czwartek, 8 listopada 2012

Przygody: Wszystko nie tak jak być powinno

http://dzienniksuperbohaterow.blogspot.com/2012/11/przygody-wszystko-nie-tak-jak-byc.html
Na prośbę
kochanej Sektencji :*


  - Nie mamy sobie czego wyjaśniać! - był w jeszcze większym amoku, ale usiadł na niezwykle miękkiej kremowej kanapie. 
- Mylisz się. - powiedziałam trochę zrezygnowanym tonem. Miałam tysiące pytań do tego chłystka, mimo, iż wyglądał na piętnaście lat.- Po pierwsze. Podaj m swoje imię. Ja powiedziałam ci własne.
- Jestem... Robert.
   To imię coś mi mówiło. Nie pamiętałam może, jak wyglądał ten chłopak, ale to imię warto było zapamiętać. Popatrzyłam na niego badawczo. Lekko długawe czarne włosy i niebieskie oczy. Blada twarz była wykrzywiona grymasem złości spowodowanym moją osobą, ale i tak wyglądała dość przystojnie.
- No to w takim razie moje drugie pytanie... Kim jesteś dla tych państwa, którzy tu mieszkają?
- A co cię to może obchodzić? - warknął na mnie, wstając.
   Sprzedałam mu mocnego kuksańca w głowę. Pęd uderzenia spowodował, że znowu usiadł.
- Chyba nikt nie nauczył cię kultury. - mruknęłam cicho. Powiedziałam to z jadem w głosie, ale nie było we mnie ani grama złości. Czysta ciekawość. - Odpowiada się, gdy starsza osoba mówi.
- Mieszkam tu. Adoptowali mnie.
   Oczy mi wyszły na wierzch ze zdumienia. Nic mi to nie mówiło, ale twarz nadal była znajoma. Zakamarki mojej pamięci dawały mi znak, że ta osoba jest chyba mi kimś bliskim.
- Mam brata - szepnęłam ledwo zrozumiale. Opanowałam swoje uczucia. - A ty wiesz kim ja jestem?
- Mówisz, że Elżbieta...
- A mówi ci coś to imię? - zaryzykowałam. Może coś pamięta. Może mi powie kim jestem dla niego.
- Córka, państwa ma na imię... Miała na imię Elżbieta.
- Jak to miała? - spojrzałam na niego ostro.
- Ona nie żyje... - wyjaśnił. Wtedy zobaczyłam w jego oczach łzy. - Ja... Widziałem jak ją zabierają... Tamci...
- To ty. - odpowiedziałam jak automat. Już wiedziałam kim jest ten chłopak. Był wtedy taki mały i tak strasznie krzyczał. A ja... leciałam. Do nowego domu. Nowej rodziny, aż dziś znowu się z nim spotkałam. Ale było coś jeszcze. - To na prawdę ty. Nadal mnie nie poznajesz? Nie wiesz kim jestem?
- Ela...? - szepną z niedowierzaniem.
- A któż by inny? 
   Byłam tak rozradowana jego widokiem, ale coś było nie tak. No fakt. Rodzice go adoptowali i nie mogłam się temu przeciwstawić. Zawsze traktowali go jak syna. Pewnie po śmierci jego drogiej babci Klementyny... Tylko na serio coś tu nie grało. To coś prześladowało mnie od śmierci...
  NIE!!! To nie on. Nie. To nie może być prawda...
   Pojawił się. Znikąd. Z powietrza bądź z siarki. Nie wiem, ale pojawił się.

3 komentarze: