wtorek, 18 września 2012

Skeshwacom: Kroniki Komputerowych Światów Eksperymentalnych - 18.09.12

Rozglądałam się po tym pomieszczeniu z absolutnym zachwytem.Usłyszałam kroki Petera za sobą. To co zobaczyłam, było ostatnią rzeczą jakiej się spodziewałam. Tym razem nie z powodu gwiazd zakręciło mi się w głowie.
- Drzewa. - powiedziałam patrząc na wszechogarniającą mnie zieleń - Co robią drzewa w kosmosie!?
Zaczęłam się przechadzać (nadal z kręceniem w głowie) po polance, na której się znalazłam wchodząc przez drzwi. Pode mną była najbardziej zielona trawa jaką kiedykolwiek widziałam, a nade mną... To było nie do opisania. Wszystkie rodzaje drzew, naprawdę wszystkie. I liściaste i iglaste, a większości nawet nie potrafiłam nazwać! Poznałam brzozy, buki, dęby, jodły, świerki czy sosny... Ale całej reszty, nigdy nie widziałam. Najprawdopodobniej nie były z Ziemi... A może te też nie były z Ziemi, tylko imitowały ziemskie drzewa? Nie wiedziałam co myśleć. To wszystko tak nagle na mnie spadło. Miliardy myśli na sekundę.
Na szczęście od dalszego rozmyślania z zatrważającą prędkością powstrzymał mnie Peter, odpowiadając na moje pytanie.
- To Fabryka. Fabryka tlenu. Naprawdę nie zastanawiałaś się, jakim cudem tu oddychasz?
Nadal przechadzając się między drzewami i głaszcząc je po korze, sprawdzając czy są prawdziwe odpowiedziałam.
- No... Myślałam, że są jakieś filtry...
- Czego? Próżni na powietrze? Jak takie znajdziesz, to mi powiedz. Chętnie ci uświadomię, że to zwyczajny filtr do kawy...
Zastanawiam się teraz, dlaczego nie warknęłam na niego zamknij się, albo czemu nie walnęłam go w coś... Pewnie to uspokajająca zieleń lasu tak na mnie zadziałała, że zamiast tego usiadłam na trawie pod brzozą i zaczęłam zdejmować buty.
Peter nawet się nie zdziwił, tylko usiadł koło mnie i też zaczął zdejmować swoje.
- Co robisz? - zapytałam go.
- To co ty - odpowiedział - I to co każdy, który jest tu po raz pierwszy. Zdejmuję buty, by pochodzić po trawie.
Skąd on wiedział, co chciałam zrobić?
- Prosta dedukcja. - dokończył, jak gdyby czytał mi w myślach.
- Masz rację - powiedziałam, gdy skończyłam rozsznurowywać  buty. Że też musieli dać takie, z 15 dziurkami na sznurówki po każdej stronie.
Wstałam... Pod moimi stopami gniotła się wspaniała, zielona trawa... Ostatnio po świeżej, rosnącej trawie chodziłam ze 4 lata temu - jeszcze przed 4 Wojną Światową... Ach... Wtedy to były czasy...
Dreptałałam w miejscu jeszcze przez chwilę rozglądając się znowu po pomieszczeniu. Po chwili pewien szary punkt przykuł moją uwagę.
- Dokąd prowadzą tamte schody?
Wzrok Petera podążył za moim.
- Tamte? Do jednego z podziemnych korytarzy. - odpowiedział - Ale wiesz co ci jeszcze pokażę, zanim pójdziemy? Nie wiesz! Ha! Chodź!
I sam wstał i pociągnął mnie za rękę wgłąb lasu. Szliśmy na bosaka przez minutę, aż dotarliśmy do innych, tym razem spiralnych schodów. Te były brązowe. Metal pomalowany na brązowo.
Weszliśmy po nich.
Widok zapierał dech w piersiach.
Wyszliśmy ponad korony drzew i wszystko widzieliśmy z góry. To pomieszczenie było BARDZO wysoki i OGROMNIE ogromne. Inaczej nie potrafię tego opisać. I wszędzie były drzewa! Wspaniałe odcienie zieleni... A gdzieniegdzie i inne kolory - czerwień jabłek, żółć bananowców w oddali, a czasem i fiolety, niebieskości i inne kwitnących kwiatów.
- Prawda, że piękne? - zapytał mnie Peter.
Miałam chęć rzucić się mu na szyję, ale powstrzymałam się. Ostatnią siłą woli.
- Pięknie to mało powiedziane. Mogłabym tu spędzić lata.
- Możesz tu przychodzić kiedy chcesz - drzwi zawsze są otwarte. Nie zdziw się też, gdybyś spotkała tu innych pracowników - wszyscy uważają to za jedno z fajniejszych miejsc w całej Stacji Skeshwacom. A skoro uważają to za lepsze od Lunaparku na rekreacyjnym... To to musi być fajne.
- Jest... - powiedziałam nadal wpatrując się w przestrzeń.
Staliśmy paręnaście minut w ciszy. Ja obserwowałam drzewa, a Peter chyba mnie. Jednak wkrótce znudziło mu się to i powiedział.
- Chodź. Zaprowadzę cię do pokoju. Tym razem już na pewno.
I znowu pociągnął mnie za rękę. Gdy zauważył, że zaparłam się rękami i nogami w miejscu, dodał.
- Veruco, możesz tu przyjść kiedy chcesz. Ale jeżeli nie będziesz świadoma podczas drogi do pokoju, co może się zdarzyć, jeżeli się nie ruszysz, to nie będziesz wiedziała jak tu dotrzeć. Więc? Droga obok mnie w świadomości, czy na moim ramieniu ze środkiem odurzającym we krwi?
Przekonał mnie. Już raz dziś straciłam przytomność. Zeszliśmy więc na dół i zahaczając o pozostawione na środku polanki buty udaliśmy sie w stronę mojego nowego pokoju.

4 komentarze:

  1. Wow, wyobraziłam sobie to miejsce i jest piękne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fabryka! A to dopiero! :D
    Ale ale - wiesz, co Albert Einstein mówił o czwartej wojnie światowej? Że nie wie, przy pomocy jakiej broni będzie stoczona trzecia, ale ta następująca po niej na pewno będzie już na maczugi i kamienie. Teraz mi się to przypomniało XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie tez to sie przypomnialo dopiero :) Ale jak wdac, Veruca widziala co innego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie tez to sie przypomnialo dopiero :) Ale jak wdac, Veruca widziala co innego :)

    OdpowiedzUsuń