Ja. Obszerny
bukiet aromatycznych, białych róż w moich rękach. Biała, szeleszcząca suknia
wokół mych nóg. On naprzeciw mnie. Uśmiecha się, oboje drżymy z ekscytacji i
bezmiaru szczęścia. Zatopieni w oceanie miłości, czekamy na ogłoszenie nas
mężem i żoną. Wtedy on poważnieje, łapie mnie za ramiona, odrzuca, sztylet
wbija mu się w klatkę piersiową.
Obudziłam
się, dygocząc. Oddychałam ciężko, pot spływał mi z czoła. To tylko koszmar..? A
skądże znowu! To wspomnienie, które męczy mnie bez przerwy. Moje ostatnie
spotkanie z mężem.
Uspokoiłam
się z wolna. Rozciągnęłam się, rozejrzałam się w koło. Znów nie wiedziałam,
gdzie jestem… Często ostatnimi czasy nie potrafię zidentyfikować miejsc, w
których się budzę.
Nad moją
głową stał uśmiechnięty Myth.
- Koszmarek?
- spytał.
Zerwałam się
z łóżka. Stałam na podłodze w mojej norze. Odruchowo spróbowałam dobyć
sztyletu, jednak nie było go…
- Mam taką
super maszynę, kontroluje sny. Kiedyś mi się co noc śniło, że mnie stado
dzikich gęsi goni, ale wiesz, nie takich zwykłych, miały turbo napęd jakiś…
Zalany potem się budziłem… To sobie zbudowałem maszynę - mówił, przerzucając moje
rzeczy.
Patrzyłam na
niego, nie wiedząc co zrobić. Mieliśmy spotkać się o północy, pod bramą
cmentarza…
- Nie ma
jeszcze dwunastej - powiedziałam cicho.
- Skąd
możesz to wiedzieć? - spytał. Wziął do ręki jedną z kartek, wyciągnął ją przed
siebie. Spoglądał to na mnie, to na kartkę z zagubioną miną.
- To ty? Nie
wierzę…
Kartka
okazała się być zdjęciem. Prostym, czarno - białym zdjęciem, zrobionym tuż
przed moim ślubem. Patrzył na nie jak cielę na malowane wrota… Postanowiłam jednak
to zignorować.
- Północ ma
zapach - stwierdziłam. - Zapach, który budzi mnie każdej nocy, od dnia moich
narodzin.
- Masz tu
włosy takie mniej kręcone…
- Nie ma jeszcze
północy! - wrzasnęłam. Oderwał wzrok od zdjęcia i uraczył mnie spojrzeniem.
- Wiem, no matko…
Za wcześnie przyszedłem, nudziło mi się tak stać pod bramą…
- Gdzie mój
sztylet? - spytałam, już wściekła. Chłopak nie miał litości dla moich nerwów.
- Zostawiłem
w bazie - odpowiedział, przeżuwając gruszkę, którą wyciągnął z mojego worka.
- Co
zrobiłeś? - niedowierzałam. - To po jakie licho tu przyszedłeś?
- Jak masz
na imię?
- Spadaj
stąd! - krzyknęłam. Złapałam za blond włosy, szarpnęłam nim. Popatrzył na mnie
spode łba.
Kopnęłam go w goleń, on jednak nic sobie z tego nie zrobił - chyba w
ogóle nie poczuł. Przetoczył się na drugi koniec nory, wziął z ziemi
przepychacz, wstał i zaczął nim machać przed moją twarzą - usta miał wciąż
pełne gruszki.
- Uważaj,
mam broń! - zawołał, opluwając się.
- Po prostu
oddaj mi sztylet… - powiedziałam z rezygnacją.
- Po co ci
on? Żeby zabijać, tak? Jestem superbohaterem, ja ratuję świat, nie pozwolę…
Chciałam
zacząć się tłumaczyć, że tylko się mszczę - przypomniałam sobie wtedy zabójstwo
na Lenie, mężczyźnie z cmentarza, Arkadiuszu… Smak jego krwi…
Rzuciłam się
na Mytha. Zabić - to było moim jedynym celem. On jednak zamachnął się
przepychaczem, trafił mnie nim w twarz. Zachwiałam się i upadłam. Lecz nie na
podłogę w norze, spadałam i spadałam, jakby z przeogromnej przepaści…
a nie mówiłam, że przepychacz będzie najlepszy? :P
OdpowiedzUsuńKurce, rzeczywiście! Zakładamy fanklub przepychaczy? xD A tak w ogóle, to Death Bride zniszczyła Mythowi fryzurę!
OdpowiedzUsuń