niedziela, 6 stycznia 2013

Sektencja, Dziennik Superdetektywa, 06 I 2013, Niedziela

                                               DOKOŃCZENIE Z 01 I 2013.

   Wyszliśmy na zewnątrz.
- Gdzie chcesz wstąpić? - Zapytałam.
- Nigdzie. Przecież musisz tam obczaić teren, no nie?
- Rzeczywiście! Masz rację!
   I tak dotarliśmy na miejsce.


   Myślałam, że miejsce będzie ponure, mroczne, a tu proszę - niespodzianka! Ogród był urządzony w jasnych, stonowanych kolorach. Miejsca było naprawdę dużo, jednak nie sądziłam, żeby ktokolwiek siedział w Sylwestra na zewnątrz. Było po prostu za zimno.

- Sądzę, że powinniśmy wejść do środka. Tam będziemy przebywać przez większość czasu - odezwałam się.
- To chodźmy.

   W środku też było jasno. Jednak okazało się, że nie byliśmy jedynymi, którzy wcześnie przybyli. Po holu kręciły się grupki różnych złoczyńców.
- Psst! Możemy udać, że kogoś szukamy, a tak naprawdę...
- ... szukać - dokończył Bartosz. Przecież szukamy Oktawiana.
- Masz rację. Ja idę tam - wskazałam dłonią w lewo. - Może być?
- Okej. Spotkamy się tutaj za pół godziny.
   Rozstaliśmy się. Cóż, nawet idąc po holu, napotkałam wiele nieprzyjaznych spojrzeń. Nie martwcie się, odpłacałam im tym samym. Po chwili znalazłam się w korytarzu. Tam, na szczęście, nie było nikogo. Porozglądałam się trochę, czy nie ma jakiś tajemnych przejść, przyjrzałam się dokładnie przez lupę obrazom, postukałam w ściany - nic. Wróciłam z powrotem do holu i ruszyłam na górę. Dziwne, że nikt mnie nie zatrzymywał, że tak chodzę po domu. Pewnie myśleli, że łazienki szukam.
   Na schodach były lampki świąteczne. Wiecie, te takie co ludzie na choinki dają. Ładne, kolorowe. Były zielone i fioletowe i czerwone i niebieskie i żółte... Dużo ich było. Weszłam wyżej i znalazłam się na pierwszym piętrze. Tam też nie było nic ciekawego. Jednak było dużo miejsc, gdzie można było się schować. Zapamiętałam dokładnie wszystkie z nich, przecież nie wiadomo, czy się nie przydadzą. Następnie wróciłam na dół. Poczekałam kilka minut obok schodów i pojawił się Bartosz.
- I jak? - Zapytałam.
- W porządku. Wydaje mi się, że nie zobaczyłem nic podejrzanego.
- Wydaje ci się? Lepiej więc sprawdzić raz jeszcze.
- Hm, jak chcesz.
- Okej. Zawsze lepiej wiedzieć.
   Poszliśmy w stronę sali balowej. Rzeczywiście, nie było nic podejrzanego. Tylko dużo zakamarków. Bardzo dużo. Trzeba o nich pamiętać. Poszliśmy do sali, gdzie miało być jedzonko. No, troszkę go było.
- No co? - Zapytałam na widok wzroku Bartosza.
- Serio? Już musisz jeść?
- C-co? - Okazało się, że z przyzwyczajenia wzięłam sobie coś do jedzenia i zaczęłam wcinać. - Uuuups.
   Złoczyńcy zaczęli się pojawiać większymi grupami. Cóż, akurat strojem do nich pasowaliśmy. Moja mina natomiast niezbyt. Trudno jest przecież udawać kogoś innego, czyż nie? I gdy tak staliśmy 'wpadliśmy' na Serafina i tę laskę. [Tę, co jest na pierwszym obrazku.] Widziałam, że to jego znajoma, wiedziałam!
- Ha, wiedziałem, że jeszcze się nudzić będziecie.
- O! To ty - powiedział Bartosz.
- O, to wy - musiałam wtrącić.
   Oni zaczęli rozmawiać [czyt. kłócić się, to rodzeństwo], a ja rozglądnęłam się. Jakaś dziewczyna popatrzyła się na mnie, jakby chciała mnie zabić. No to ja na to:
- Jakiś problem?! A z patelni to chcesz?! - I już miałam spokój. Hm, udawanie złoczyńczyni nawet, nawet mi wychodzi. Kątem oka zauważyłam, że Serafin pchnął lekko Bartosza. No to wiadomo, ten mu oddał. Super - pomyślałam. - Teraz muszę jeszcze rozdzielać rodzeństwo, abyśmy nie przyciągnęli uwagi. Eh, życie superdetektywa jest ciężkie. Podeszłam do nich.
- Hej, spokój! Co się tu dzieje?! Macie zamiar zachowywać się jak dzieci, tak? Znaleźli się, złoczyńcy wielcy! - U, podziałało. No, przynajmniej dogadać jeszcze potrafię. I tak zaczął się bal. Dobrze, że Oktawian się nie pojawił.
- idziemy tańczyć? - Zapytał Bartosz.
- Coo? A, no tak. Ludzie... - Wiecie, że nie umiem tańczyć, nie?
   No i nic, tańczymy jakoś, północ się zbliża, ludzie mnie denerwują, czyli... normalka? Jakimś cudem tańcząc, udało mi się patrzeć na to, co dzieje się dookoła mnie. Patrzę na tych złoczyńców, patrzę i nagle... Ktoś podobny do Oktawiana mignął mi przed oczyma! Hm? No nic, tańczymy dalej. Jednak po chwili zauważyłam go na drugim końcu sali, nikt nie potrafi się tak szybko przenieść z jednego miejsca, na drugie. Czyżby znowu korzystał ze swoich mocy? [Przypomnienie: Oktawian (Pseudonim artystyczny:Zakapturzony Tony) potrafi się jakby... rozmnożyć? Dobra, to niewłaściwe słowo, większość organizmów to potrafi. W każdym razie, nasz drogi Oktuś robi jakieś bum i nagle pojawia się kilka jego kopii. Nie wiem, czy sam reguluje ich liczbę, czy coś. One są jednak tylko kopiami i on nimi steruje, prawdziwy Oktawian jest tylko jeden. Chyba.]
- Pssssst! - Szepnęłam do Bartosza. - Wydaje mi się, że widziałam tam Oktawiana. Weź pokieruj nas na trzecią.
- Okej.
   Po chwili znaleźliśmy się blisko końca sali, w której widziałam Oktusia, jednak dziad jeden zdążył już zniknąć! No nic, tańczyliśmy dalej. Pozostałam jednak czujna i jeszcze uważniej przyglądałam się złoczyńcom. Opłaciło się, ponieważ zobaczyłam Zakapturzonego. Tym razem był w korytarzu prowadzącym do holu. Odwróciłam głowę w drugą stronę i zobaczyłam jak stoi oparty o ścianę w sali balowej. Ah, te jego kopie. Nie wiem czemu, lecz postanowiłam iść za tą, która kierowała się w stronę holu.
- Zostań tu, a ja złapię tego dziada, okej? - I zostawiłam Bartosza na środku sali.
   Hm, im bliżej końca korytarza, tym mniej ludzi. Na końcu nie było już nikogo. Zaniepokojona weszłam do holu. Pustka. Cicho oczywiście nie było, przecież z sali dochodziła muzyka. Przytłumiona, ale przynajmniej wiedziałam, że gdyby Oktawianowi znowu zachciało się mordować, to zdążę zwiać. Rozglądnęłam się, jednak zdumiona nikogo nie zauważyłam. Poszedł w cholerę? Dziwne, no. Ej, może jest na górze? I zaczęłam się wspinać po schodach.
- O proszę, kogo my tutaj mamy? - Usłyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam Oktawiana wychodzącego z innego korytarza. Nie wiedziałam jednak, czy to prawdziwy, więc musiałam go przetestować. Wbiegłam na górę i schowałam się. Na szczęście, rzeźba za która byłam, była spora, więc szans, że ten idiota mnie zobaczy, za dużych nie było. - Och, czekaj!
   Poszedł w głąb korytarza, oddalając się od schodów i mijając moją kryjówkę. Wykorzystałam okazję i z powrotem zbiegłam na dół. Tam też udało mi się schować, zanim Oktawian cokolwiek zauważył.
- Zaczekam, ale to zależy! - Krzyknęłam.
- Niby od czego?!
- Jesteś kopią?
- Ah, o to ci chodzi... - uśmiechnął się. - Jesteś detektywem, sama zgadnij.
   Dlaczego on musi być taki irytujący? Przeklęci złoczyńcy! Po co oni właściwe są? Superbohaterowie to przynajmniej są potrzebni - zwalczają złoczyńców. A złoczyńcy? Banda cielaków. Eh, nie będę się męczyć. Wyciągnęłam z torebki pistolet od Mytha i wyszłam z kryjówki.
- Ręce do góry i powoli odwróć się w moją stronę.

   I z takim oto klifhagenerem was zostawiam do następnego posta! Tak, wiem, jestem podła. Nie dość, że tyle czekaliście na ten, to teraz taka sytuacja... Cóż, moje zagrożenie z historii rządzi się swoimi prawami. Piosenka na dziś:
             

   Dobranoc! :)

5 komentarzy:

  1. po pierwsze, serio świetna ta suknia a po drugie gdyby nie ja to wiadomo że wszyscy by zginęli bo sektencja nie miała by pistoletu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No cliffhanger jak ze "Stawki większej niż życie"! Normalnie "Nóżki, nóżki, Bruner, ty świnio!"

    "Pewnie myśleli, że łazienki szukam." - a niech mnie, dobre! Kiedyś to wykorzystam!
    Superbohaterzy są potrzebni, a złoczyńcy nie? Jak to? Przecie gdyby nie złoczyńcy to i superbohaterowie byliby niepotrzebni.
    A poza tym to z mojego doświadczenia wynika, że i większość superbohaterów to cielaki.
    Ciekawe, czy uda ci się wymyślić jakiegoś detektywskiego haka, co by kopię rozróżnić :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sektencja jak zawsze brutalna... nigdy nie wie co to miłosierdzie wobec zła. Takich superbohaterów nam trzeba!

    OdpowiedzUsuń