wtorek, 6 marca 2012

Ksena Wojowniczka , Dziennik Superbohaterki 06.03.12 Wtorek

Wtorek, cóż za dzień. Na szczęście za nami. Od samego rana dręczyło mnie przeczucie, że będę z czegoś pytana. I tak się stało na fotogrametrii (na szczęście w szkole mamy takie coś, co nazywa się bonusami - gdy masz wszystkie godziny usprawiedliwione, możesz dwa razy odmówić odpowiedzi). Na pozostałych godzinach nadal zastanawiałam się nad pytaniem, dlaczego klej (taki płynny) nie przykleja się do butelki klejąc się do wszystkiego (zna ktoś może na nie odpowiedź?). Po lekcjach wracając do domu napotkałam po drodze moich rodziców (nie superbohaterów) jak robili zakupy. Oczywiście jak zawsze musieli wykorzystać to, że jestem superbohaterem i dali mi poprzednie zakupy, abym zaniosła je do domu.

W domu pokłóciłam się z bratem (on także nie jest superbohaterem, raczej nazwałabym go superupierdliwcem, a Myth - jak to mówi o rodzeństwie - pasożytem :) ), ponieważ poprosiłam go, aby podał mi jakiś ważny powód grania w tę jego dziwną grę (nie podam tytułu, bo może ktoś z was też w nią gra i może się obrazić). On odparł, że jest fajna, ja - że nie jest to ważny powód, itp itd. A najbardziej co mnie wkurzyło w rozmowie z nim to to, że on powiedział, że nie ma sensu oglądanie Doctora czy Sherlocka, to się wkurzyłam i wygarnęłam mu fakty autentyczne, o których mówił kiedyś Doctor i wiele zalet oglądania jego i Sherlocka, i w końcu zwyciężyłam i braciak wyniósł się z mojego pokoju i zostawił mnie w spokoju.

Gdy przeszłam się, aby ochłonąć po tej kłótni, spotkałam Toudiego (tego od księcia Iktorna), zwanego tez podnóżkiem, który żalił się, że Księciunio mu zaginął. A że nie mogłam patrzeć na tę jego ogro-smutną minkę, pomogłam mu. Znaleźć Księcia nie było trudno - wystarczyło dodzwonić się do Gumisiów i zapytać się, czy nie widziały go w pobliżu. Okazało się, że Gumisie pochwyciły Księciunia, gdy chciał wykraść im sok z gumijagód. Gdy dotarłam do nich, powiedziałam im, że poproszę Papę Smerfa o to, aby wzniósł wokół ich domu taka zaporę, jaką Smerfy mają wokół swojej wioski. Gumisie zgodziły się, a Papcię nie trudno było namówić do współpracy, jako że powołałam się na Madzię (naszą wspólną znajomą). W podzięce dostałam nawet sok od Gumisiów :)
Po wszystkim wróciłam do domu i zasiadłam w mojej bazie, zwanej też moim pokojem, przed komputerem głównym. Muszę jeszcze się nauczyć na sprawdzian z angielskiego, a szczerze to tak mi się nie chce...

No nic, do następnego razu, papa :)

1 komentarz:

  1. I, moja siostra też w coś gra, może w to samo? :D Jak tam sok z Gumi-jagód? Smakował? :)

    OdpowiedzUsuń