poniedziałek, 15 października 2012

Przygody: Eli Srebrna Strzała


- Wcale miło nie jest. - Uśmiechnęłam się odpowiadając na jej ostatni komentarz. Chciałam jak najlepiej zaprezentować miejsce. Oczywiście zgodnie z jego przeznaczeniem. - Część mnie tu nienawidzi i mogłaby zabić...
   Zamilkłam na chwilę by moja droga koleżanka (na razie nie od kielicha) rozejrzała się po miejscu.
- Druga część to płotki i ci się mnie boją... - obwieściłam. - Przyjaciół... hm... jest tylko garstka.
   Spojrzałam na AstroGirl. Coś było nie halo...
- Co ty masz taką minę? - Zapytałam, a zaraz potem dodałam: - Nie gryź się, Lola. Szkoda zębów.
- Ja..? Lola? - palnęła na mnie, ale nie zwracałam na to uwagi. Miałyśmy inny cel. Kasyno Podziemia. Brudne miejsce. - Ty... Ty się lepiej nie zajmuj moimi minami, tylko rób coś z nimi, skoro mnie tu przyprowadziłaś!
   Poszłam szybko do drzwi na końcu korytarza, a raczej mozaiki, która była czymś przecudnym. Wiedziałam skąd są i aż mnie febra brała, że nie mogłam nic zrobić, by je odzyskać. 
  Te oto drzwi pochodziły bowiem z niesłychanego miejsca. Niegdyś umieszczone w katedrze płockiej, później miały znaleźć się w Gnieźnie. Nie stało się tak jednak. Jeden ze złodziei skradł je z transportu i ukrył w tajnym miejscu. Przypłacił to życiem, ale nie ujawnił kryjówki. Rycinę w czasie drugiej wojny znalazł niejaki Westus (tego akurat znam) i sprzedał Karłowi z Komodo. Karzeł nie wiedział co z nimi zrobić (jak to karły z kosmosu...) i utopił je Wiśle. Powiedział jednak synowi gdzie są, a ten ze swojej próżności umieścił je w tym oto miejscu. 
   Podeszłam do nich i stuknęłam trzy razy mówiąc po cichu hasło szubrawców. Otworzyły się natychmiast bez skrzypnięcia.
   Przywitały nas dwie tancerki. Jak zwykle tanie - pomyślałam. 
- Macie stroje bikini? - zapytała wyższa z dużym biustem na wierzchu.
- Ta, nawet cztery - walnęła uwagę od czapy.
- No przestań... - zganiłam ją.  - Adelu, to ja, Eli. Prowadź do szefa.
   Nie zrobiła tego co jej kazałam. Kompletna ignorancja.
   No i tak to jest. Znajduję się w miejscu, które powinno być dla mnie zakazane. Nie powiem, miało ono swój urok. Szef złodziei kosmosu pakował fortunę, by je utrzymać. Znajdowało się tam się stołów do Black Jacka. Przy każdym były krupierki. Nie dopuszczano nigdy panów do obsługi. Po pierwsze z tego względu, żeby gracze mieli na co patrzeć. Drugi powód... Hm... To ten, że oszukiwały ile wlazło na żetonach i Mastius zarabiał krocie na nielegalnym procederze.
- Co one takie..? - zapytała szeptem tak, że ledwo ją dosłyszałam.
- Są zazdrosne... - odpowiedziałam równie cicho. - Każda tutaj ma jakiś plastyk w sobie lub na sobie. Unieś głowę. Bądź dumna.
   Przechodziłyśmy akurat koło baru. Kulawy Zdzisiek zapytał znienacka:
- Szklankę mleka, Eli?
   Zmroziła mnie gdy Lola się roześmiała.
- Nie. Nie mam dziś kłopotów ze snem - odpowiedziałam grzecznie, ale nie patrząc w stronę pryszczatej twarzy. - Idziemy, wesołku - warknęłam tak wściekle, jak tylko mogłam.
   No może to i śmieszne, ale przez historię z Samuelem nie zawsze mogłam spać spokojnie. Przychodziłam wtedy tutaj i rozmawiałam ze Zdzisiem. Był poczciwy. I bardzo zabawny, ale przez swoje problemy skórne nie mógł znaleźć dziewczyny. Jemu było akurat trudniej. Próbował oczywiście, ale z tymi plastykami tutaj się tak nie da. Wyśmiewały go i obrażały.
   Poszłyśmy dalej. Miałam zamiar przedstawić Mastiusa i w końcu odzyskać swój wóz. Gruby maniek był jego cholernym pracownikiem.
   Wiedziałam, jaka jest zasada złodziei. 'Chcesz coś odzyskać, oddaj coś w zamian'.
I wtedy... zadzwoniła jej komórka.

1 komentarz: