Ostatnimi czasy zajadle poszukiwałem Zpopielacza i Lodogrzmota którzy prawdopodobnie powinni przestać mieć sraczkę po tym jak potraktowałem ich granatami defekacyjnymi. Raz wpadłem na ich ślad, podobno widziano ich jak kupowali w aptece środek zagęszczający środowisko odbytowe "stopkupa". Próbowałem ich wyśledzić ale ślad urwał się gdzieś pod jakimś mostem. Pech chciał że akurat koło mostu ktoś przypadkiem postawił galerię handlową. Podobno mają tu małpiatki. Co prawda nie ma co wierzyć zapewnieniom Marchewkowej Wiedźmy. Jak każdy wie Marchewkowa Wiedźma to najgorsza z wiedźm, ma tego swojego dzikiego szatańskiego króliczka i podobno mieszka na starej łące. Ma domek którego ściany zrobione są z guzików, ma srebrny gzyms i akroterion a tęczowy przyczółek wieńczy duży komin. Cała chatka stoi na stopie słonia, dookoła domku rozpościera się pole gigantycznych marchewek. Ona sama nie używa miotły tak jak reszta wiedźm, ma rakietową wiolonczelę przy pomocy której może bez użycia dywanów dokonywać nalotów dywanowych. Jej gra na wiolonczeli podobno rozrywa ludzką duszę. Tak też było tej nocy! Grała na swej mistycznej zabójczej wiolonczeli. Czułem że muszę wyjść z mojego ciała, dłonie wyciągnąłem jako pierwsze, potem poczułem jak wychodzą nogi, brzuch i głowa... Ale się nie dałem, serce jest połączone z duszą tak bardzo że nie pozwoliło mnie wyrwać z ciała. Udało mi się wrócić do ciała i spędziłem resztę nocy na poszukiwaniu informacji o potwornie złej Marchewkowej Wiedźmie. A zaraz potem jak już mówiłem szukałem Zpopielacza i Lodogrzmota. Wchodzę do owej galerii dziarskim krokiem zdobywcy. Z oddali zauważyłem tą złowieszczą czuprynę koloru marchewkowego. Ruszyłem w jej stronę tak że staranowałem najnowszego Jaguara stojącego na wystawie i rzuciłem się na Marchewkową Wiedźmę!
W tej całej szamotaninie wypadliśmy przez balustradę na piętro niżej. Chyba złamałem sobie kość ogonową... Była taka dzika, taka wojownicza i taka niebezpiecznie niebezpieczna że ledwo co chroniłem cywili znajdujących się w centrum handlowym. Rzucała krzesłami, ławkami, roślinami, panią ekspedientką z rogalikiem i całą masą innych niebezpiecznych rzeczy! Starcie przeniosło się znów poziom niżej tym razem za sprawą zrzucenia ją przeze mnie ze schodów. Na dole niemalże ją dopadłem ale w ostatniej chwili dała radę zrobić unik. Przeskoczyłem nad nią wykonując podwójne salto w powietrzu, odciąłem jej tym samym drogę ucieczki... Na 3 sekundy, gdyż potem postrzeliła mnie w twarz jakimś zaklęciem bombardującym. Odrzuciło mnie dobre 15 metrów w bok, ale podniosłem się i capnąłem wiedźmę, rzuciłem ją na ziemię. Niestety Marchewkowa Wiedźma to bardzo sprytna wiedźma, chwyciła mnie w momencie gdy rzucałem nią i poleciałem w raz z nią. Podnieśliśmy symultanicznie głowy i zauważyliśmy króliczki w zoologicznym. Wiedźma zaczęła się do nich cieszyć, podejrzewałem że to spisek jakiś, że pewnie przemieni króliczki w zmutowane królikozaurusy-rexy które odgryzą mi moją ulubioną nogę, w sumie obie są moje ulubione także wolałbym je zachować przy sobie. Ale no nie wykonywała żadnych podejrzanych ruchów. Niestety pół galerii zostało zniszczone więc zabrałem wiedźmę do garażu. Nie wiem za bardzo po co ale przebraliśmy się i udawaliśmy zwykłych przechodniów zbulwersowanych zniszczeniem połowy centrum handlowego przez nawiedzoną wiedźmę i superbohatera z dziwnym wyrazem twarzy po trafieniu go z czaru bombardującego w twarz.
Usieliśmy więc na jakiejś ławce w niezniszczonej jeszcze części galerii. Rozgrywaliśmy bitwę wewnątrz naszych głów. Dobrze wiedziała że nie może zaatakować bo ją powstrzymam, dlatego nie atakowała. Wiedziałem też że gdy ja ją zaatakuje to ona zabije niewinnych więc oboje siedzieliśmy w skupieniu, twarzą w twarz. Nagle Marchewkowa Wiedźma wyciągnęła ciasteczka... Pewnie zatrute! - Pomyślałem, ale sama zaczęła jeść i mnie częstowała, autentycznie jadła co znaczyło że trucizna jest śmiertelna po wchłonięciu odpowiedniej dawki, musiałem grać więc na czas. Jedliśmy zatrute ciasteczka i czekaliśmy aż któreś z nas zrobi coś głupiego i rozpocznie się dzika rzeźnia. Ciasteczka był suche więc wyciągnąłem wędkę zahaczyłem ciasteczko i spuściłem je w dół. Na dole była kawiarnia i jakaś niesamowicie zakochana w sobie para akurat zamówiła dwie duże kawy. Skorzystałem więc i umoczyłem sobie ciasteczko w jednym z kubków. Nagle zobaczyłem że wiedźma sięga po coś do torby, na pewno chciała użyć czegoś niebywale śmiertelnego. Odepchnąłem ją, ona jednym wielkim susem obwinęła się wokół mojej głowy i usiłowała mi ją ukręcić. Na szczęście upadłem a ona zahaczyła ubraniem o ruchome schody i wciągnęło ją na samą górę. Pobiegłem po jej torbę i rzuciłem torbą, trafiłem idealnie w wiedźmę która dojeżdżała na samą górę. BOOOM! Składniki mikstur i pułapki wybuchły zostawiając po sobie piękny grzyb atomowy. Udało się! Pokonałem ją!
Wbiegłem po schodach by przyjrzeć się zdobyczy a tam... Dobrze zorganizowany oddział wampierzy(taki gatunek wampira) na ogromnych bernardynach. Jeden miał w paszy Marchewkową Wiedźmę. Mają przewagę liczebną 9 do 1, nie liczyłem oczywiście bernardynów szkolonych do zabijania...
Co będize dalej? Czy wszyscy zginą? A może jednak to wszystko jest intrygą wiedźmy? To wszystko w kolejnym wpisie !
Piosenka dnia:
Dobranoc:)
A może ta wiedźma nie jest zła? ;D
OdpowiedzUsuńOczywiście że jest zła ! jest zła aż od pięt po końcówki dredów !
UsuńJak ma dredy to nie ma szans, nie jest ZUA!
Usuń