niedziela, 6 października 2013

Myth, Dziennik Superbohatera 06.10.13r. Niedziela

Podczas tajnych obrad superbohaterów, którzy pozostali po stronie dobra, zostaliśmy zaatakowani przez Oddział S.T.A.R.S. Jest to grupa superludzi uznanych przez opinię publiczną za obrońców ludzkości, tak naprawdę jest to grupa Postnazistów próbująca przemienić Polskę w IV Rzeszę.Stawialiśmy im czynny opór, przez moment zaczęliśmy wygrywać i wtedy pojawił się przywódca S.T.A.R.S. zwany Shitler. Potrafi między innymi hipnotyzować ludzi na wielką skalę i manipulować materią. Przy pomocy małych robaczków unieruchomił nas wszystkich.
-Darujcie sobie walkę, nie wygracie. Mam wehikuł czasu. W przyszłości zaatakowaliście moją siedzibę i wyrządziliście mojej armii ogromne szkody. Na szczęście dotarłem do wehikułu czasu przed wami i oto teraz ja. Shitler, zapisuję historię od nowa. Zaczynam od pokonania wszystkich superbohaterów.-powiedział Shitler i wytworzył trzymające nas żelazne stalaktyty.
-Serio? Czy ty serio myślisz że tak łatwo się poddamy?-Zapytałem
-Myślę że tak, nie możecie się ruszyć, teraz wystarczy każdemu z was posłać kulkę i po was.


W sumie miał rację, wszyscy byliśmy unieruchomieni. Czyli de facto to już nasz koniec. Ale no kurde trochę słabo tak tu umrzeć. Spojrzałem na wszystkich, niektórzy się szarpali, inni stracili już nadzieję. Spojrzałem na Margarettę, uśmiechnęła się (pewnie podoba się jej nowy model mojego zarostu). Nagle zobaczyłem jak metal który nas trzyma zaczyna korodować. SonicKaBoom i reszta też to zauważyli. 
Blokada zmieniła się w proch i znów wróciliśmy do walki. JJ oberwał, Patyczara też. Wymiana ciosów, serie wybuchów, wystrzał z broni, ogarnął nas bitewny chaos. Nagle słyszę krzyk kobiety, odwracam się i widzę Lunę, cała we krwi. Z jej brzucha wystaje szabla, szablę trzyma Shitler. Luna mnie uratowała. Natychmiast wyprowadziłem serię ciosów na Shitera, potem wyjąłem pistolet i strzelałem ale ciągle robił uniki. Gdy udało mi się go trafić to rozpłynął się w powietrzu. Podbiegłem do Luny zabijając po drodze jakichś żołnierzy S.T.A.R.S.u, uklęknąłem, jeszcze oddychała. Oderwałem kawałek płaszcza i kazałem jej zatamować krwawienie. W tym samym czasie zobaczyłem jak kilka pocisków trafiło GodnegoGdańszczanina i Margarettę. Oboje upadli na ziemię. Luna pociągnęła mnie za płaszcz by zwrócić na siebie uwagę. 
-Wszystko będzie dobrze, przeżyjesz.- Powiedziałem i uśmiechnąłem się.
-Ohhh Myth-san, jeśli nie uciekniesz to też zginiesz.
-Luna! Nie wygaduj głupot, wyjdziemy z tego razem.
-Nie, Myth-san. Weź mój pistolet i uciekaj. Możesz latać więc leć aż do gwiazdek.-Ledwie dała radę wypowiedzieć to Luna, potem wypluła trochę krwi. 

Jest mi tak strasznie źle, moi przyjaciele padają jak muchy. Jedyni którzy żyją to ja, SonicKaBoom i Pani Marcjanna. Ta walka jest już przegrana. A mój Wysoce Technologicznie Zaawansowany Osobisty Plecak Odrzutowy Wysokiej Mocy nie uniesie Pana Józefa i Pani Marcjanny. Muszę zostać i walczyć dalej! Spojrzałem ostatni raz w oczy Lunie, wziąłem pistolet który mi podawała i pocałowałem ją w czoło. 

- Pani Marcjanno, Panie Józefie! Chodźmy im dokopać!-Krzyknąłem, lecz sekundę potem Pani Marcjanna zdzieliła mnie w policzek i zaczęła krzyczeć:
-Józek zobacz jak się ten głupol pcha na tamten świat! Weź mu coś powiedz bo nie wytrzymam!-Potem podbiegła do jakiegoś żołnierza i zaczęła go okładać krzesłem. 
-Myth, słuchaj, Luna i moja żona mają racje. Musisz uciec a my zrobimy dywersję. 
-Nie, nie zostawię was!-Krzyknąłem strzelając do T-Blooda próbującego zaatakować Panią Marcjannę.
-Uciekaj do cholery! Ja i moja żona już swoje się nażyliśmy a przed Tobą całe życie, a poza tym ktoś musi posprzątać cały ten burdel. I to z pewnością nie będę ja!- Czy tak robią superbohaterowie? czy uciekają w takiej sytuacji? Przecież nie można się poddawać i uciekać!
-Co Ty tu jeszcze robisz!? Leć!- Krzyknęła Pani Marcjanna i wdusiła przycisk na mojej rękawicy. Silniki mojego Wysoce Technologicznie Zaawansowanego Osobistego Plecaka Odrzutowego Wysokiej Mocy. Zacząłem lecieć, widziałem tylko jak Pan Józef przyciąga do siebie Panią Marcjannę i się całują. Potem była już tylko ogromna eksplozja która odrzuciła mnie gdzieś daleko. Straciłem przytomność. 

-Dlaczego Ty taki jesteś co? Ja nie rozumiem jak można być jednocześnie superbohaterem i kretynem. Jakim cudem dziewczyny chcą takiego brudasa i niedorajdę? Ja tego nie rozumiem.- Wszystko jest takie białe i niewyraźne, widzę jakąś postać i skąd znam ten głos?-Jak to jest, że jesteś jednocześnie taki wspaniały i niesamowity by za chwilę potem być wrednym skurczybykiem? Mówisz że działasz zgodnie z zasadami i kodeksem moralnym bla bla bla, a potem go łamiesz bo coś tam jakaś dziewczyna czy coś. I jeszcze teraz, spieprzyłeś, ludzie zginęli przez Ciebie a Ty leżysz jak ta kłoda.-Zacząłem widzieć obrys sylwetki, to z pewnością kobieta, skąd ja znam ten kształt piersi?- Myth, jesteś kłamliwym bezwstydnym łajdakiem. Ale wiem też że masz cholernie dobre serce i chcesz pomagać innym. Co z tego że Ci się nie udaje? Musisz wstać Myth. Okazałeś mi tyle dobroci i chamstwa, nikt inny nie okazał mi tyle tego co Ty. Świat Cię potrzebuje, ludzie Cię potrzebują. Ja wiem że jest Ci ostatnio ciężko i że się boisz. Ale spójrz na mnie Myth!- Przyjrzałem się twarzy dziewczyny.
-Amelia!- Szok- Przecież Ty nie żyjesz?!-krzyknąłem.
-Tak, Ty też nie żyjesz, dobrze że się obudziłeś.- odetchnęła z ulgą Amelia. 
-Ale że jak? Ale że co? Nie ogarniam...
-Wiem że nie.-odpowiedziała Amelia- Ty nigdy nie ogarniasz... Lecz posłuchaj mnie. Jak dobrze wiesz, świat się zepsuł, superbohaterowie nie żyją lub są daleko, Ty nie żyjesz. Jak już mówiłam, musisz wrócić do życia, bo tylko Ciebie mogę ożywić, zdecydowanie wolała bym kogoś bardziej kompetentnego i lepszymi zdolnościami. No ale cóż. Mam tylko Ciebie, to z Tobą jestem połączona i to Twoim stróżem jestem. Więc zaraz Cię ożywię, a nawet więcej, będziesz przez jakiś czas nieśmiertelny. 
-Ok spoko. - odpowiedziałem
-Ok spoko? Mówię Ci że nie żyjesz, że przeżyjesz śmierć kliniczną i że będziesz przez jakiś czas nieśmiertelny, a Ty jedyne co mówisz to "ok spoko"?
-No tak, co mam więcej mówić. Zabili moich przyjaciół, chcą zniszczyć mój kraj, tu nie ma czasu na pierdoły. 
-No w sumie tak. Przygotuj się bo zaraz wrócisz do życia, będzie boleć. -Powiedziała Amelia.
-Bo to pierwszy raz?-zapytałem z łobuzerskim uśmiechem.
-Nie Myth, to nie będzie fizyczny ból. To będize przeciwieństwo śmierci, poczujesz życie, swoje życie. Wszystko co dobre i co złe w całym Twoim życiu pojawi się w Twojej głowie, wszystko będziesz odczuwał w tym samym czasie. Rozumiesz?
-Dobrze, przywracaj mnie. - Wstałem na równe nogi i przygotowałem się do tego co miało nastąpić za moment. Amelia podeszła do mnie, przytuliła i powiedziała:
-Nie obwiniaj się o moją śmierć i śmierć swoich przyjaciół. Nie da się uratować wszystkich. I jeśli to możliwe to nie umrzyj. 

Trzask! Ciemność! Światło! Wszystko wiruje. Ciemność! Światło! Nie wiem co się dzieje, nie czuję palców, teraz nie mam czucia aż do kolan, kolejne błyski i nie czuję całego ciała. Jestem samą duszą. Widzę obrazy, rodziców, wielbłąda, miś, samochód, dziadkowie, brat, szkoła, piersi, kanapki, smutek, samotność, miłość, radość, żal, zawód, nadzieja, kurtka, słońce, noc, karuzela, autobus, miód, wódka, szampon, kocham cię, nienawidzę cię, odejdź, wróć, prąd, łzy, pokeball, marker, strach, zbroja, miecz, herbata, inteligencja, piersi, kanapki, kocham cię, nie znam, drzwi, schody, banan, budka, trawa, śmiech, pociąg, upadek, truskawka, klocki, śmierć, życie. Wszystko jest teraz i nigdy. Nigdy nie było nigdy, ale będzie dopiero zaraz, ale jeszcze nie teraz, czuję jak całe moje ciało którego nie ma jest szarpane, łamane miażdżone i kruszone. Czuję wszystkie uczucia jakie kiedykolwiek można czuć, widzę jazdę na wielbłądzie, widzę gokarty, widzę pierwszy pocałunek, widzę złamanie ręki, widzę przyjaźnie, widzę porażki, widzę miłość, widzę wszystko. To takie smutne i jednocześnie piękne. Wszystkie odczucia i wspomnienia budują na nowo moją rozbitą duszę. Widzę to jak kochałem, jak miałem nadzieję, jak oni wszyscy umierali. Widzę jak się przytulam, widzę jak się całuje, widzę jak pomagają mi się podnieść. 
Trzask! Spadłem z drzewa. Ała! Żyję! rany, życie boli! Już świta. Mam kilka godzin by powstrzymać to szaleństwo. Czym prędzej popędziłem do tajnej siedziby. Wdusiłem czerwony przycisk z literą "X", z podłogi wysunęła się gablotka z moją najnowszą zbroją, nazwałem ją "Zabójca bogów". Nieważne jakie ma parametry, ważne że to ona posłuży do odbicia świata z rąk zła. 

Szybko przygotowałem sobie 15 kanapek na drogę i wielką patelnię jajecznicy z szynką, cebulą i oregano. Naładowałem amunicji do pistoletu Luny, naostrzyłem katanę i ruszyłem w stronę Placu Wolności, miejsca gdzie ma zostać podpisany akt prawny zmieniający Polskę w IV Rzeszę. Z tego co mi wiadomo, wszystko będzie okraszone widownią S.T.A.R.S.u sięgającą 5 000. 700 z nich ma moce, 300 to uzbrojona po zęby SS (SuperSpecforce) a reszta to normalni żołnierze trenowani po to by zabijać a potem pytać. Czyli będzie ciężko....

W następnym wpisie będzie Koniec Świata.

Piosenka dnia:
Dobranoc

6 komentarzy:

  1. Myth ty byś tylko o cyckach gadał XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daamn ja też zauważyłam: tylko cycki i cyki! Nawet na rysunku cycki!

      Usuń
    2. Jeszcze powiedz że wybuch wygląda jak pierś

      Usuń
    3. Jak wybuchająca pierś! ;)

      Usuń
  2. Ale taki prawdziwy koniec świata? To czekam na niego! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świat się zepsuł? A co to, "Wedding of River Song"?
    Ale ten akapit z przywracaniem do życia... To jest jeden z tych kilku fragmentów, które będę z tego bloga wspominać po latach i jeszcze dłużej.

    OdpowiedzUsuń