliśmy lasem. Jest to tajna fajna baza wybudowana na Hali Gąsienicowej, która została nazwana tak dlatego, że czołg Lorda Errora zgubił tam gąsienicę, kiedy był na wakacjach (tak, czołg odpoczywał, Lord Error pracował). Kiedy już tam dotarliśmy...sami zobaczcie, bo ja tego nie opiszę. I zdjęcia niestety też do końca nie oddadzą.
Ale trza było pracować, przybyłem tam na fajną...znaczy TAJNĄ misję! Uruchomiłem super-lunetę-Cool-Łindołs-Łosiem (nie tylko powiększa 100000x, ale i od razu wysyła fotki na facebooka!), aby zobaczyć z Daleka...znaczy z daleka miejsce, z którego dochodził podejrzany sygnał radiowy. Faktycznie, na szczycie Świnicy był jakiś dziwny, metalowy pojazd. I miał bardzo mocną broń - kiedy się na niego poatrzyło, pokazywała się tabliczka z napisem "Na co się gapisz?". Już miałem przyjrzeć się temu czemuś dokładniej, kiedy w lunecie zamiast obrazu zobaczyłem napis:
"Trwa wylogowywanie"
a potem:
"Trwa instalowanie aktualizacji 1 z 34578467854..."
na przemian z:
"Nie wyłączaj lunety ani nie popełniaj harakiri. To naprawdę musi tyle trwać"
Nosz po co brałem Łindołs-Łosiem? Na szczęście miałem przy sobie też starą lornetkę Łindołs-666-95...która eksplodowała zaraz po właczeniu. Ech.
Po zamówieniu herbatki i poczekaniu godziny na zakończenie aktualizacji lunety ruszyliśmy dalej, w kierunku Czarnego Stawu Gąsienicowego (bo ten ktoś/to coś ze Świnicy już 10 razy zdążył(o)by wziąć nogi za pas). Droga była coraz ciekawsza i kamienista, a widoki...mniam! W końcu dotarliśmy do wspomnianego Czarnego Stawu.
Tam spotkaliśmy przeciwnika nie do zdarcia - oto jego zdjęcie. Wróg swoim straszliwym kwakaniem domagał się dokarmiania. W ten sposób pozbawił nas kanapek. No popatrzcie na ten wyraz dzioba, to musi być agent Kosmicznych Chomików! I tak dobrze sie kamufluje, że nie przypomina agenta Kosmicznych Chomików.
Co gorsza, zbliżała się godzina planowego powrotu do bazy w Murzasichle, zanosiło sie na deszcz, a kaczkom tak naprawdę daliśmy do zjedzenia amunicję, a nie kawałki chleba. No faktycznie, od tego momentu jakoś przyspieszyły i kwakały "Das kwa! Schiessen!" No to zaczęliśmy powrót...a tak konkretnie to teleportowaliśmy się do bazy.
W Murzasichle zebrali się już wszyscy, którzy mieli przybyć na Tajne Spotkanie...oooops...Turnus dla jakających się. Rozpoczęła się narada na temat Kosmicznych Chomików, Kasztelana jako sprzętu bojowego i wykorzystania kotłów Oracle do wnerwienia przeciwnika. Nagle z zewnątrz budynku rozległo się:
Nie ruszać się! Jesteście otoczeni!
A za chwilę:
Niech to chomik, pomyliliśmy budynki, sorry!
No cóż, oni też są na wakacjach. Już mieliśmy spokojnie wrócić do tematu wykopania tych ^&%^& Kosmicznych Chomików z Drogi Mlecznej i galaktyki Kurvix, kiedy usłyszeliśmy:
Ech, sorry, jednak pomyliliśmy się mówiąc, że się pomyliliśmy, znaczy nie że się pomylilismy, bo się...znaczy...JESTEŚCIE OTOCZENI, PODDAJCIE SIĘ!
W tym momencie 4 Kosmiczne Chomiki próbowały sforsować drzwi wejściowe do jadalni. Niestety dla nich (chomików, nie drzwi), te (drzwi, nie Chomiki) były już otwarte, a podłoga świeżo umyta, przez co próba ataku zakończyła się dla nich na najbliższej kolumnie. Szybko wyciągnąłęm debugger gun, namierzyłem i perfekcyjnie...chybiłem. I to tak, że breakpoint odbił się od podłogi, przeskoczył przez okno w stronę Giewontu i powrócił lotem parabolicznym trafiając we mnie. FAIL. Skończyło się...no a jak się mogło skończyć? Kosmiczne Chomiki nawet się nie przedstawiły, porwały Łakomcię, Kasztelana i...poszły sobie. Grrrrr, tak nie może być! No dobra, 1:0 dla nich...a nie, 0.5 : 0 dla nich! Ktoś w końcu nacisnął Continue, wyskoczyliśmy na zewnątrz, tylko patrząc na odlatujący pojazd Kosmicznych Chomików...z napisem "Na co się gapisz?".
C.D.N.
A na dziś piosenka:
Witaj, agencie, jak miło cię znów czytać! Byłam pełna obaw przez ostatnie miesiące, ponieważ bez twoich łopat i chomików Wszechświat nie byłby bezpieczny <salutuje>
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o syntezatorach o nazwie Gorzów Wielkopolski... Faktycznie dziwna. I nie "Cool-Łindołs-Łosiem", tylko "Kul-Łindołs-Łosiem". Co sobie po takiej literówce pomyślą o tobie łosie?
A moja maszyna nie ulegnie autodestrukcji, bo ją zawczasu wyrzuciłam przez okno :]
I jeszcze będzie ciąg dalszy? Łłłłłłłiii!
Kul-Łindołs-Łosiem ma dopiero wejść na rynek! Nie mów, że już ją masz :o? Nie dbam o zdanie łosiów - w końcu firma Pająkosoft ma zgodę podpisaną porożem Łosia Naczelnego.
UsuńBędzie ciąg dalszy - kociołek Oracle znowu chce mi tu wybuchnąć, więc musiałem przer... <BUM>
> Wed 2013-08-28 17:42
> Welcome to Funny Unbelieveable Console "Kaboom"
> Looks like Universe just exploded so login is not necessary.
>
> git checkout Universe
Ufff,mam nadzieję, że nie miałaś żadnych niezacommitowanych zmian wewnątrz tego Wszechświata?
A co, ty nie masz? :E
UsuńNiezacumowanych... Nie, chyba nie... Chyba że tamten pies, co goni własny ogon, świadczy o czymś niepokojącym..?
No i wsiadł do autobusu ten ogon, już go Azor nie dogoni :(
Nie martw się, Azor wziął taksówkę i już czeka na kolejnym przystanku <pocieszacz&rt;
UsuńNie mam zmian, ja zawsze robię
git add Artoooooor/*
a potem
git commit -m "Good day"
przed snem, dzięki czemu wredny checkout nie nadpisze mi zmian z poprzedniego dnia.
I tej lunety nie ma na MSDN!