niedziela, 25 listopada 2012

Skeshwacom: Kroniki Komputerowych Światów Eksperymentalnych - 25.11.12 - Pokój

Świetnie. Cieszę się, że się zrozumieliśmy.
Tak w ogóle… Strasznie bazgrzesz, Sayer.
No to zaczynamy. Dziś jeszcze nie Machina. Pokój. Pewnie byś chciał, bym opisała, dlaczego tak się wkurzyłam na Petera. Do tych twoich badań…
Z tego co przeglądam ten zeszyt, to skończyłam tuż po pierwszym zobaczeniu Fabryki. 
Cała ta zieleń bardzo mnie rozpuściła. Byłam wtedy bardzo... bardzo udobruchana, myślałam nawet, że nie będzie mi tu tak źle... Nie wiedząc nawet dokąd idę, szłam za Peterem. A szłam do swojego feralnego pokoju.
Pamiętam, że zahaczyliśmy o gigantyczną szarą ścianę.
Nadal z uśmiechem na twarzy otwieram drzwi do mojego pokoju... Numer 33 - powinnam się domyślić.
Gdy teraz o tym myślę, czuję złość na Petara. Nadal.
Otworzyłam drzwi do niemalże identycznego jaki miałam na Ziemi. Ta... niemalże. Stylizowanego na podobny. Padłam na kolana.
Dowiedziałam się po co Peter wypytywał mnie o to co lubię - by uczynić z tego pokoju piekło dla mnie.
Wszędzie były rzeczy, występujące tylko na Ziemi. To za czym tak tęskniłam. Więc dlaczego, zapytasz, nie ucieszyłam się? Gdyby ktoś cię wywiózł gdzieś daleko od twojej kochanej Machiny Skeshwacomu, a potem przywiózł najmniejszą śrubkę jedynie stylizowaną na tą z Machiny, jak byś się czuł? No właśnie. Zamiast przybliżyć, tylko pokazaliście - bez możliwości obcowania - to wszystko za czym tak tęskniłam.
A do tego, do mnie klęczącej i patrzącej na pokój z niedowierzaniem podchodzi Peter i zadowolony pyta:
- Jak ci się podoba? Ja go zaprojektowałem.
Nie dziw się że rzuciłam się mu do gardła. I nie, nie mam zamiaru go przeprosić za podrapanie twarzy. Zagoiło się w końcu, a należało mu się, za tą śrubkę z Machiny. Nieprawdaż, Sayer?
Co się działo dalej? Nie mogłam siedzieć w tym pokoju, wróciłam więc do miejsca, które uznałam za dom - do mojej bagażowni. Siedziałam tam przez długie godziny rozmyślając o domu, łąkach czerwonych traw, wspaniałych lasach... Tak bardzo mi tego brakowało.
Jednak często smutnawy, wspominkowy ton z mojej głowy był wypychany przez wściekłość nawszystkich pracowników - tak, ciebie również. Ale głównie na Petera. Obmyślałam jakim torturom go poddać. By poczuł to co ja.
Wtedy przypomniałam sobie o miejscu, które działało na mnie uspokajająco. I znajdowało się tu - w Stacji.
Błagałam siebie, bym pamiętała drogę. Drogę do Fabryki.
Pamiętam, że zerwałam się ze swojej półki i z dużą energią wyszłam na zewnątrz.
Moja energia się przydała. Gdyby nie ona nie wiem co bym zrobiła w tej sytuacji.

2 komentarze:

  1. Taaa, Peter i te jego "Ja to zaprojektowałem" - jak słoń w składzie porcelany.
    Szykuje się katastrofa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Peter zaczyna mnie przerażać. Niby chce dobrze, ale... No właśnie, jest 'ale'.

      Usuń