Po sporym mordobiciu trafiłem do domu Pani Aldony i Pana Waleńroda, otrzymałem z ich strony leczenie, wparcie duchowe oraz całe mnóstwo cytatów które odnoszą się do życia. A na odchodne otrzymałem przedziwny worek, dosyć ciężki, myślałem że to ziemniaki.
Gdy wraz z Luną wróciliśmy do Tajnej Siedziby kompletnie zapomniałem o worku.
Gdy spędzałem czas siedząc i gapiąc się w ekran monitora, zakamarkiem oka zauważyłem że worek się
poruszył, zaciekawiony skupiłem na nim całą swoją uwagę. Worek znów się
poruszył
- Luna! Przynieś patelnie bo w worku od Waleńroda jest szczur!- Z
zaciekawieniem zbliżyłem się do worka, poczułem silną pokusę otwarcia
worka... Nie mogłem się jej oprzeć, pociągnąłem za złoty sznurek,
wiązanie puściło i ścianki worka rozchyliły się. Pierwsze co zauważyłem
to niezwykle jasne światło, jakbym patrzył w słońce, gdy moje oczy
przyzwyczaiły się do blasku, to ujrzałem zawartość...
- O KURWA! To ludzkie ciało! Kompletnie gładkie, łyse, zwykłe ludzkie ciało! W worku! A gdzie szczur?!- Nagle poczułem jak w moje ciało wbija się miliard nieistniejących igieł. Zacząłem się świecić i wszystkie otworki które zrobiły niewidzialne igły zaczęły sączyć światło do ciała leżącego w worku. Dostrzegłem że ciało z worka zaczyna się zmieniać, na głowie wyrastają włosy, uwydatniają się kości policzkowe, piersi, miednica się poszerza...
-Myth-san! Co się dzieje?!-krzyknęła przerażona Luna trzymając w ręku patelnię.
Po chwili, albo po godzinie, albo może po całym milenium... Moje świetliste rany przestały krwawić i opadłem z wycieńczenia na ziemię. Miałem jednak siłę jeszcze patrzeć na owe ciało z worka. Ciało wstało i ukazało pełnie swojego oblicza. Nadal biło od niego, a raczej niej, taki czysty blask.
piątek, 10 stycznia 2014
sobota, 4 stycznia 2014
Myth, Dziennik Superbohatera. Sobota 4.01.2014r
Zauważyliście że G to taka dziwna litera? Jakby kręciła się w kółko...
Ale gdzie ja jestem? Leżę, zimno, mokro, boli...
Normalnie bym się nie martwił tym co się stało...
Ale cóż, w obecnej sytuacji trochę się wszystko skomplikowało.
Dawno nie byłem tak poobijany, nie czuję nogi. Tzn jak się macam to czuję ale mam wrażenie jakbym nie miał czucia...
W ogóle to gdzie ja jestem? - Zapytałem ale odpowiedziała mi tylko cisza.
Po chwili gdy mój mózg wydostał się z "celi otępienia" poczułem swąd palonego ciała, ciepło i światło ognia z mojej prawej strony. Gdy całkiem doszedłem do siebie zauważyłem że leżę na brzegu rzeki, moja zbroja jest w druzgocącym stanie, jestem w wielu miejscach poparzony, szczególnie na plecach.
Ale co się stało? Pamiętam jedynie jego głos "Zbliżasz się do rozdroża, będę miał Cię na oku".
Potem były wybuchy i dużo ostrzy, pamiętam jak mnie ranili... BOŻE! PRZECIEŻ ONI MI PODCINALI RĘCE!
Ale ciekawszą kwestią jest to że one nadal są, tzn je mam i mogę normalnie sobie nimi machać. Poobijany człowiek który macha sobie dłońmi leżąc w błocie musi być niesamowicie interesujący dla tego wieloryba który siedzi w tej rzece i gapi się na mnie.
Ale gdzie ja jestem? Leżę, zimno, mokro, boli...
Normalnie bym się nie martwił tym co się stało...
Ale cóż, w obecnej sytuacji trochę się wszystko skomplikowało.
Dawno nie byłem tak poobijany, nie czuję nogi. Tzn jak się macam to czuję ale mam wrażenie jakbym nie miał czucia...
W ogóle to gdzie ja jestem? - Zapytałem ale odpowiedziała mi tylko cisza.
Po chwili gdy mój mózg wydostał się z "celi otępienia" poczułem swąd palonego ciała, ciepło i światło ognia z mojej prawej strony. Gdy całkiem doszedłem do siebie zauważyłem że leżę na brzegu rzeki, moja zbroja jest w druzgocącym stanie, jestem w wielu miejscach poparzony, szczególnie na plecach.
Ale co się stało? Pamiętam jedynie jego głos "Zbliżasz się do rozdroża, będę miał Cię na oku".
Potem były wybuchy i dużo ostrzy, pamiętam jak mnie ranili... BOŻE! PRZECIEŻ ONI MI PODCINALI RĘCE!
Ale ciekawszą kwestią jest to że one nadal są, tzn je mam i mogę normalnie sobie nimi machać. Poobijany człowiek który macha sobie dłońmi leżąc w błocie musi być niesamowicie interesujący dla tego wieloryba który siedzi w tej rzece i gapi się na mnie.
środa, 1 stycznia 2014
Sektencja, Dziennik Superdetektywa, 1 I 2014
Szczęśliwego Nowego Roku 2014! :)
Śnieg, śnieg, zima, święta... No i wszystko zniknęło!
-Meh. Meh, meh mehhhhhhh - wzdychał Nomen. - I gdzie ta zima?
- Przecież rano był przymrozek - zauważyłam.
- Tjaaa... Mam gdzieś taką zimę! Chcę ulepić bałwana! <3
- Mamy jednego, jest obok mnie. W każdym razie - dzisiaj ostatni dzień roku. Zawołam Bartosza do nas, co ty na to?
- Nom. Idę coś zjeść.
- To weź, zrób jakieś przekąski.
- Okej, coś wymyślę.
- Ale ich nie zjedz! - wrzasnęłam po chwili za oddalającym się Nomenem.
Śnieg, śnieg, zima, święta... No i wszystko zniknęło!
-Meh. Meh, meh mehhhhhhh - wzdychał Nomen. - I gdzie ta zima?
- Przecież rano był przymrozek - zauważyłam.
- Tjaaa... Mam gdzieś taką zimę! Chcę ulepić bałwana! <3
- Mamy jednego, jest obok mnie. W każdym razie - dzisiaj ostatni dzień roku. Zawołam Bartosza do nas, co ty na to?
- Nom. Idę coś zjeść.
- To weź, zrób jakieś przekąski.
- Okej, coś wymyślę.
- Ale ich nie zjedz! - wrzasnęłam po chwili za oddalającym się Nomenem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)