czwartek, 9 sierpnia 2012

Death Bride, Cyrograf Zemsty 9 VIII 2012


Wkrótce potem dotarliśmy na miejsce. W mroku nocy nie było widać za wiele, jednak mimo to widok był cudowny - dość duży, marmurowy zamek wykończony blankami stał dumnie na obrzeżach miasta, tam, gdzie nie było już domów. Dookoła pluskała woda w fosie, wesoło się pieniąc. Delikatny wiatr tańczył wśród liści stojących przy budynku drzew, które wyglądały jakby wspomagały pełniących nocną straż najemników Kruczycy. Kora była ich pancerzem, konary bronią, liście hełmem, który bronił ich przed uderzeniami przeciwników...

Wspięliśmy się na jedno z drzew, na wysokość około dwóch metrów. Usiedliśmy na jednej z grubszych gałęzi i obserwowaliśmy zamek - czy raczej Myth obserwował, moją uwagę przyciągał starannie wypielęgnowany park pełen przeróżnych kwiatów, które zamknęły swe płatki na noc.

Spojrzałam na Mytha. Obserwował teren przez lornetkę. Byłam potwornie znudzona, park wśród nocy szybko się przykrzył - zaczęłam więc robić cokolwiek, by zająć zmęczony umysł. Obserwując Myhta, przyjrzałam się dokładnie jego lornetce. Nowoczesnej, czarnej, pełnej bajerów... Z małym, lśniącym, czerwonym napisem Klawiatura Komputerowa. Chwila, co?

- Dlaczego masz na lornetce napis Klawiatura Komputerowa? - spytałam. Mój głos mnie zdziwił - był potwornie znużony.

Zaczął tłumaczyć, nie chciało mi się słuchać, wyłączyłam się po pierwszym zdaniu. Patrzyłam na wartowników. Zapanowało niewielkie poruszenie, uderzyłam Mytha w ramię, każąc mu patrzeć - chłopak spadł, wspiął się, przeklinając, usiadł koło mnie. Obserwował. Most zwodzony został opuszczony, dwóch młodych ludzi wyszło przez olbrzymie wrota. Ci, którzy stali po przeciwległej stronie fosy przeszli do zamku. Czterech innych ustawiło się zaraz pod wrotami. W sumie wrót strzegło sześciu ludzi - dwóch po jednej stronie fosy, reszta po drugiej. Reszta wartowników, którzy obchodzili zamek dookoła, również się zmieniła - nie zliczyłabym ich wszystkich. Posuszenie zapanowało również na wieżach.

Warta zmieniła się, my wciąż siedzieliśmy na drzewie, nie rozmawiając. Chłopak przysypiał, budząc się na ziemi - spadł chyba z pięć czy sześć razy, za każdym razem jęcząc i klnąc szpetnie. W końcu postanowił, że się przeniesiemy - było mi całkowicie wszystko jedno, więc, wzruszywszy ramionami, zsunęłam się z drzewa i popędziłam za nim do nowej kryjówki.

Siedzieliśmy w jakimś rowie około godziny. Choć niebo poszarzało, dając pierwsze oznaki nadchodzącego poranka, moje znużenie zrobiło swoje - zasypiałam. Z minuty na minutę odpływałam coraz bardziej w objęcia Morfeusza...

- Nie śpij - Myth zwrócił mi uwagę szeptem. - Siedź tu, patrz na nich, idę po kawę i kanapki. Nie śpij. - Pobiegł, zostawiając mnie samą.

Patrzyłam więc na najemników. Wciąż. I dalej. Znałam już na pamięć ich twarze, potrafiłabym podać ich dokładny rysopis, odtworzyć ich stroje. Ale patrzyłam, uparcie.

Nagle coś w oknie, tam , gdzie paliło się światło. Bardziej to wyczułam niż zobaczyłam. Zwróciłam głowę w tamtą stronę, przyjrzałam się uważnie...

On. Ubrany jak najbardziej lubił, w jeansy Levi's i koszulę w kratę, z krótkimi rękawami. Niebieską, jego ulubioną... Uśmiechał się lekko, seksownie mrużąc oczy. Ciemnobrązowe, przydługawe włosy opadały mu na czoło... Rozmawiał z kimś chyba...

Dławiłam się, nie wiedziałam, co czułam. Wstałam, zrobiłam krok w jego stronę, wyciągnęłam przed siebie ręce... 

Ktoś opuścił most zwodzony. Puściłam się biegiem. Wskoczyłam na most, on już przeszedł przez wrota. Konstrukcja zaczęła się podnosić, podbiegłam i skoczyłam przed siebie, robiąc w powietrzu salto - wylądowałam po drugiej stronie. Wyjęłam miecz, przede mną stało sześciu strażników - ci, którzy stali po drugiej stronie fosy pewnie przeszli, gdy most był opuszczony. Nie obchodziło mnie to zbytnio, przebiłam brzuch jednemu. Szybko wyjęłam ostrze, zamachnęłam się, ucięłam głowy dwóm następnym. Ktoś się zamachnął na mnie, sparowałam uderzenie. Strzelali, uskoczyłam w bok, chroniąc się przed kulami za ścianą budynku. Schowałam miecz, wyciągnęłam dwa sztylety, wyskoczyłam i rzuciłam je, godząc dwóch wartowników - jednego w kark, jednego i pierś. Żył jeszcze jeden, kopnęłam go w krocze - zgiął się w pół, ja wbiłam rapier w jego kark z tyłu.

Wyjęłam sztylety z ciał najemników. Ziemia drżała, słychać było wybuchy, ciemne wciąż niebo co chwilę rozświetlały pomarańczowe światła... Powiedzieć, że miałam to gdzieś, byłoby uogólnieniem. Wspinałam się po murze, idąc do okna. Do tego okna, gdzie było światło, gdzie był on.

Wskoczyłam na mur, zabiłam moim ulubionym, starym sztyletem strażnika, stojącego w pobliży, wbijając mu ostrze między żebra. Biegli dwaj następni, rzuciłam więc w nich sztyletami, skoczyłam, wyjęłam je, schowałam, rzuciłam się na najemnika z wielkim karabinem. Skręciłam żołnierzowi kark i przywłaszczyłam sobie jego broń, która niesłychanie mi się spodobała. Strzelając właściwie na oślep, zabiłam dwóch następnych najemników, nadbiegających z warty z innego miejsca na zamku. 

Odrzuciłam broń, okno znajdowało się piętro wyżej. Znów wyjęłam sztylety, zaczęłam się wspinać po murze. 

Coś nagle na mnie opadło, jakby płachta, jednak dziurawa... Zacisnęło się wokół mnie, obwiązało mnie... Trzymałam się kurczowo sztyletów wbitych w mur, jednak coś szarpnęło, ciągnęło mnie. Zmuszałam się do nadludzkiego wysiłku...

Rękojeści wyślizgnęły mi się z dłoni, coś ciągnęło mnie w górę, uwiązaną w materiale... Chyba siatce... Nie było to ważne. Złapałam jeden z pięciu sztyletów, które mi pozostały, zabrałam się za rozcinanie płachty. Coś, co unosiło mnie do góry zaczęło spadać, ja wraz z nim... Wyswobodziłam się by złapać się kurczowo. Upadek i śmierć przeszkodziłyby mi w odzyskaniu męża...

Materiał zaczął się unosić ku górze, otworzyły się... Drzwiczki, jakiś statek wessał mnie, jak potwór ofiarę...


Rozgoryczona... Pełna żalu, tęsknoty... Z utraconą szansą... Ja. On wszystko zniszczył, w zamku był mój mąż. Myth mnie stamtąd zabrał. Wyrwał siłą, wydarł, odebrał mi szansę... Tego się nie wybacza!

Zadudniłam rękojeścią sztyletu w to wstrętne blaszane ustrojstwo. Chyba krzyczałam, choć nie jestem pewna...

6 komentarzy:

  1. oj to on jednak nie zginął?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. e tam... to pewnie wymysł Amelii ... zwyczajnie jej odbiło.

      aha i chciałbym zaznaczyć że nie wąchała skarpetek Mytha więc ja nie jestem odpowiedzialny za jej szaleństwo

      Usuń
    2. A ja myślę, że to super. Masz talent dziewcczyno. Pisz dajej.

      Usuń
  2. a kiedy kontynuacja? bo jakoś czekam i czekam i tak jakoś doczekać się nie moge :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, bierzecie się za zombiaki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sektencjo ... my walczymy z każdą formą zła, nie zła, lekkiego zła i innych zeł ... Nawet Marvel Princess sobie dała spokój z czynieniem zła dzięki mnie :)

      Usuń