Wściekła, siedziałam pod płotem i gniotłam papier w ręce. Drżałam na całym ciele. Łzy płynęły z moich oczu strumieniami, łzy smutku i złości zarazem. Rozciągnęłam trzymany w ręce papierek, spojrzałam na niego raz jeszcze. Zaatakowała mnie kolejna fala dawno już wymazanych z mej pamięci wspomnień, przyćmionych przez niespełnioną miłość i marzenie o zemście... Ze zgrzytem zębów uniosłam go do góry i rozdarłam na dwie części. Opadły ze mnie siły, ręce mi obwiędły. Na ziemi, po obu mych stronach, leżały dwie połowy zdjęcia - z jednej spoglądała na mnie śliczna dziewczyna o kruczych, lekko falowanych włosach, nieumalowana, z niezwiązaną ślubną suknią, która z jednej strony opadła tak, że ukazał się stanik w drobną krateczkę. Po mojej drugiej stronie znajdowała się dziewczyna z wyciętymi 'na boba' blond włosami i szerokim uśmiechem na twarzy.
W nocy z wczoraj na dziś udałam się ponownie do domu, który widziałam we wspomnieniach. Wkradłam się przez uchylone okno, hacząc suknią o klamkę... Nie zauważyłam tego, przewróciłam się z hukiem. Jakaś postać przybiegła z pokoju obok. Rozmyłam się wtedy i odpełzłam na bok. Chwyciłam sztylet. Wstałam cicho, zaszłam postać od tyłu, uniosłam sztylet i z całej siły opuściłam go, wbijając w ciało osoby stojącej przedemną. Krew najpierw rozbryzgła, a gdy postać upadła na twarz, polała się strumieniem, brudząc drewnianą podłogę i moje bose stopy. Wyciągnęłam sztylet i przewróciłam ciało. Ukazała mi się młodzutka dziewczyna, miała na oko dwadzieścia lat. Jej twarz, jej wycięte 'na boba' blond włosy - wszystko to kojarzyło mi się z przeszłością, którą ledwo pamiętałam. Przeszłam do sypialni dziewczyny. Moja suknia, zmoczona w krwi, brodziła po podłodze, zostawiając szeroki, czerwony ślad.
Sypialnia była niewielka, urządzona na biało-niebiesko. Rozglądałam się, poszukując czegoś, co pomogłoby mi ustalić tożsamość trupa. Na zgrabnym stoliku nocnym leżały zdjęcia - na jednym była mieszkanka tego domu, na drugim również ona, obejmującą inną. Wzięłam je, by lepiej mu się przyjrzeć.
Przechodząc przez korytarz, spojrzałam w lustro. Bez zainteresowania poszłam dalej, jednak coś powoli zaczęło układać mi się w głowie.
Kim, do jasnej cholery, była osoba w lustrze?
Wróciłam się kilka kroków. Stanęłam przed zwierciadłem i uwarznie się sobie przyjrzałam. Moje niegdyś wspaniałe, krucze włosy - brudne i skołtunione! Welon poszarpany, w strzępach, makijaż rozmazany, twarz umorusana... Suknia podarta, wybrudzona ziemią, trawą i krwią. To nie byłam ja.
Popatrzyłam na zdjęcie, które trzymałam w ręce. To tam byłam ja. Uśmiechnięta, czysta i szczęśliwa, zakochana.
Postanowiłam wrócić na cmentarz. Minęłam trupa, którego twarz nadal nic mi nie mówiła, przeszłam przedpokój, wyślizgnęłam się przez okno. Gdy mijałam płot, wspomnienia zaatakowały mnie niczym lew antylopę. Straciłam dech, upadłam na kolana, z moich oczu popłynęły strumienie łez.
Zabiłam Lenę, moją najlepszą przyjaciółkę.
Wściekłam się na siebie. Drżałam. Myślałam że umrę z goryczy. Popatrzyłam na zdjęcie - tak, to byłam ja z Leną, to było przygotowanie do mojego ślubu, to ja z moją ukochaną druhną..! Rozdarłam fotografię i opadłam z sił.
Doszłam do mojej nory na cmentarzu ledwo powłucząc nogami. Padłam na ziemię. Płakałam i wbijałam sztytet podłoże, z całej siły, z całej woli.
Gdy słońce wisiało już wysoko na niebie, poszłam stanąć nad grobem męża. Ktoś dokładnie wyczyścił płytę i zmienił kwiaty w wazonie na świeże, obok stał nowy znicz. Przez chwilę zagłębiłam się w myślach - kto zrobił coś takiego? Wtedy jednak uświadomiłam sobie coś innego. Coś, co zadziwiło mnie tak, że jak stałam, tak usiadłam. A mianowicie...
Co się stało z ciałem Arkadiusza?
Wystraszyłam się nie na żarty. Czy tracę rozum? Czy już go straciłam? Pobiegłam do mojej nory, bliska omdlenia. Wskoczyłam przez otwór, przeszłam kilka kroków w tył, obróciłam się... We wnęce siedział mężczyzna w futurystycznym stroju, podjadając moje skradzione z targu zapasy jabłek. Uśmiechnął się do mnie.
Nie wiem jak musiałam wtedy wyglądać, wiem za to, że kipiałam złością. Rzuciłam się na niego ze sztyletem. Obrałam sobie bardzo wygodny punkt - fragment jego szyi, tam, gdzie znajduje się tętnica, był odsłonięty na tyle, by zmieścić ostrze. Uniosłam rękę, jednak on zareagował błyskawicznie. Pamiętam tylko falę, jaka przeszła przez moje ciało, powodującą dziwaczne drgawki. Potem nastała ciemność.
O, to ja idę czytać kolejny post, żeby się dowiedzieć, co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńHaha, lubię jak inni lubią ;) Szkoda tylko, że Mytha załatwić się nie da...
Usuńno ej no ... ja niechcący
Usuń