Dzień dobry, miło mi, enjoy!
Hindusi
na nasze szczęście załatwili nam teleport. Weszłam jako pierwsza,
bo kobiety zawsze mają pierwszeństwo. Gdzieś tak na granicy
dematerializacji usłyszałam wielkie BUM. Wylądowałam w kuchni,
Myth twierdził, że lecimy do jego tajnej bazy, więc założyłam
że tak właśnie jest. Na środku pokoju stały babusy i radośnie
pohukiwały. Myth mi wytłumaczył co i jak, więc jak zobaczyłam
R.O.M.A.N.A to się wcale nie zdziwiłam.
-
Dzień Dobry, widzę, że wróciłaś cała i zdrowa, niezmiernie
mnie to cieszy.
Teleport przestał działać ze względu na napromieniowanie Ekordzeniem z Sokoła Milenium. Poza tym sprawdziłem, gdzie można by poszukać panny Amelii. We Francji, w niejakim Dijon w tajemniczych okolicznościach giną młode dziewczęta, myślę że należy się tam udać.
Teleport przestał działać ze względu na napromieniowanie Ekordzeniem z Sokoła Milenium. Poza tym sprawdziłem, gdzie można by poszukać panny Amelii. We Francji, w niejakim Dijon w tajemniczych okolicznościach giną młode dziewczęta, myślę że należy się tam udać.
-
No to w drogę drogi R.O.M.A.N.I.E - krzyknęłam i pobiegliśmy do
Francji.
Fe
Francji było bardzo ładnie, świeciło słońce, dzieci się
cieszyły. Według r.o.m.a.nowych informacji powinniśmy się udać do
Liceum imienia Szarla de Gola, i tak też zrobiliśmy, a raczej
zrobiłam sama, bo R.O.M.A.N stwierdził, że musi pozwiedzać to piękne,
romantyczne miasteczko i że ta szkoła to na jakimś zadupiu (w
sumie powiedział "na wielce oddalonym od nas przedmieściu,
które na na pewno w niczym nie ustępuje centrum") jest i że
nie idzie. Przyszłam do szkoły. Po trawniku jeździł szalony woźny
na małym czerwonym traktorku.
-Panie,
powiedz pan, czemu tu dziewczęta giną, szkoła nic z tym nie zrobi?
-
A co ma zrobić, toż to Panna Baratella sama, dziewczęta porywa.
Nic nam do tego.
Muszę
przyznać, że zdenerwowała mnie ta szczerość w jego głosie,
popadłam w niepohamowaną wściekłość, wzięłam Rogera (bo tak
woźny miał na imię) za uszy i weszłam do budynku szkoły.
Szkoła
wyglądała strasznie, francuskie dzieci krzyczały i biegały, nagle
z wielkiego świetlika na suficie spadł wiatrak rozgniatając
przypadkowych uczniów. W klasach prowadzono sekcje na ludziach, a na
chemii sprawdzano stężenie NaOH polewając dzieciom ręce. Wbiegłam
do jednej sal, właśnie nauczyciel, przypominający korniszona
złapał za piłę do cięcia kości z zamiarem pokazania jak wygląda
przekrój ręki. Złapałam w pół chłopca który miał posłużyć
jako źródło materiału do pracy. Nie wiedziałam co zrobić,
skupiłam się bardzo na tym, że chcę ich uratować iiii.... BUM,
poczułam się dziwnie, korniszon zaczął uciekać. Dzieci krzyczały
"Oh merde!", spojrzałam w lustro, które przypadkowo
wisiało w sali. Okazało się, że zmieniłam się nie do poznania.
Wyglądałam jak duża jaszczurka z pomarańczowymi plamkami na
brzuchu, no byłam po prostu śliczna. W tejże zmienionej postaci
postanowiłam iść do dyrektora ośrodka. Na drzwiach wisiała
tabliczka "Le Dyrektor de La Szkoła de La Masakra a Dijon"
weszłam do pokoju. Za biurkiem siedział łysy gość w małych
okularkach, na rękach miał rękawiczki a ubrany był w biały
chałat. Małe stópki tupały niecierpliwie.
-
Hahahaha... kolejna uczennica... jak miło - uśmiechnął się pod
nosem. - W sumie to dziwnie wyglądasz, z tą plamą na brzuchu, ale
Panna Baratella na pewno się ucieszy...
Co
się stanie z Rozalindą? Kim jest Baratella? Czy Francja to naprawdę
patologiczny kraj? Już w następnym odcinku
Nie martwcie się, nie zjedzą was, bo wolą żabki ;D
OdpowiedzUsuń