- Opisz go.
Siedziałśmy naprzeciw siebie, zimne podłoże chłodziło nam skórę. Plecy małyśmy wyprostowane, nogi splecione w siadzie skrzyżnym. Patrzyłyśmy na siebie, choć ledwo wydziałyśmy się w gęstych ciemnościach.
- Czy mogłabym ja z nim porozmawiać? - spytałam cicho.
- A cóż mamy do stracenia? - odparła pytaniem Samantha. - Choć i tak nie dasz rady - parsknęła. -
Zamknij oczy, skup się na wyobrażeniu o nim. Lecz staraj się nie myśleć o nim jako o tej zewnętrznej powłoce, jaką posiada. Poczuj, jakbyś weszła w jego głowę...
Zdenerwowana, zrobiłam, co każe. Odetchnęłam. Pomyślałam o Mythu, o jego charakterze. Przypomniałam sobie, jak opisuje rzeczy najbardziej nieznaczne, by wczuć się w jego podstawowe myśli. Omijając głębokie refleksje, zgłębiłam się w racjonalnym myśleniu i pomysłach na gadżety.
Poczułam, jak tracę grunt... Leciałam, niezwykle szybko...
- Myth? - pisnęłam. W uszach mi dzwoniło. Poczułam, jakby coś obijało mi się w czaszce. - MYTH!
Świst. I jakby odchrząknięcie.
- Myth, musisz mi pomóc. - Otworzyłam gwałtownie oczy, lecz nadal nic nie widziałam. Ciemność. Pustka.
- Halo? - zadudniło mi gdzieś w głowie, jakby w bardzo głębokiej jej części. - Kim ty jesteś? - usłyszałam, znacznie wyraźniej. Głos był zagubiony, podenerwowany. - I dlaczego mówisz w mojej głowie?
Odetchnęłam raz jeszcze. To działa!
- To ja, Amelia - stwierdziłam, pełna ulgi. - Musisz mi pomóc, jestem uwięziona na...
- Czekaj! - przerwał mi Myth gwałtownie. - Czekaj. Ja teraz spadam z prędkością światła i trochę mi przeszkadzasz, możesz...
Czułam jego zdenerwowanie. Irytację. Pewnie powiedział coś jeszcze, lecz nie dosłyszałam.
- Myth, to nie żart! - pisnęłam. - Jestem na planecie Cras w clasesjańskim lochu, proszę, zrób coś. Chyba chcą mnie stracić...
Łup. Otrząsnęłam się. Z sufitu spadł worek. Samantha podczołgała się do niego, przykucnęła i rozwiązała sznurek.
- Udało ci się, gratulacje - burknęła. - Suchary. Pożywne suchary. W Clades podają je najniższym niewolnikom, nie wiedziałam, że więźniom też.
- Czy on tu przyjdzie? - wysypałam. Kręciło mi się w głowie, czułam, jakbym była z czegoś... Wyrwana.
- Nie wiem - odparła. - Jednakże, jeśli on nas stąd nie wyciągnie, jakoś damy radę same. Nie mam czasu na śmierć.
- Śmierć to przejście, kontynuacja - szepnęłam.
- Chcesz umrzeć? - spytała ostro. Pochyliłam głowę.
- Mój mąż odszedł jakiś czas temu, złączenie się z nim nie byłoby czymś dla mnie złym...
- Bzdury! - wrzasnęła. Jej włosy zajaśniały. - Śmierć nie polega na przejściu gdzieś dalej, tylko na udziale w kole życia, idiotko. Nie ma raju, nie ma piekła, zostajesz cholernym nawozem...
- Nie - przerwałam.
- Myśl co chcesz - rzuciła. - Chcesz posłuchać historii o królowych? Może da ci ciut do myślenia.
Ja chcę posłuchać! Jak najszybciej :) Czekam na kolejny post.
OdpowiedzUsuń