- Cóż, - zagaiłam po około pięciu minutach wolnego maszerowania w ciszy - czym właściwie jest ta cała Aletheia? Gdzie ja jestem?
- Aletheia to kraj. Królestwo - odparł Derek, zerkając na mnie z ukosa. - Jesteś na planecie Cras, w świecie uchodźców. - Westchnął. - W niegdysiejszej utopii prześladowanych.
- Czy wampiry były prześladowane?
- Też. Tak jak czarownice i kobiety, które o magię posądzano. Tak jak rzekomych heretyków, jak tych, którzy akurat nie pasowali do ziemskiego świata... Wielu uciekło tutaj. Ziemianie i tak przelali wiele krwi.
- Ale... Jak uciekło? - To pytanie mnie przygniotło. Palenie czarownic. Inkwizycja... I wiele, wiele innych. Jak mały procent uciekł...? Jak uciekł?
- Tak jak ty przed chwilą, otworzyły się przed nimi drzwi. - Uśmiechnął się szeroko, ukazując białe zęby. - Nie mamy tyle czasu, bym opowiedział ci całą historię Cras. Ten świat był kiedyś jednością, wszystko tu żyło w doskonałej harmonii. Pieczę nad tą planetą sprawowali Pradawni, władcy żywiołów. Lecz nadgorliwi Ziemianie zburzyli porządek, podzielili świat na kraje i przejęli władzę. Lecz było to wiele lat temu, teraz tylko marna pozostałość po najstarszych Pradawnych pamięta te czasy. Nie ma już Pradawnych, są gatunki pierwotne, mieszańcy. I jesteśmy my, uciekinierzy.
Chłopak wskazał wielkie wrota eleganckiego zameczku na wzgórzu. Budowla, nawet skryta pod całunem mroku, robiła wielkie wrażenie - duże okna, strzeliste wieże i białe mury wywoływały u mnie poczucie, jakbym znalazła się w bajce o księżniczce...
- Stoisz i patrzysz. - Derek wyrwał mnie z chwilowego transu, jaki wywołała piękna budowla. - I tak jestem spóźniony.
- Wybacz - szepnęłam. Wampir poszedł naprzód, ku wrotom. Kiwnął na wartowników, ci przepuścili go bez słowa. I mnie wraz z nim.
Zalało nas światło setek płomieni. Świece były wszędzie, kominki były chyba w każdej komnacie... Zamek był urządzony z przepychem, lecz i z subtelnym gustem, jaki mogła mieć tylko delikatna kobieta.
Przeszliśmy przez przestronny korytarz z lśniącą, marmurową posadzką. Ściany były przyozdobione obrazami, z których część stanowiły portrety byłych władców. O dziwo, tych było tylko cztery...
- Wasi królowie niezwykle długo żyją - stwierdziłam. - Albo Aletheia to młode państwo?
- Był taki król, Mepar Naiwny - oznajmił Derek, wspinając się na obszerne, pokryte rubinowym dywanem schody. - Miał synów, bliźniaków - starszego o trzy minuty Merego i młodszego, Perego. Mepar podzielił swój kraj pomiędzy swych synów wierząc, że w ten sposób zapobiegnie waśniom. Królestwo rozdzieliło się na Veritas na północy i Aletheię na południu. Portrety, które tu widzisz, przedstawiają jedynie aletheiańskich władców.
Wampir uchylił przede mną zdobione drzwi. Pojawiła się przed nami sala z wielkim, ciemnym stołem okrytym bladozielonym obrusem. U szczytu siedziała drobna dziewczyna w zdobionej kryształkami, żółtej sukni. Resztę miejsc zajmowało trzech mężczyzn mundurach podobnych do tego, jaki miał Derek, jednak te były w kolorze khaki.
- Witaj, pani. - Derek pochylił się lekko, uśmiechając się. Dygnęłam sztywno. Stałam przed królową która nie wyglądała na nie więcej, niż piętnaście lat.
- Diuckinson, jesteś spóźniony - stwierdziła dziewczynka z wyższością.
- Wybacz, pani - odparł wampir. - Ta dama zatrzymała mnie na chwilę. - Puścił do mnie oko. - Ale już jestem, pani.
- Kto to jest? - Wskazała na mnie palcem.
- To dziewczyna, którą chciała przyprowadzić panna Pollanday. Jednak trafiła tu sama, przypadkowo.
- Przypadkowo? - pisnęła. - Nie wolno wprowadzać gości na teren tego zrujnowanego miasta! Nie wierzę, że to był przypadek, Derek!
- Ależ był, ta dama była kompletnie zdezorientowana. - Wampir wciąż się uśmiechał.
- Niech będzie - fuknęła królowa. - Wyprowadź ją stąd i siadaj, mamy kilka rzeczy do obgadania.
- Chodź - szepnął Derek i wyprowadził mnie na korytarz, kłaniając się na odchodnym.
- Ile ona ma lat? - spytałam, gdy już byliśmy poza zasięgiem słuchu ludzi z sali.
- Czternaście - odparł chłopak. - Spotkanie trochę zajmie, zaprowadzę cię do archiwum, hm? Na pewno znajdziesz tam coś ciekawego.
- Zgoda. - Westchnęłam. Emocje trochę mnie przytłaczały, w samotności z pewnością jakoś sobie wszystko poukładam.
Zeszliśmy na poziom pod ziemią. Derek zostawił mnie w korytarzu, zapalając wcześniej świece i lampy.
- Bitwa tu nie dotarła - stwierdził chłopak. Poczułam, jak przechodzi mnie dreszcz ekscytacji. - Tylko nie bądź na nas za to zła.
Gdy zobaczyłam, co jest w archiwum, straciłam dech. Wspaniałe zwoje i księgi, wielkie malowidła, rzeźby uznane za zaginione lub niezachowane do naszych czasów... Przez piętnaście minut studiowałam postać Dyskobola.
Ciekawy był też miecz skryty w krysztale... Miał zdobioną, lśniącą, złoto-czarną głownię i długie, połyskujące nawet w bryle ostrze...
Ostrze... Czyli wracamy do zabójstw? :)
OdpowiedzUsuń