piątek, 6 lipca 2012

Death Bride, Cyrograf Zemsty 6 VII 2012


Ja. Obszerny bukiet aromatycznych, białych róż w moich rękach. Biała, szeleszcząca suknia wokół mych nóg. On naprzeciw mnie. Uśmiecha się, oboje drżymy z ekscytacji i bezmiaru szczęścia. Zatopieni w oceanie miłości, czekamy na ogłoszenie nas mężem i żoną. Wtedy on poważnieje, łapie mnie za ramiona, odrzuca, sztylet wbija mu się w klatkę piersiową.

Obudziłam się, dygocząc. Oddychałam ciężko, pot spływał mi z czoła. To tylko koszmar..? A skądże znowu! To wspomnienie, które męczy mnie bez przerwy. Moje ostatnie spotkanie z mężem.

Uspokoiłam się z wolna. Rozciągnęłam się, rozejrzałam się w koło. Znów nie wiedziałam, gdzie jestem… Często ostatnimi czasy nie potrafię zidentyfikować miejsc, w których się budzę.

Nad moją głową stał uśmiechnięty Myth.

- Koszmarek? - spytał.

Zerwałam się z łóżka. Stałam na podłodze w mojej norze. Odruchowo spróbowałam dobyć sztyletu, jednak nie było go…

- Mam taką super maszynę, kontroluje sny. Kiedyś mi się co noc śniło, że mnie stado dzikich gęsi goni, ale wiesz, nie takich zwykłych, miały turbo napęd jakiś… Zalany potem się budziłem… To sobie zbudowałem maszynę - mówił, przerzucając moje rzeczy.

Patrzyłam na niego, nie wiedząc co zrobić. Mieliśmy spotkać się o północy, pod bramą cmentarza…

- Nie ma jeszcze dwunastej - powiedziałam cicho.

- Skąd możesz to wiedzieć? - spytał. Wziął do ręki jedną z kartek, wyciągnął ją przed siebie. Spoglądał to na mnie, to na kartkę z zagubioną miną.

- To ty? Nie wierzę…

Kartka okazała się być zdjęciem. Prostym, czarno - białym zdjęciem, zrobionym tuż przed moim ślubem. Patrzył na nie jak cielę na malowane wrota… Postanowiłam jednak to zignorować.

- Północ ma zapach - stwierdziłam. - Zapach, który budzi mnie każdej nocy, od dnia moich narodzin.

- Masz tu włosy takie mniej kręcone…

- Nie ma jeszcze północy! - wrzasnęłam. Oderwał wzrok od zdjęcia i uraczył mnie spojrzeniem.

- Wiem, no matko… Za wcześnie przyszedłem, nudziło mi się tak stać pod bramą…

- Gdzie mój sztylet? - spytałam, już wściekła. Chłopak nie miał litości dla moich nerwów.

- Zostawiłem w bazie - odpowiedział, przeżuwając gruszkę, którą wyciągnął z mojego worka.

- Co zrobiłeś? - niedowierzałam. - To po jakie licho tu przyszedłeś?

- Jak masz na imię?

- Spadaj stąd! - krzyknęłam. Złapałam za blond włosy, szarpnęłam nim. Popatrzył na mnie spode łba. 

Kopnęłam go w goleń, on jednak nic sobie z tego nie zrobił - chyba w ogóle nie poczuł. Przetoczył się na drugi koniec nory, wziął z ziemi przepychacz, wstał i zaczął nim machać przed moją twarzą - usta miał wciąż pełne gruszki.

- Uważaj, mam broń! - zawołał, opluwając się.

- Po prostu oddaj mi sztylet… - powiedziałam z rezygnacją.

- Po co ci on? Żeby zabijać, tak? Jestem superbohaterem, ja ratuję świat, nie pozwolę…

Chciałam zacząć się tłumaczyć, że tylko się mszczę - przypomniałam sobie wtedy zabójstwo na Lenie, mężczyźnie z cmentarza, Arkadiuszu… Smak jego krwi…

Rzuciłam się na Mytha. Zabić - to było moim jedynym celem. On jednak zamachnął się przepychaczem, trafił mnie nim w twarz. Zachwiałam się i upadłam. Lecz nie na podłogę w norze, spadałam i spadałam, jakby z przeogromnej przepaści…

2 komentarze:

  1. a nie mówiłam, że przepychacz będzie najlepszy? :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurce, rzeczywiście! Zakładamy fanklub przepychaczy? xD A tak w ogóle, to Death Bride zniszczyła Mythowi fryzurę!

    OdpowiedzUsuń