Dokończenie z 27 V 2012.
Szłam i szłam, ale wkrótce straciłam ich z oczu.
- Szukasz kogoś? - Odwróciłam się i zobaczyłam Kudkudaka!
- Ha! To ty! A szukam! I znalazłam! Wiem też, gdzie mieszka ten twój Zakapturzony!
- I co z tego, skoro i tak tam nie trafisz?
- Nie trafię? Ja? Ha, zaraz z lupy dostaniesz! - I wyciągnęłam z torby... patelnię. Z wrażenia upuściłam ją na ziemię.
- C-co jest? O co... - Nie skończyłam mówić, bo pewna włochata [Taka misiowa.] łapa wzięła patelnię spod moich nóg i... cóż, więcej nie pamiętam. No, oprócz potwornego bólu z tyłu głowy.
Obudziłam się. Pierwsze, co zobaczyłam, to ciemny pokój. Ha! Pokój! Z pochodniami! Chyba bardziej słowo 'krypta' pasuje. Próbowałam przypomnieć sobie ostatnie zdarzenia.
Spotkałam Kudkudaka z jakimś Miśkiem i gdy jeden z nich miał dostać należne mu lanie, okazało się, że wzięłam patelnię! I tą są mą patelnią dostałam kilka sekund później w głowę!
Muszę stąd uciec! Już miałam poderwać się na nogi, gdy powstrzymała mnie od tego lina. C-co? Pomyślałam. Super, ktoś mnie przywiązał! Stwierdziłam, że tak nie będzie!
- Hej! Czy jest tutaj jakiś idiota, względnie debil?! - Ryknęłam, zapewne na pół galaktyki. - ŻĄDAM natychmiastowego odwiązania mnie i wyjaśnienia, o co się rozchodzi, do jasnej Anielki!
Nie musiałam czekać długo. Wkrótce, w jednych z kilku drzwi, pojawił się Misiek.
- A witam pana! Może łaskawie mnie pan odwiąże? A potem wyjaśni o co chodzi? I załatwimy sprawę po ludz...hm... po normalnemu? - Czy można załatwić coś po normalnemu?
- Tak, tak. Tylko nie teraz, bo Tony jest zajęty. Musisz poczekać.
- Czekać? Idioto! Ja tutaj jestem wbrew swej woli i mam czekać? - Zaczęłam obdarzać go pasującymi epitetami - jak na przykład 'kupa trocin'. Potem stwierdziłam, że jestem głodna i kazałam mu też odwiązać siebie i zaprowadzić się do łazienki. - A co! Problem? - Uch, jestem wrednym detektywem, ale w kaszę sobie dmuchać nie dam. Bo lubię ciepłą. ;)
-Eh, okej.
I tak oto w godzinę później umyta i najedzona siedziałam nadal w tym samym miejscu tyle, że już nie przywiązana. Misiek siedział ze mną, niestety.
- Chyba wsadzę cię do jednego z pokoi, nie chce mi się ciebie pilnować.
- Spoko, raczej nie ucieknę, bo już zauważyłam, że jesteśmy pod ziemią - powiedziałam z nienawiścią w głosie. Zaczynam robić się nerwowa, nie uważacie?
Misiek zaprowadził mnie do pokoju, lekko zielonego [zielone ściany, łóżko, pantofle [!], okładki od kilku książek, położonych na zielonym stole, przy którym stało zielone krzesło.]. Ktoś ma schiza. Ja też, bo to mój ulubiony kolor [tak prywatnie], ale to już chyba lekka... No nic. Zostałam sama, bo Misiek poszedł i zaczęłam się zastanawiać, co by tu zrobić? Drzwi zamknięte, a że są zrobione z metalu to raczej ich nie wyważę. Zaczęłam się nudzić. Po jakiejś godzinie najzwyczajniej w świecie usnęłam.
Było ciemno. Stałam przed garażem. Zza pagórków wydobywał się dym. Wiał ciepły wiatr, chyba coś się paliło. Weszłam do środka. Smoków nigdzie nie było. Po chwili coś poruszyło się w mroku. Nie zważałam na to coś, szłam dalej w ciemność.
Coś powoli krążyło dookoła mnie. Usłyszałam szum za sobą. Odwracając się, pośpiesznie wyciągnęłam zza pasa szablę. Zobaczyłam bestię. Zamachnęłam się... Po chwili po podłodze potoczyła się jej głowa. Widziałam martwe zielone oczy. Czarny ogon wił się jeszcze po podłodze... Cz-czy to... To Mistrz! Byłam w szoku! To niemożliwe! To on... lecz starszy. Roztrzęsiona podeszłam do niego... Dym przybierał na sile. Robiło się coraz ciemnej...
Coś powoli krążyło dookoła mnie. Usłyszałam szum za sobą. Odwracając się, pośpiesznie wyciągnęłam zza pasa szablę. Zobaczyłam bestię. Zamachnęłam się... Po chwili po podłodze potoczyła się jej głowa. Widziałam martwe zielone oczy. Czarny ogon wił się jeszcze po podłodze... Cz-czy to... To Mistrz! Byłam w szoku! To niemożliwe! To on... lecz starszy. Roztrzęsiona podeszłam do niego... Dym przybierał na sile. Robiło się coraz ciemnej...
Smok podobny do Mistrza. Stąd. |
BUUM! Spadłam na podłogę.
- Ał! Kurczę, ja to zawsze muszę coś wyrzą... - Urwałam. Przypomniałam sobie sen. Mistrz! Zabiłam go! Ale kiedy?! Gdzie?! Jak to możliwe? Uspokoiłam się. To tylko koszmar. Lecz odkąd pamiętam ja nigdy nie miałam koszmarów. Chyba to miejsce tak na mnie podziałało.Podniosłam się z podłogi i zaczęłam ścielić koc na łóżku. Nagle usłyszałam jak ktoś otwiera zasuwę w drzwiach. Przyczaiłam się przy łóżku. Skrzypienie i... w drzwiach stanął wychudzony blondyn z podkrążonymi oczyma. Niósł jabłka.
- Usłyszałem hałas - powiedział. - Czy coś się stało?
- Nie. Spadłam z łóżka - wyjaśniłam. - A ty to kto? - Zapytałam, jak normalny człowiek.
- Ja? Ja nie mogę powiedzieć. T-Tony mi zabronił.
- Aha. Więc znasz go?
- O tak. Bardziej, niż się niektórym wydaje. Mam na myśli Bazylego, nie ciebie.
- Bazylego? Kto...
- Bazyli to ten misiek. Nie przedstawił ci się? Dziwne... - i zaczął się nad czymś zastanawiać. Zaczęło burczeć mi w brzuchu.
- A mogę jabłko? - Zapytałam.
- Pewnie! Właściwie w jakiejś mierze niosę je dla ciebie.
- W jakiejś mierze... - powtórzyłam ze zgrozą.
- Tak, wiem, dziwnie czasem mówię.
- Nie, o to chodzi, że mnie też zdarza się tak mówić - spojrzałam na niego podejrzliwie i zauważyłam, że robi to samo! Postanowiłam przerwać ciszę. - To mogę to jabłko?
- Aha - rzucił mi jedno. Nie wiedziałam, co zrobić. W końcu rzadko zdarza się, żebym siedziała uwięziona pod ziemią, a tu przychodzi do mnie gościu z jabłkami. - Może... usiądziesz? - Pokazałam krzesło.
- Okej, ale pewnie za długo tu nie zabawię. Tony wkrótce wraca.
- Ah, no tak. Ale właściwie... Nie, chyba nie powinnam pytać.
- Pytaj.
- Co ty tu właściwie robisz?
- W sensie?
- Co ty, osoba wyglądająca na przeciętnego obywatela robi w jakiejś tajnej krypcie Zakapturzonego Tony'ego, jednego z bardziej wnerwiających mnie Złoli? - Uśmiechnął się. Niezbyt mnie to uradowało.
- Ha, żebyś tylko wiedziała...
- Co wiedziała?
- Powiedzmy, że mam u Tony'ego dług.
- Oh. A jak...
- Nie pytaj, bardzo cię proszę. - Zaczął bawić się jakąś kukiełką przyczepioną do koszyka z jabłkami. Swoją drogę, kto przyczepia kukiełki do koszyków?
- A tak w ogóle, to którego dzisiaj mamy?
- 29 lipca.
- Co? Odleciałam na dwa dni?!
- Nie. Najpierw odleciałaś na jeden dzień, potem bardzo mile nazwałaś Baltazara i przeniósł cię on tutaj a potem usnęłaś i oto jest dzisiejszy dzień.
- O jejku, myślałam, że jestem tu zaledwie kilka godzin... A urodziny Mistrza? Przecież tak się cieszył, a ja mu je zepsułam! Musieli pewnie latać po całej okolicy i mnie szukać! I co teraz? - Zaczęłam się zastanawiać i coraz bardziej panikować. Chłopak nie wiedział co ma ze sobą i ze mną zrobić. Nagle przerwałam serię panicznych wrzasków.
- Dlaczego wcześniej Bazyli dopuścił mnie do komputera? - Zapytałam.
- Co zrobił?
- No, pozwolił mi iść na internet, żebym mogła... - urwałam. Przecież nie powiem mu, że opisuję wszystko co śledzę na blogu, a razem ze mną inni superbohaterowie! - Żebym mogła napisać takie tam głupotki na blogu. Wiesz o tipsach czy czymśtam.
- Aha - też widać nie był w temacie, bo nie miał zbytnio mądrej miny.
- Usłyszałem hałas - powiedział. - Czy coś się stało?
- Nie. Spadłam z łóżka - wyjaśniłam. - A ty to kto? - Zapytałam, jak normalny człowiek.
- Ja? Ja nie mogę powiedzieć. T-Tony mi zabronił.
- Aha. Więc znasz go?
- O tak. Bardziej, niż się niektórym wydaje. Mam na myśli Bazylego, nie ciebie.
- Bazylego? Kto...
- Bazyli to ten misiek. Nie przedstawił ci się? Dziwne... - i zaczął się nad czymś zastanawiać. Zaczęło burczeć mi w brzuchu.
- A mogę jabłko? - Zapytałam.
- Pewnie! Właściwie w jakiejś mierze niosę je dla ciebie.
- W jakiejś mierze... - powtórzyłam ze zgrozą.
- Tak, wiem, dziwnie czasem mówię.
- Nie, o to chodzi, że mnie też zdarza się tak mówić - spojrzałam na niego podejrzliwie i zauważyłam, że robi to samo! Postanowiłam przerwać ciszę. - To mogę to jabłko?
- Aha - rzucił mi jedno. Nie wiedziałam, co zrobić. W końcu rzadko zdarza się, żebym siedziała uwięziona pod ziemią, a tu przychodzi do mnie gościu z jabłkami. - Może... usiądziesz? - Pokazałam krzesło.
- Okej, ale pewnie za długo tu nie zabawię. Tony wkrótce wraca.
- Ah, no tak. Ale właściwie... Nie, chyba nie powinnam pytać.
- Pytaj.
- Co ty tu właściwie robisz?
- W sensie?
- Co ty, osoba wyglądająca na przeciętnego obywatela robi w jakiejś tajnej krypcie Zakapturzonego Tony'ego, jednego z bardziej wnerwiających mnie Złoli? - Uśmiechnął się. Niezbyt mnie to uradowało.
- Ha, żebyś tylko wiedziała...
- Co wiedziała?
- Powiedzmy, że mam u Tony'ego dług.
- Oh. A jak...
- Nie pytaj, bardzo cię proszę. - Zaczął bawić się jakąś kukiełką przyczepioną do koszyka z jabłkami. Swoją drogę, kto przyczepia kukiełki do koszyków?
- A tak w ogóle, to którego dzisiaj mamy?
- 29 lipca.
- Co? Odleciałam na dwa dni?!
- Nie. Najpierw odleciałaś na jeden dzień, potem bardzo mile nazwałaś Baltazara i przeniósł cię on tutaj a potem usnęłaś i oto jest dzisiejszy dzień.
- O jejku, myślałam, że jestem tu zaledwie kilka godzin... A urodziny Mistrza? Przecież tak się cieszył, a ja mu je zepsułam! Musieli pewnie latać po całej okolicy i mnie szukać! I co teraz? - Zaczęłam się zastanawiać i coraz bardziej panikować. Chłopak nie wiedział co ma ze sobą i ze mną zrobić. Nagle przerwałam serię panicznych wrzasków.
- Dlaczego wcześniej Bazyli dopuścił mnie do komputera? - Zapytałam.
- Co zrobił?
- No, pozwolił mi iść na internet, żebym mogła... - urwałam. Przecież nie powiem mu, że opisuję wszystko co śledzę na blogu, a razem ze mną inni superbohaterowie! - Żebym mogła napisać takie tam głupotki na blogu. Wiesz o tipsach czy czymśtam.
- Aha - też widać nie był w temacie, bo nie miał zbytnio mądrej miny.
- Mam też jeszcze jedno pytanie - uniósł głowę. - Jaki jest Tony?
- Tony? Tony jest... Ludzie twierdzą, że jest dziwny.
- Ludzie? A ty?
- Ja? Ja wolę się nie wypowiadać.
- Co, aż tak źle? - Zaciekawiłam się.
- Nie... Po prostu. Nie mnie jest dane oceniać i wolę tego nie robić.
- Ale wiesz, nie proszę o ocenę, tylko o, hm... kilka cech charakteru, usposobienie...
- On ma dziwne usposobienie. Więc, jeśli dziwi cię, że ktoś wstaje o 3 nad ranem żeby usmażyć frytki, którymi rzuca potem w okna sąsiadów, to wiesz...
- Rzucać frytkami? - Zdziwiłam się. - Nie lepiej byłoby zjeść?
-...
I nastała cisza. Kolejny raz. I znów postanowiłam ją przerwać.
- Dlaczego tutaj jestem? Co takiego zrobiłam Tony'emu w moje przeszłości?
- Twa przeszłość nie jest mi aż taka znana. On jest skryty. - Spojrzał na rękę. - O rety! Jest już strasznie późno! Muszę iść! - Niemalże wybiegł z pokoju, zostawiając jabłka. Nie zamknął też drzwi.
Po chwili, gdy otrząsnęłam się z szoku i już miałam podbiec do drzwi, żeby uciec, stanął w nich Bazyli.
- Oj nie, nie uciekniesz - I ku mojemu zdziwieniu położył na stole laptop. - Żeby nie było, że cię od świata odcinamy.
- Ah. Ale dlaczego ja tu jestem? - Spytałam pustkę, bo Bazylego już nie było. Usłyszałam zgrzyt zamka.
Teraz natomiast siedzę i piszę, bo co mam lepszego do roboty? Nie będę przecież błagać o ratunek, bo wiem, że nikt mnie nie znajdzie, niby jak? Wiem też, że pewien wychudzony blondyn nie nosi zegarka, ponieważ zauważyłam to, gdy niósł koszyk.
Tak wiem, zostały mi jeszcze dwa dni do opisania wszystkiego, ale wkrótce to zrobię. Po prostu Nie mam teraz jak tego napisać.
Myślicie, że w najbliższych dniach czegoś się dowiem?
- Tony? Tony jest... Ludzie twierdzą, że jest dziwny.
- Ludzie? A ty?
- Ja? Ja wolę się nie wypowiadać.
- Co, aż tak źle? - Zaciekawiłam się.
- Nie... Po prostu. Nie mnie jest dane oceniać i wolę tego nie robić.
- Ale wiesz, nie proszę o ocenę, tylko o, hm... kilka cech charakteru, usposobienie...
- On ma dziwne usposobienie. Więc, jeśli dziwi cię, że ktoś wstaje o 3 nad ranem żeby usmażyć frytki, którymi rzuca potem w okna sąsiadów, to wiesz...
- Rzucać frytkami? - Zdziwiłam się. - Nie lepiej byłoby zjeść?
-...
I nastała cisza. Kolejny raz. I znów postanowiłam ją przerwać.
- Dlaczego tutaj jestem? Co takiego zrobiłam Tony'emu w moje przeszłości?
- Twa przeszłość nie jest mi aż taka znana. On jest skryty. - Spojrzał na rękę. - O rety! Jest już strasznie późno! Muszę iść! - Niemalże wybiegł z pokoju, zostawiając jabłka. Nie zamknął też drzwi.
Po chwili, gdy otrząsnęłam się z szoku i już miałam podbiec do drzwi, żeby uciec, stanął w nich Bazyli.
- Oj nie, nie uciekniesz - I ku mojemu zdziwieniu położył na stole laptop. - Żeby nie było, że cię od świata odcinamy.
- Ah. Ale dlaczego ja tu jestem? - Spytałam pustkę, bo Bazylego już nie było. Usłyszałam zgrzyt zamka.
Teraz natomiast siedzę i piszę, bo co mam lepszego do roboty? Nie będę przecież błagać o ratunek, bo wiem, że nikt mnie nie znajdzie, niby jak? Wiem też, że pewien wychudzony blondyn nie nosi zegarka, ponieważ zauważyłam to, gdy niósł koszyk.
Tak wiem, zostały mi jeszcze dwa dni do opisania wszystkiego, ale wkrótce to zrobię. Po prostu Nie mam teraz jak tego napisać.
Myślicie, że w najbliższych dniach czegoś się dowiem?
Hej, uwierzysz, że umknął mi twój poprzedni wpis? Musiałam się cofnąć z tego, bo coś mi nie pasowało :p
OdpowiedzUsuńTy... Ale kosmos O.o Dranie wredne! Dobrze, że ci chociaż komputer dali, to możesz do nas pisać. Nie dość, że w kaszę dmuchają, jak nie lubisz, to jeszcze by ci mogli komputera nie dać, dranie wredne. No właśnie - powinniśmy cię ratować? Niii, sama dasz im łupnia w swoim czasie, nie będziemy ci odbierać tej przyjemności :D
Aha, zwłaszcza że Misiek mówił, że patelnię zostawili xD
UsuńUuuóu, z patelnią jeszcze mają szansę na przetrwanie, ale co by było, gdybyś odzyskała swoją wszechmocną lupę?
UsuńOdzyskać nie trudno, wystarczy znaleźć z domowym bałaganie :)
UsuńToć ty nie jesteś teraz w domu! XD
UsuńWieem, ale przecież staram się tam dotrzeć ;D
Usuń