czwartek, 10 maja 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 10 maja 2012



Dzisiaj na radiowej Trójce czy czymś podobnym (nie wiem, mam słabo pooznaczane numerki na magnetofonie - pewna swego jestem jedynie na warsztacie taty, albo przy swoim walkmanie) leciało około 14:00 jakieś podsumowanie eliminacji kabaretowych czy czegoś podobnego.


Przykład magnetofonu z prawidłowo oznakowanym pasmem radiowym.
(A tak przy okazji - wiedzieliście, że kolega Sherlocka zajmuje się produkcją sprzętu grającego?)


Najpierw pokomentowali, że wybór był trudny i wymagający, a potem puścili jednego z najlepszych uczestników. Nieco pogubiłam się wtedy w znaczeniu słów trudny oraz najlepszy, bo gość (co prawda spokojnym i przekonującym głosem) po prostu opowiadał, jak tu się zabrać do podrywania kobiet. Przy tym nie było w tym ani jakiejś jajcarskiej łopatologii czy zabójczej inwencji twórczopsychologicznej (jak np. u Łowców. B), więc, no, bez szału. Trochę się ponabijał, że są Królowe Śniegu i że są Księżniczki na Ziarnku Grochu i Baby Jagi, ale też nie tak, żeby po kimś rozśmieszająco jeździł jak np. Daniec. Tak więc nie pojęłam, jaka była jego idea i motto życiowe. Z bardziej porywających dowcipów zapamiętałam to, że przy zapoznawaniu się z płcią piękną przydaje się znajomość filozofii, psychologii i informatyki, a także że niech widzowie nie myślą, że on z tego wszystkiego czyta jakieś grubaśne dzieła tematyczne, gdyż on ich nie czyta, tylko pisze. W dodatku w pewnym momencie obwieścił, że facet nie musi wcale gadać, wystarczy, że zatańczy, więc takoż zadeklarował, że zatańczy i od tej pory nie dość, że nie tańczył (mam dobrą wizualizację w głowie, widziałabym, gdyby koleś w radiu tańczył), to jeszcze robił jakieś pretensje pani wciągniętej na scenę, że on się tak stara, a babom tak ciągle źle, więc czego jeszcze chcą.
Nie wiem, co się dzieje ostatnio (czyt. przez ostatnie 5-10 lat) z tymi kabaretami

Ale z rzeczy pozytywnych pseudokabareciarz przypomniał mi za to przy okazji pewien artykulik z Bravo (taaaaak, kiedyś też czytałam ), w którym opowiadali może nie o tym, jak kobiety podrywać, ale o tym, czym powinny się mniej więcej kierować, żeby podrywanymi być. Rzecz nie opierała się na opinii ekspertów, a o sondzie wśród nastolatków, więc kolorowych pomysłów było dość sporo. Obok serii arcymądrych rzeczy typu nie cierpię panienek, które godzinami stroją się, malują, noszą szpile do nieba, bo wolałbym luzaczkę do łażenia po drzewach znalazła się wypowiedź, która szczególnie zapadła mi w pamięć, a w której jeden chłopak opisywał pewną nieznajomą ze szkoły. Kiedy zaczynała się wiosna, dziewczyna wychodziła na dłuższych przerwach na zewnątrz, siadała na murku, zamykała oczy i grzała buzię na słońcu. Tak po prostu, nie przejmując się, co inni robią zamiast tego, czy się gapią i co o niej myślą, jakby miała cały świat w nosie. I on to właśnie uważał za naprawdę sexy.


Tyle z przemyśleń. Generalnie dzisiaj po trochu leniuchuję po wczorajszej pisanince, po trochu szukam czasu na poczytanie drugiej części przygód Dirka, tudzież przynajmniej na przekopiowanie ich na telefon (nie znajduję), po trochu latam i, jak przystało na wiejską superbohaterkę, wyskubuję niepożądaną roślinność spomiędzy szczypiorków i marchewków.

Poza tym Capitano Senseschi napisał do mnie ponad dwa tygodnie temu (nawet zachwycałam się tu tym, co przysłał), więc uznałam, że pasowałoby wreszcie odpisać. A jak ponad dwa tygodnie, to nie tylko odpisać, ale i coś napisać. To jest chyba ten moment, kiedy trzeba wyciągnąć jeden ze starszych pomysłów, które się nie mogą mnie doczekać, czyli w tym przypadku powrót straszydła z planety Midnight.
Jeśli kogoś to opowiadanie ciekawi (znaczy: moje, nie oryginał), to pocieszę, że już prawie zdecydowałam się na bloga, na którym mogłabym je i całą resztę umieszczać. Ten pan tutaj zachęcił mnie, żeby jednak trochę pokombinować z Bloggerem. Tyle że wygląda na to, że nie ma tu opcji ustawienia hasła dostępu - jedynie dodawanie do listy każdego czytelnika z osobna. Choć może da się to jakoś obejść? Pójdę się zapytać.


W ramach fotologiki - trochę kwiecia:






Liczba п to inaczej:
a) obwód przez średnicę
b) wypadek przez głupotę
c) bieg przez płotki



A to kiedyś słyszałam w radiu, dwa razy nawet. Spodobało mi się od razu, ale zawsze było coś pilniejszego do wrzucenia. Wreszcie teraz, przy okazji poszukiwania wcześniejszej kompozycji tej piosenkarki, piosenkami się przypomniała:



(Sama nie wiem, czy wersję MP3 wybrałam tradycjnie z ukochania samych dźwięków, czy dla dobra pani Bush.)

6 komentarzy:

  1. a ja tam z kabaretów uwielbiam ani mru-mru chyba najbardziej lecz lubię tez otto chociaż ostatnio rzadko się pokazywali, lubię też kabaret młodych panów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w chwili obecnej lubię wszystkich, którzy jako tako potrafią się ogarnąć, a nie tylko zachwycać jacy to są wspaniali.

      Usuń
  2. Jako osoba, która przez lata siedziała w tym fandomie i jeszcze czasem co nieco się orientuje, mniemam, że o festiwal Paka się rozchodzi... Nie, z kabaretami ogólnie źle nie jest, ale najnowsze pokolenie zbierające teraz nagrody po konkursach jest jakieś... niewydarzone. Albo wydziwiają albo próbują być na siłę kontrowersyjni. Lipa zdeka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba coś z tym niewydarzeniem jest... Nie wiem, jak z kontrowersyjnością na siłę (dzisiaj to już właściwie nawet nie wiem, co mogłoby naprawdę szokować), ale że widziwiają to tak. Np. Łowcy .B potrafią łazić, marudzić i się snuć po sali, że człowiek zaciesza. Ale jak trafia się cała seria pod rząd takich, którzy nie potrafią, to patrzeć nie można.
      Ten pan pod tym względem był w sumie nawet całkiem normalny i nie obrażał mnie swoją osobą. Tyle że nie był śmieszny :)

      Usuń
  3. Hm, ja czasem patrzę na kabarety jak mam czas, ale raczej nie kojarzę ludzi. :) Mnie też nigdy nie zdarzyło się zobaczyć kogoś tańczącego w radiu. Jakie opowiadanie? Jaj, ja jestem taka zacofana, ze nawet nie wiem, o co chodzi. Liczba "n" to liczba "u" do góry nogami. A właściwie "u" to "n" to góry nogami. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nom właśnie, kiedyś się kojarzyło, a teraz to mamy takie gwiazdki jak w muzyce - jeden przebój i do domu. Opowiadanie dotyczy mojego i Capitano Senseschi kombinowania nad polską wersją DW (pisarską, ale jeśli ktoś chciałby ekranizować, to byśmy nie pogardzili :p) - długa historia, ale właśnie jeżeli wreszcie blog na ten temat dojdzie do skutku, to się wyjaśni.
      A liczba nie N, tylko π, czyli "pi". Tak, możesz to uznać za kamuflaż, choć też twoja wersja z N i U też jest niezła.

      Usuń