sobota, 25 maja 2013

Myth, Dziennik Superbohatera 25.05.13r Sobota

Chyba boli mnie głowa, co do klatki piersiowej i przedramienia jestem pewien że mnie boli- szczególnie rana po postrzale, chyba coś sobie zrobiłem też w lewą nogę bo nie mogę za bardzo ustać prosto.

Zostało jeszcze jakichś 15 pięter, nie rozumiem jak można zablokować wszystkie windy w wieży z powodu bezpośredniego ataku na ową wieżę, to skrajnie niegościnne. W dodatku jestem głodny.
O! Amelia wysunęła się ze ściany i wskazała palcem na grube dębowe drzwi z mosiężną, potężną klamką. Pomyślałem że to pewnie to miejsce, miejsce ostatecznej bitwy, ostatecznego pojedynku dobra ze złem. Za tymi ogromnymi drzwiami czeka ona- Biała Kruczyca, tyle miesięcy walki, tyle miesięcy zmagań, tak wiele treningu... Dla tego jednego dnia, dla tej jednej chwili, w której wejdę tam i pozbawię ją życia. Ból w klatce piersiowej się nasila, ale to nic, dam radę. Zbliżyłem się ku drzwiom. Przyłożyłem ucho, nie usłyszałem nic. To pewnie swoista cisza przed burzą, odsunąłem się na bezpieczną odległość. Delikatnie wyciągnąłem z pochwy moją katanę, musiałem uważać by Kruczyca mnie nie usłyszała. Ustawiłem miecz tak by od razu po otwarciu drzwi zadać śmiertelny cios osobie stojącej za nimi, ustawiłem stopę pod odpowiednim kątem w razie gdybym musiał parować jakiś ultraszybki atak Kruczycy. Delikatnie położyłem dłoń na klamce, zauważyłem że po placach spływa mi stróżka krwi. Jeszcze delikatniej zmusiłem mosiężną klamkę do ustąpienia, delikatnie odchyliłem te ciężkie drzwi i wtedy moim oczom ukazała się ona, w całej swojej krasie, biała, zimna ...



Lodówka! Podbiegłem do niej, odchyliłem drzwiczki, ser... szynka... sałata... pomidor... WSZYSTKO!
Natychmiast rzuciłem wszystko na blat stołu i zacząłem przy pomocy mojej katany ciąć wszystko na odpowiednie kawałki. Drugą ręką sięgnąłem do chlebaka i przygotowałem dwie duże kromki. Nałożyłem czym prędzej składniki, nałożyłem keczup w kształcie litery "M",złożyłem całość i ugryzłem. Ta barwa bukietu soczystości, ten huragan smaku. Ta błogość w moim podniebieniu którą odczuwałem jedząc tę kanapkę jest nie do opisania. W sumie Amelia próbowała mi coś pokazywać na placach ale mało mnie to obchodziło, miałem przecudowną kanapkę...

Nagle coś czerwonego ubrudziło mi buty (nowe buty w nowej zbroi!), pomyślałem że to pewnie keczup więc zrobiłem kolejny kęs. Patrzę znów na plamę, plama nie jest już plamą tylko małą czerwoną kałużą
- A to ambaras- pomyślałem i zacząłem się drapać po plecach, pewnie jakiś komar mnie ugryzł.

O! Coś tam jest, to twarde, zapewne metalowe coś - Szpada!- spojrzałem na swoją klatkę piersiową, byłem przebity szpadą... Szybko odwróciłem się i ona stała w drzwiach, Biała Kruczyca. Ugryzłem kęs kanapki, wtem rzuciła się na mnie z pazurami i zaczęła niemal rozdzierać moją tytanową zbroję. Pchnęła mnie na lodówkę i poczułem jak szpada wbija się całkowicie w moje ciało, tkwiła miedzy pierwszym a drugim żebrem. Lecz co mnie na prawdę zabolało to to że gdy tak mnie pchnęła jak kulomiot kulę w trakcie rozgrywki na kręgielni, upuściłem moją kanapkę i jest teraz brudna. Bardzo mnie to oburzyło rzuciłem się po moją katanę leżącą na stole. Nie zdążyłem, była szybsza:
- Spójrz na siebie, jesteś ranny. Ledwo stoisz na nogach i moja piękna szpada tkwi w Twoich płucach, masz może coś do powiedzenia mój superbohaterze?- kokieteryjnie zobrazowała mi moją sytuację.
- Zabiję Cię tak jak wszystkich do tej po... Ekhu ekhu...- zakrztusiłem się krwią i oparłem o szafkę.
- Ha-ha-ha, szczerze wątpię. Powiedz jak to jest być takim nieudacznikiem jak Ty? Najpierw zawiodłeś Amelię, potem Marchewkową Wiedźmę a teraz zawiedziesz wszystkich swoich ludzi. To śmieszne... Albo nie, to żałosne.- W sumie ma rację, co ze mnie za superbohater? To ja potrzebuje być ratowany a nie ja ratuję, nawet moje supermoce są do niczego.
- Całkiem przyjemnie. Stale pomagam sobie myślą że Cię zabije.- mówienie ze szpadą w płucach boli, muszę sobie to gdzieś ładnie zapisać by nie powtórzyć przypadkiem tej sytuacji.
- Świetnie świetnie mój superbohaterze, ale nim to zrobisz poinformuje Cię że w tej wieży znajduje się bomba atomowa i wybuchnie za jakieś 7 minut.- CO!? Skąd ona wzięła bombę atomową!?
- Kłamiesz nie ma tu żadnej bomby!- Ból się nasilał, osunąłem się na ziemię ledwo oddychając.
- Jak mnie zabijesz to możesz iść sprawdzić mój superbohaterze, ale niestety nie pójdziesz bo teraz zginiesz.- Wyciągnęła katanę w moją stronę, kurde to jest pewna śmierć. Ale zaraz, zaraz, nie mogę przecież tak po prostu się dać zabić. No kurde nie po tym wszystkim jak się starałem. Raaaaaaaaaaaaaany jakim ja jestem głupi, przecież mam jeszcze jeden pistolet!

Bang! Kruczyca nie ma twarzy... Z pistoletu wylatuje już tylko dym. Nie spodziewałem się że zabicie jej będzie aż takie łatwe. Spojrzałem na Amelię, miała tą taką minę którą widziałem u niej może ze dwa lub trzy razy, taki rodzaj radości który się widzi u szczęśliwych ludzi. Dodatkowym ewenementem jest fakt że prawdopodobnie jest duchem albo ja mam zwidy. W każdym razie zaczynała się rozpływać...
- Amelia! Stój! Nie odchodź! Jesteś mi potrzebna, bez Ciebie nie dam rady. Sama zobacz jak to jest bez Ciebie, nie mam kanapek, ludzie umierają, apokalipsa i w ogóle jakaś taka bezjajeczna plupra.

- Myth, wydarzenia, które doprowadziły nas do tej chwili były skomplikowane i pełne emocji... Jednak ty widziałeś mnie inną, niż jestem, gdyż ja nie jestem. Nie istnieję, nie istniałam. Nie było miłości, przygód i bólu. Odchodzę, która nigdy nie przybyłam, żegnam, która nigdy nie witałam.
Ty widzisz mnie ulotną, bo ja jestem jedynie podmuchem wiatru... Ty tylko ze mną rozmawiasz, ty tylko mnie przygarniasz... Ty mnie widzisz, ale ja zapowiadam przyjście innej, która będzie istniała, ulotna, lecz prawdziwa.
Wszystko, co robisz, co czujesz i co widzisz cechuje się ulotnością. Znika, by się więcej nie pojawić. Lecz mnie jeszcze ujżysz. Nie taką, jak widzisz mnie teraz, lecz taką, jaka mogłabym być. Gdybym kiedykolwiek była.
Przyjdzie ta, która nie pokocha, nie znienawidzi, sama ze swoją ulotnością...
Nigdy nie było mojej miłości, która doprowadziła mnie do ciebie, ani nienawiści, która doprowadziła nas do "tu i teraz".
Jestem wytworem twojej wyobraźni. Widzisz we mnie tą, która nie nadeszła. Widzisz we mnie drugą panią.- Łzy cisnęły mi się do oczu i nie wiedziałem co powiedzieć, spuściłem głowę i uderzyłem pięścią z całej siły w podłogę. Amelia odeszła, na zawsze...


Ale tak... Co to ja miałem? Bomba! Kurwa! Wyszarpnąłem z ręki tego co zostało po Kruczycy moją katanę i pokuśtykałem zygzakiem na najwyższe piętro. Bomba faktycznie tam była... Wielka, ogromna i taka atomowa z takim śmiesznym kółeczkiem z wycinkami koła. Zostało mi tylko 6 minut. Myth kombinuj! Kruczyca! ta wredna cholera musiała mieć plan ucieczki! Laboratorium!

Muszę sprawdzić w księdze rekordów Guinnessa jaki jest rekord szybkości człowieka ze szpadą w płucach który stracił 1/3 krwi, bo coś czuję że pobiłem rekord. Gdy dotarłem do laboratorium pierwsze co zauważyłem to kanapki profesora Virgiliusza! Zabrałem je, w końcu on i tak ich nie zje. Dopiero potem zauważyłem maszynę do tworzenia portali czasoprzestrzennych model Gagarin X5. Jako iż znam się na technologii szybko przeprogramowałem ją tak by jedna część portalu otwarła się pod bombą a druga na marsie. Nadusiłem Enter i już zabrałem się za pałaszowanie kanapek gdy zrozumiałem ze portal nie chce się zamknąć...

Zacząłem uciekać do Mythmobilu który wrył się w ziemię gdzieś na dziedzińcu. Wybiegając z laboratorium miałem to dziwne uczucie które towarzyszyło rodzicom Kewina z filmu "Kewin sam w domu", ale o czym zapomniałem? Kanapki są... Miecz jest... W razie czego upewnię się czy kanapki są- tak są. No więc o czym zapomniałem? Fireslayer! Cofnąłem się i wyciągnąłem ją majaczącą ze schowka na szczotki. Wziąłem ją na ręce bo nadal była tak odurzona że mógłbym zrobić z nią co tylko bym chciał np mógłbym ją przebrać za tego jajogłowego gwardzistę z pałacu Buckingham. Zbiegłem na dół, moje wojska już wdzierały się do głównego wejścia. Oparłem Fireslayer o drzewo i wskoczyłem do Mythmobilu i nadałem rozkaz odwrotu do moich oddziałów:
- Uciekać natychmiast, powtarzam, ogłaszam natychmiastowy odwrót!
Wyskoczyłem z pojazdu i podniosłem Agatę, posadziłem ją na siedzeniu pasażera i odpaliłem silniki. Spora grupka na północ nie zdąży się wycofać. Muszę im jakoś pomóc, aktywowałem pole siłowe nad nimi, nie starczy na długo ale powinno ich ochronić.

Usłyszałem coś takiego jak grzmot. Bomba teoretycznie wybucha na Marsie ale część wybuchu dotrze tu przez ten portal. Fala ognia poprzedzona niszczycielską falą uderzeniową uderzyła w Mythmobil. Kontrolki zaczęły świecić na czerwono, coś stało się z silnikami. Jeden z nich wybuchł, nagle wszystkie ekrany się wyłączyły i włączył się alarm, komputer się zresetował i z niewiadomych mi przyczyn załączyły się silniki Neurojonowe służące do podróży między gwiezdnych. Silniki te odpalone w atmosferze jakiejkolwiek planety działają na ludzki organizm mniej więcej tak jak uderzenie w słonia dźwigiem do wyburzeń. Straciłem przytomność...

Awaria systemów pokładowych! Awaria systemów pokładowych! Awaria systemów pokładowych! - Wrzeszczał na mnie komputer, spadaliśmy, cholera a już było tak dobrze. Dlaczego jak już coś mi się uda to potem się wszystko pieprzy? Próbowałem wyrównać lot i dolecieć do jakiegoś lądu...  Wyspa!

Wziuuuuuuuuuuum! Bam!

Co będzie dalej? Czy przeżyjemy? Co stało się ze światem? Czy będą tam lemury? To wszystko w kolejnym wpisie! 

Piosenka dnia:
Dobranoc:)

4 komentarze:

  1. Myth Ty serio masz okres! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. okres Mytha- Myth w normalnym środowisku zachowuje się w sposób przypominający gibona w trakcie aktu prokreacji. Okres Mytha można też rozpoznać po dzikim dziwnym dla otoczenia uśmiechu i powiększającemu się uczuciu głodu u osobnika. Czytała Krystyna Czubówna.

      Usuń
  2. I już wiem, skąd tutaj Amelia! Ale tak coś przeczuwałam ducha...
    Kanapki! <3
    Czekam na dalszy rozwój wydarzeń. :)

    OdpowiedzUsuń