piątek, 11 października 2013

Eli Srebrna Strzała: Powrót cz. 1 26. 09. 2013 r.

   Nie rozumiem czemu mój pamiętnik robił mi taki psikusy. To nienaturalne. No, ale tak czy inaczej w koncu moge pisać, bo moi rodzice kupili mi nowy sprzęt. I bardzo dobrze. Mam ochotę szczerzyć się przez to cały czas. Mam Wam tyle do opowiedzenia.
   Po pierwsze gdy znalazłam tą karteczkę, to mój elektroniczny notatnik dostał kociego rozumu, a ja razem z nim. Oczywiście niezbyt dosłownie jeżeli chodzi o mnie. Po drugie karteczka nie była jakaś tam zwyczajna. Była drukowana na papierze z mojej dawnej pracy i bardzo mnie to zdziwiło. No, ale nie mogłam wiedzieć kto ją wysłał. Takim jasnowidzem nie jestem. Po trzecie informacja, która była tam zawarta, miała w sobie tyle niepokojących mnie słów, że mało nie miałam zawału serca. Do tej pory mam ciary na plecach, gdy przypomnę sobie tą wredną babę.
   Zabiła mojego najlepszego przyjaciela, z którym to razem zaczęliśmy służbę w organizacji. Pamiętałam wyśmienicie, jak razem zaczęliśmy zabijać demony na szkoleniu i od tej pory postanowiliśmy być zespołem. Później przerodziło się to w wieloletnią przyjaźń i bardzo nam to sprzyjało. Do czasu, gdy nie spotkaliśmy jej. Umierał na moich rękach, a ja płakałam. Czułam, że to moja wina, a Morgana postanowiła to wykorzystać. Tak, ta słynna Morgana. Do tej pory nie zapomnę widoku opętania mojej nauczycielki od obrony przez nią. Było to tak okropne, że o mało wtedy nie zemdlałam. Nie miałam wtedy pojęcia najmniejszego o magii, teraz wiem, że to bardzo źle wpłynęło na losy nas obojga.
   Nie wiedzieć czemu, wiedźma została w ciele pani Moore i zabiła jej umysł. Widzieliśmy to wszyscy. Cała grupa znajdująca się na polu ćwiczeń naszej tajnej szkoły. Nikt nie wiedział, co ona tu robi, gdy jednak zwróciła "swoją" twarz w moją stronę, wypchnięto mnie na pożarcie. Dziwne prawda? Osoby, którym ufałam najbardziej w tym czasie, zdradziły. Nie czułam strachu. Tego mnie nauczono na obronie. Teraz miałam ochotę po prostu zmieść tę kobietę z powierzchni ziemi za to co zrobiła tak bezkarnie i z diabelskimi błyskami w oczach. Wiedziałam, co zrobić.
   Dobyłam łuk wiszący na moich plecach oraz jedną z zatrutych strzał. Wymierzyłam, naciągnęłam cięciwę i wypuściłam. Przecinała powietrze ze świstem jak kula wystrzelona z pistoletu. Bardzo pociągał mnie ten dźwięk. Był jak melodia dla moich uszu. Strzała pędziła i pędziła i wyglądało to jakby nabierała prędkości wraz z pędem ją niosącym. Tak miała zginać w moim przekonaniu. Ona jednak odgoniła ją jak patyk, który zbłądził akurat w jej stronę. Pokazała mi swoje upiorne zęby i wyciągnęła do mnie rękę. Czego chciała ta suka?!
   Zaczęłam iść w jej stronę nie wiedząc czemu to robię. Byłam coraz bliżej i nagle oprzytomniałam. Stałam na środku łąki jak idiotka z dziwnie wykrzywioną twarzą. Morgana znów wybuchnęła śmiechem, a potem uniosła dłoń jakby w geście zwycięstwa, a ja poczułam ból w żebrach tak mocny, że upadłam na kolana.
   W tym momencie na polanę wybiegł nie kto inny jak Samuel. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Niestety... Całe powietrze jakie wydobywałam z siebie, gdzieś bezdźwięcznie ginęło. Zaczęła narastać we mnie panika tak wielka, że drżałam na całym ciele. Mój przyjaciel miał kłopoty, a ja klęczałam jak sparaliżowana. To cholernie niesprawiedliwe!
   Uspokajałam nerwy patrząc jak Sam walczy w mojej obronie. Był naprawdę dobry. Teraz mogłam to w pełni ocenić. Jego ulubioną bronią był miecz. Wykuto go ze stali tak twardej, że nie można było go zarysować. Każda dziewczyna chciałaby mieć takiego obrońcę jak on.
   Zauważyłam, że wiedźma słabnie. Zaklęcie, które na mnie rzuciła osłabło do tego stopnia, że mogłam wstać. Rzuciłam się do łuku leżącego nieopodal mnie i odruchowo już ze sprawnością dobrego łucznika wyjęłam strzałę. Naciągnęłam cięciwę drugi raz tego dnia, wstrzymałam oddech i wypuściłam srebro ze specjalnego stopu prosto w nią.
   Pożałowałam tego tak bardzo, że krzyknęłam z rozpaczy. Mój najlepszy przyjaciel runął na ziemię, podczas gdy ona wyparowała. Dosłownie to zrobiła. Zniknęła na oczach wszystkich. W powietrzu unosił się tylko zapach siarki i jej upiorny głos.
- To jeszcze nie koniec, Srebrna Strzało!
   Biegłam, ile sił w nogach, żeby sprawdzić, czy nic mu nie jest. Mimo iż był tak blisko, ja czułam, jakbym biegła wieki przy zwolnionym tempie.
- Samuel....
- El... - charczał w moja stronę - Ratuj...
- Jak? - zapytałam szlochając głośno.
- Wyjmij... - nie dokończył zdania i zemdlał w moich rękach.
   Wiedziałam, o co mu chodzi, ale nie mogłam tego zrobić. Umarłby od razu, a tego bym nie zniosła. Mój najlepszy przyjaciel oddychał już coraz ciężej, a ja czekałam. Kilka osób stanęło obok nas, ale nie zwracałam na nich uwagi. Sam wtedy mnie potrzebował i nikt inny się nie liczył.
   Podtrzymywałam mu głowę, by mógł złapać jeszcze trochę powietrza, gdy nagle nastąpił nieoczekiwany zwrot. Drżenie ustawało, a ja czułam coraz silniejszą woń siarki wychodzącej z jego ust. Nie wiedziałam, co mogło to spowodować, ale nie myślałam o tym. Wolałam pomagać mu w oddychaniu.
- El... - zaszeptał prawie tak jak nie on. Miałam gęsią skórkę. - Uciekaj...
   Rozwarł szeroko oczy, które nie były już jego. Pochłaniał mnie zupełnie innym wzrokiem niż kiedyś. Podniósł swoje ciało. Ostry zapach siarki uderzył mnie teraz jeszcze silniej. O mało nie zwymiotowałam, ale mój przyjaciel żył. Nie przeszkadzała mi jego zmiana wyglądu, ani ten odór.
- Cieszę się, że jesteś z powrotem. - nie myślałam racjonalnie. Z resztą, kto by myślał w takiej chwili? Wiedziałam, że było wszystko w porządku, skoro mógł mówić i chodzić, i patrzeć...
- Uciekaj... Mówię ci to ostatni raz! - tym razem krzyknął. W tym głosie nie było już nic znajomego.  
   Z jednej strony miałam ochotę rzeczywiście uciec, ale czułam wtedy, że nie powinnam.
Patrzyłam na niego bardzo szczęśliwa z tego, że żyje. Miałam tak przytłumiony umysł i już nie widziałam strzały, ani tego, jak wstaje prężnie. Dużo szybciej niż normalny człowiek. Patrzył na mnie swoimi nowymi oczyma z zupełnie innym wyrazem niż zwykle. Bardzo wrogim.
Przełknęłam wolno ślinę, raniąc sobie nią gardło, jak skórę brzytwą. Nie wiedziałam, co myśleć o tym wszystkim, ale czułam gdzieś w środku irracjonalny strach. Strach, który kazał mi sięgnąć po broń.
   Sam zrobił nieoczekiwany ruch w moją stronę, a ja zamarłam. Złapał mnie mocno za gardło i zaczął dusić. Nie czułam nic, prócz coraz bardziej ściśniętej krtani i lodowatej dłoni mojego przyjaciela. Rzucił mną mocno o stojące nieopodal drzewo, które zatrzęsło się pod wpływem siły, jaką dysponował teraz. Moje ciało stopniowo opadało po pieniu, a ja traciłam świadomość i z trudem identyfikowałam obrazy. Miotnięcie było tak potężne, że wirowało mi w głowie. Zwymiotowałam na zieloną pelerynę maskującą i poczułam odór na wpół przetrawionego posiłku. Ćmienie w głowie stawało się coraz silniejsze i zaczęła następować kolejna fala mdłości. Tym razem wyleciała ze mnie woda i kwas żołądkowy, który miał jeszcze ostrzejszy zapach, niż poprzednia zawartość mojego żołądka.
   Coraz ciężej oddychałam, a mój wzrok przesłoniła ciemność tak głęboka, że prawie się w nią zapadłam. Ostatnim dźwiękiem, jaki zarejestrowały moje oczy, był krzyk, bądź coś do niego podobnego.



   Zapadłam w otchłań...

3 komentarze:

  1. Tak dawno Cię nie było, że już nie wiem, co się dzieje. Ale myślę, że z biegiem akcji sobie przypomnę. Chcę wiedzieć, co będzie dalej. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah, tak więc już wszystko jasne z siarką i Samuelem... Faktycznie koszmar i kosmos.
    No to opowiadaj dalej :)

    OdpowiedzUsuń