niedziela, 24 czerwca 2012

Myth, Dziennik Superbohatera 24.06.12 niedziela

 Kontynuacja poprzedniego wpisu w którym opisałem jak ukrywałem się przed deszczem w domku RastaWikinga Tenisisty i rzeczony RastaWiking Tenisista zastał mnie w swoim domku w środku lasu:
 A więc RastaWiking Tenisista wszedł do domku, zrobił mroczną minę, przymrużył oczy, odłożył bumboxa i powiedział... "Mo siema zią ! Zapalisz ze mną Magiczną zieloną roślinę daną przez nordyckich bogów?", a ja grzecznie podziękowałem, bo nie lubię, wtedy RastaWiking Tenisista zrobił głębszy wdech, pokręcił wąsem, nachylił się nad bumboxem i puścił pradawną pieśń bojową wikingów "I just call to say I Love you". Nagle wyskoczył w powietrze i rzucił się na mnie niczym Amerykanin na hamburgera. Na szczęście wyskoczyłem przez okno w którym na szczęście nie było szyb, ale były... kaktusy. Gdy z wrzaskiem przypominającym postrzelonego kojota na prerii wyskoczyłem z kaktusów  wpadłem w ...
Pędzące stado bizonów, a potem spadłem z urwiska, sturlałem się 300 m w dół i gdy już myślałem, że moje problemy się skończyły, okazało się, że dookoła jest bagno zmieszane z ruchomymi piaskami. Zacząłem się zapadać i w ostatniej chwili chwyciłem się za jakieś pnącze, ale co dziwne, coś mną szarpnęło z taką siłą, że przeleciałem 30 metrów, urwałem pnącze, poleciałem kołowrotkiem jeszcze kawałek dalej i przywaliłem głową o jakiś konar. Otwieram oczy, a nade mną stoi wielkie chyba bardzo zdenerwowane drzewo i mówi do mnie "czy ty, mały szczurze, nie wiesz, że to boli?" Nie wiedziałem, o co chodzi, więc zacząłem się wycofywać, ale to dziwne drzewo zaczęło mnie gonić i krzyczeć, że przerobi mnie na nawóz wysokowartościowy. Chciałem się zatrzymać i wszystko mu wytłumaczyć, ale gdy rzucił we mnie 3-tonowym kamieniem, stwierdziłem, że nie będę się z nim cackał. Wskoczyłem na niego, chciałem go pociąć mieczami, lecz jego kora była niebywale twarda, więc uciekłem się do niezwykle podstępnego podstępu i użyłem zapalniczki, której zwykle używam do tego, aby leżała w kieszeni. Przyłożyłem ogień do drzewa i zaczął się palić, zeskoczyłem z niego i po chwili został tylko popiół. Jaki z tego morał? "Noś zapalniczkę w razie ataku wielkiego, gadającego drzewa."

Nadal byłem w lesie, nie wiedziałem, gdzie pójść, bo się trochę zgubiłem. Znalazłem tablice z napisami, gdzie w którym kierunku się idzie. Było napisane "Antarktyda 3402 km, Rzym 457 km, Tokio 2*4531 km, Dom 34/31*4356-246+17/45 km". Jednym słowem (a w sumie dwoma) zgubiłem się. Jednakowoż nie poddałem się! Zastosowałem się do starej zasady "Gdy zgubisz się w lesie, mech na drzewie pomoże Ci odzyskać orientację."


Tak więc przy pomocy mecha na drzewie trafiłem bezpiecznie do domu.

Piosenka dnia :

Dobranoc :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz