Z dachów spojrzały na nas dziwaczne stworzenia. Ich głowy przypominały dynie z wyciętymi twarzami, jak na Halloween. Zeskoczyli na dół, trzymając się na linkach przymocowanych do harpunów. Celowali do nas z karabinów i krzyczeli coś niezrozumiale, ni to charcząc, ni skrzecząc.
Mtyh spojrzał na mnie porozumiewawczo. Skinęłam lekko głową. Odczytałam informację, jaką przekazywały mi jego oczy...
- Rozbrajamy się! - krzyknął chłopak. Położył lekko na ziemi miecz, który nosi na plecach. Ja rzuciłam rapier, ten upadł z brzdękiem.
Myth złapał dwa granaty dymne. Szybkim ruchem odbezpieczył je i rzucił na ziemię przed siebie. Kłęby gęstego dymu zaczęły nas spowijać, dojrzałam jeszcze, jak chłopak rzuca się po miecz...
Rozmyłam się odruchowo. Na oślep podniosłam rapier i szukałam wrogów wśród gęstych kłębów. Znalazłam jednego z dyniogłowych, uniosłam miecz i przebiłam jego ciałko. Padł. Rozejrzałam się. Zobaczyłam cień Mytha, walczył z jednym z wrogów. Gdy go powalił, rzucił granatem w moją stronę...
Złapałam go i odrzuciłam w najbliższego dyniogłowego.
Kręciło mi się w głowie, zapach dymu gryzł moje nozdrza. Obracałam się, raz po razie przecinając ciała stworków. Ich głowy turlały się wokół, na ziemi rozlewała się słodko pachnąca krew.
Wrogów ubywało. Nie umiałam dojrzeć już żadnego, gdy po chwili rzucił mi się w oczy jeden, większy niż reszta. Skoczyłam mu na plecy, powaliłam na ziemię. Szamotał się, walczył. Udało mu się przewrócić na plecy i zrzucić mnie z siebie, jednak nie poddałam się. Usiadłam na nim okrakiem i przyłożyłam mu jeden z moich sztyletów do gardła... Dym stracił na sile, przerzedził się z lekka...
Myth patrzył na mnie rozdrażniony. Cofnęłam sztylet, otępiała.
- Amelia, zejdź proszę - powiedział niezadowolonym tonem, zerkając z ukosa. Ześlizgnęłam się na ulicę.
Podnieśliśmy się z wolna, rozglądając się.
- Na dachach zostało dwóch, reszta nie żyje - wyszeptał mi do ucha Myth.
Spojrzałam w górę, właśnie do nas mierzyli... Rozpoczęły się strzały, chłopak osłonił mnie sobą, zbierając wszystko na siebie... Nie dorzuciłabym sztyletem aż do dyniogłowych, rozglądałam się więc za bronią. Myth miał do pasa uczepione dwa pistolety, po jednym z każdej strony. Nie odpinając ich, złapałam i strzeliłam...
Trafiłam. Głowy obu istot wybuchły, wokół rozlała się pomarańczowa maź.
Chłopak odetchnął, poruszał ramionami. Ja przymknęłam oczy, oparłam się o ścianę i zaczęłam się zastanawiać... Dlaczego to się dzieje..?
- Pójdziemy kanałami! - zawołam Myth. Otworzył studzienkę i do niej wskoczył. Podeszłam, przyjrzałam się... Cuchnęło okrutnie... - Chodźże - dodał, podenerwowany.
Wsunęłam się do studzienki, chłopak mnie złapał. Biegł przed siebie, ja za nim. Zaćmiło mi się przed oczami, potknęłam się...
- Myth, nie wiesz co robisz - powiedziałam, przystając. Chłopak się odwrócił i zmierzył mnie wzrokiem.
- Doskonale wiem gdzie iść, chodź. - Wyciągnął ku mnie rękę.
- Nie wiesz kim jest Kruczyca, do czego jest zdolna, nie wiesz, co zrobiła... - mówiłam. Słowa same wymykały mi się z ust, nie umiałam ich powstrzymać.
- Kruczyca? Wiem, za co była karana... - zaczął, lecz przerwał raptownie. - O czym ty mówisz, dziewczyno? - spytał ze strachem w głosie.
- Ona krąży nad ofiarą, ona szuka, bezlitosna i gotowa na wszystko...
Usłyszałam kroki. Poczułam, że ktoś za mną staje, nie umiałam jednak odwrócić głowy. Myth spojrzał za mnie, złapał mnie w talii i pociągnął za sobą w na drabinkę.
Znów straciłam przytomność.
No popatrz tylko! A ja dziś byłam z dynią w pokoju! Dziwne, że istnieję. A może to była dobra dynia? I Bride zna Kruczycę?
OdpowiedzUsuńKurce, jesteś niczym River Song! Aaaaa, zresztą co w tym dziwnego ;)
OdpowiedzUsuńja podejrzewam że to jedno z wcześniejszych wcieleń river ... albo mastera
Usuń