środa, 11 lipca 2012

Myth, Dziennik Superbohatera 11.07.2012r Środa

Po uderzeniu Panny młodej w ramię (używając magicznej przepychaczki nr 34), spadliśmy na ziemię tzn znowu ja, potem magiczna przepychaczka a potem panna młoda, tak że magiczna przepychaczka nr 34 wbiła mi się tam tam tam poniżej pleców trochę (tak, w sam środek pośladka) ale spokojnie to tylko draśnięcie. Widziałem że Amelia leży nieprzytomna to poszedłem się przejść, co ja widziałem .... Latające wiadra, Krokodylogazele, Wojownicze Żółwie Ninja i kilka innych dziwnych istot, większość była łagodnie usposobiona, no oprócz gigantycznego pająka z antyplazmy który strasznie się obraził jak mu nadepnąłem na nogę i wylał sobie piwo, coś tam do mnie szczebiotał że zamorduje mnie jak swojego instruktora pływania który się utopił bo nie umiał pływać(albo pewnie jadł latające garnki i go dociążyły). Kiedy sytuacja zrobiła się taka bardzo niebezpieczna stwierdziłem że bezpieczniej było by wrócić do Amelii ale oczywiście pająk wredna menda nie chciał zaprzestać iście chamskiego zachowania względem marsjańskiej kelnerki(tak, zdarzyło mi się być na marsie i wiem jak one wyglądają).

Doszło do drobnej utarczki słownej typu:
- jestem pająkiem a ty niby kim dziwna skórowata istoto hahahha ?
- Jestem Człowiekiem i zrobię Ci z odwłoka wylotówkę na Gdańsk !
- ciekawe jak, nas jest 6 a ty tylko jeden
- Więc zawołajcie sobie jeszcze kilku żeby były równe szanse ...

I zaczęliśmy się bić, przypadkiem wysadziłem bar, 14 Cykolopodów i urwałem odnogę pająka, stwierdziłem że pora wracać do Amelii, akurat gdy wróciłem panna młoda zaczęła się budzić, pooglądaliśmy jednorożce, niestety jednorożce sobie uciekły z przyczyn na razie bliżej nie znanych. Przechadzając się wzdłuż polanek delektowaliśmy się tą niezwykle irracjonalną przyrodą (kto widział dające mleko mikrofalówki i stada zmiennobarwnych pralek ręka do góry- bo my widzieliśmy ). Idziemy sobie niczego nieświadomi lecz nagle czuję jak ziemia się trzęsie i tuż przed nami rozwijają się tory kolejowe.........
Pociąg przejeżdża lecz nie wydaje z siebie charakterystycznego "ciuch ciuch" tylko "gyszy gyszy".
Pociąg przejechał a zanim zwinęły się tory, w sumie dobry pomysł żeby nie kradli torów.

Zobaczyłem na twarzy Amelii uśmiech, nigdy nie widziałem żeby się uśmiechała, chyba była szczęśliwa, chciałem jej opowiedzieć o tym co zdarzyło się w miasteczku ale mnie ignorowała i nie słuchała, była przeszczęsłiwa, chyba nawet za bardzo bo gdy goniło mnie stado rozwścieczonych mikserów i wołałem ją z drzewa na które uciekłem przed nimi- nie usłyszała, znowu była taka nieobecna, gdy już miksery dały mi spokój pobiegłem za panną młodą, Amelia schylała się i grzebałą coś w ziemi a nad jej głową wisiał ogromny pająk który ze mną zadarł w miasteczku.

- Amelia! - Krzyknąłem, ona się podniosła, pająk zeskoczył, Amelia zaczęła biec w moją stronę, uciekaliśmy przed monstrum przez ładny kawałek, starałem się jej wytłumaczyć że ten pająk jest z antyplazmy itd. ale sama walka z tym bydlęciem tak mnie pochłonęła że nie zdążyłem, uciekaliśmy dalej aż w końcu ukryliśmy się w jakiejś jaskini znalezionej przez pannę młodą, przejście było bardzo wąskie, przecisnęliśmy się jakoś do środka, pająk nie mógł nas dosięgnąć, szliśmy dalej i trafiliśmy do jaskini, usiedliśmy i odpoczywaliśmy,
- Czyli to już? - Zapytała z miną dentysty wycieńczonego po 20 h borowaniu.
- Mam nadzieję - odpowiedziałem, oparłem się ścianę i zsunąłem po niej siadając na ziemi, zauważyłem że dochodzi do siebie więc zrobiłem minę tego gościa z loga K*C (istnieje prawdopodobieństwo że zamiast "*" powinno być"F" ale wtedy była by to reklama a my reklamy robić im nie chcemy) i zapytałem:
- Amelio. czemu mordujesz ludzi? - Panna młoda spojrzała na mnie lodowatym wzrokiem i powiedziała bardzo cicho niczym mnich niemowa podczas spowiedzi:
- Zemsta - jak mordowanie niewinnych ludzi może być dla niej zemstą skoro oni nic jej nie zrobili, chciałęm ją o to zapytać ale ze wszystkich stron, ze ścian i z za każdego kamienia wyskoczyły dziwne pomidorogłowe istoty uzbrojone w patyki i krzyczały "Bedzie kolacyja wypchamy se ryja" albo "hej ho hej ho hej ho na żarełko by się szło" - prawdę mówiąc to nie brzmiało zbyt obiecująco a rokowania na przyszłość (przyszłość w żołądkach pomidorogłowych) nie była tą naszą wymarzoną, więc zaczęliśmy znów uciekać. Niestety pomidorogłowi byli jednak trochę rozgarnięci i rzucili na schody po któych zbiegaliśmy szklane kulki z rybkami w środku, Amelia się poślizgnęła i spadła z nich na dół. Krzyczałem żeby uważała na kulki i ze to tym razem to nie moja wina, podniosłem ją i uciekaliśmy dalej.


Nagle dobiegliśmy do jakichś wrót, zamknęliśmy je za sobą, poszliśmy wzdłuż korytarza, dotarliśmy do wielkiej pustej sali, szliśmy dalej i trafiliśmy do części prawdopodobnie (bardzo prawdopodobnie) kopalnianej, po kilku minutach marszu, zauważyliśmy niską zielono skórą postać z laską ubraną w szare szaty, grzebała coś w ziemi i podśmiechiwała się sam do siebie, brzmiało to mniej więcej tak "yhyhy hyhy hy" ...



Co będzie dalej ? Czy dziwny czarodziej nas zabije ? Czy zjedzą nas zmutowane piranie zombie ? Czy wdepnę w kupę dromadera ? To wszystko w kolejnym wpisie ............

Piosenka dnia :

Dobranoc

1 komentarz: