sobota, 12 stycznia 2013

Sektencja, Dziennik Superdetektywa, 12 I 2013, Sobota


DOKOŃCZENIE DOKOŃCZENIA Z 06 I 2013.

   Dlaczego on musi być taki irytujący? Przeklęci złoczyńcy! Po co oni właściwie są? Superbohaterowie to przynajmniej są potrzebni - zwalczają złoczyńców. A złoczyńcy? Banda cielaków. Eh, nie będę się męczyć. Wyciągnęłam z torebki pistolet od Mytha i wyszłam z kryjówki.
- Ręce do góry i powoli odwróć się w moją stronę.

- No proszę, proszę. A cóż to? Pistolet? Żartujesz sobie, prawda? - Wybuchnął śmiechem.
- Nie! Czekaj, gdzie ja mam kajdanki... - Łooo, jest źle. - Ej! Gdzie idziesz! Nie zbliżaj się!
- A co mi zrobisz? - W moim zamierzeniu oberwał kulkę w głowę. Jednak nadal, pomimo nauk Mytha, nie potrafię dobrze strzelać. Kula zaledwie musnęła go w ramię! - Ej! - Krzyknął. - To bolało! - I rozpłynął się w powietrzu.

   No pięknie! Czyli jednak to była kopia. Po tych zdarzeniach wróciłam do Bartosza, świętowałam Sylwestra ze złoczyńcami. I to tyle zdarzeń, które były 12 dni temu. Tak, 12 dni temu! Widzicie, jakie mam opóźnienie?! Pochwalę się tylko, że z historii jednak przejdę! :) Możecie więc wywnioskować, że przez ten czas nie zajmowałam się złoczyńcami, lecz nauką. Trudno.
   Postanowiłam dowiedzieć się najnowszych plotek z mojej okolicy. Wybrałam się na spacer po mojej rodzimej miejscowości. Coś mnie podkusiło, abym założyła zegarek, który dostałam od Eli. A tak swoją drogą, u was też jest tak zimno? Wczoraj jeszcze dosypało śniegu, biała masakra. Lubię zimę, ale tylko gdy ją oglądam zza okna, pijąc ccherbatę i grzejąc się przy kaloryferze. Jednak niestety, Sektencja musi mieć fakultet co dwa tygodnie, musi nie zdążyć na autobus i następnie czekać dwie godziny. I marznąć. I za to kocham jesień, przynajmniej było ciepło. Życzcie mi powodzenia na jutro, nieźle się wymarznę na WOŚP-ie.
   Idę, słoneczko świeci, ptaki nie śpiewają, ponieważ im zimno, nawet żadnych par po kątach świata nie ma. Jest po prostu zimno. Skręciłam w mniej uczęszczaną drogę. Po chwili zorientowałam się, że z drugiej strony ktoś idzie w moim kierunku. Był to jakiś staruszek. Szedł dosyć szybko, a przecież podpierał się laską.
- Dzień dobry! - Powiedziałam. Wiem, że nie wita się z obcymi ludźmi, ale na wsi wszyscy się znają. Sądziłam więc, że może po prostu zapomniałam twarzy. A ona była jakaś znajoma...
- Dzień dobry. Czy wiesz, drogie dziecko, która jest godzina? - Wyciągnęłam z kieszeni zegarek. Przyjrzałam się mu.
- Jest 11:50 - powiedziałam.
- Oh, rozumiem. Ale... Jaki masz piękny zegarek! Czy mogę go obejrzeć?
- Oczywiście - podałam zegarek. Staruszek wziął go do ręki, podbiegł do najbliższej skarpy i wyrzucił zanim zdążyłam go powstrzymać! - Proszę pana! Dlaczego pan to zrobił? - Dogoniłam go. Odwrócił się, uśmiechnął i... rozpłynął w powietrzu!

   Co? Co to było? Przecież nie można tak po prostu rozpłynąć się w powietrzu! Jedyną osobą, o której wiem, że tak potrafi, jest... Oktawian! Ale... Nie, to niemoż... chociaż... Hm, gdyby tak się zastanowić, to Zakapturzony byłby do tego zdolny. Jednak, skąd wiedział o zegarku? O tym, że przenosi w czasie? Że akurat teraz będę w tym miejscu? Nie mam pojęcia. Google mi nie pomogło, dowiedziałam się tylko, że 'wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu.' Piłkarze realu rozpływają się w powietrzu, same głupoty, no. Trzeba by pójść do biblioteki i popatrzeć na porządną literaturę.
   Niestety, to tyle co mam wam do napisania. Wiem, że post krótki, lecz trudno - takie życie. W najbliższym czasie na pewno coś się zdarzy, czuję to w moich schorowanych kościach. A wy? Czujecie coś oprócz zimna? :)



Dobranoc? Chyba za wcześnie!

3 komentarze:

  1. Ja czuje że Lodogrzmot i Zpooielacz śmierdzą i powinnaś ich sprawdzić :)

    OdpowiedzUsuń