Wielki, gruby facet patrzył na mnie z góry. Miał płomiennorude, tłuste włosy opadające mu do ramion, dwa podbródki i pomarańczowy wąsik. Do tego nosił grube, szkarłatne szaty od których wyraźnie się pocił. Spojrzałam na Jane z przerażeniem. Ta mrugnęła do mnie wesoło.
- Poznaj lorda Ellena, przebył bardzo długą drogę by cię poznać. - Wampirzyca uśmiechnęła się szeroko.
Wyciągnęłam rękę do mężczyzny. Popatrzył na mnie niepewnie i uścisnął mi nerwowo dłoń.
- By mnie poznać? - spytałam półgłosem.
- Oczywiście - odparła Jane, wciąż się uśmiechając. - Lord Ellen to bardzo szanowana osoba na dworze królowej Sary, czyż nie? Może pomóc ci poznać takich dziwaków jak ty.
Mężczyzna obszedł mnie naokoło. Przejechał mi ręką po włosach, zajrzał w oczy.
- Rozumiem - stwierdził. - Rozumiem. - Jego głos był jakby chropowaty, nieprzyjemnie twardy. - Twoi rodzice?
- Ale co? - spytałam, zdziwiona, nie wiedząc do końca o co w tym pytaniu chodzi.
- Rodzice! - krzyknął. - Matka i ojciec!
- Em - zawahałam się. - Odeszli jak miałam siedemnaście lat...
- Nie to! - warknął mężczyzna.
- Myślę, że lord Ellen pyta kim byli i w jaki sposób odróżnali się od ludzi - szepnęła mi na ucho Jane.
- Och... - Myślałam przez chwilę. - Ojciec był normalny... Wiem, że matka też farbowała włosy. Nigdy nie widziałam jej naturalnego koloru lecz myślę, że też były niebieskie...
- Niebieskie - powtórzył mężczyzna. - Pójdzie do Alethei. Dzisiaj.
- Ależ lordzie Ellenie, Amelia ma do załatwienia kilka rzeczy tu, czy nie możemy przygotować jej miejsca w Alethei i zająć się nią, gdy dokończy swoją misję? - spytała wampirzyca.
- Nie! - zagrzmiał mężczyzna. - Drzwi otwarte, pójdzie teraz.
- Z pewnością później RÓWNIEŻ będą otwarte jakieś drzwi. - Jane wyglądała na zdenerwowaną.
- Nie pójdzie później. Królowa jedzie do Clades później.
- Nie potrzebujemy królowej by zapewnić tej dziewczynie tymczasową komnatę! Chcę ją zabrać do Wyroczni, w międzyczasie poszukamy normalnego lokum...
- Nie. - Lord Ellen odwrócił się na pięcie. - Po wojnie nie ma miejsca na nowych mieszkańców, tu musi zadeydować królowa.
Jane zagryzła wargi. Patrzyłam na całą scenę zdezorientowana.
- To nie ma sensu - szepnęła wampirzyca. - Przecież może ją przenocować... Nie wiem, może Derek - powiedziała głośniej.
- Nie będzie następnych tajnych gości Diuckinsona! - zagrzmiał lord Ellen patrząc przez ramię. - Hudson sprawiła wystarczająco wiele problemów...
- Ale Samanta Hudson odeszła - syknęła Jane w plecy mężczyzny. - I nie powiedziałabym, że narobiła problemów.
- Dość dyskusji. - Lord Ellen przeszedł kilka kroków, otworzył drzwi do sąsiedniego pokoju i znknął za nimi. Wampirzyca uderzyła pięścią w ścianę.
- Idziemy - rzuciła i niemalże wybiegła z domu.
Popatrzyłam na nią niepewnie, starając się jej dotrzymać kroku na wysokich obcasach. Fioletowa sukienka falowała delikatnie na jej smukłym ciele, które w świetle księżyca wydawało się całkiem białe.
- Czy mogę prosić o jakiekolwiek wyjaśnienia? - spytałam niepewnie. Z rozmowy mężczyzny i wampirzycy nie zrozumiałam niemalże nic.
Jane westchnęła i zwolniła tępa.
- Miejsce, z którego przybywam, jest zniszczone po wojnie, jaką niedawno przeszło. Nasza nowa królowa zakazała osiedlania się w stolicy przez nowych mieszkańców, dopóki nie zostanie... Odbudowana? Trudno tą małą zrozumieć, jest głupia. - Wampirzyca pokręciła głową z rezygnacją. - Wszyscy goście muszą rejestrować się w zamku. Teoretycznie mogłabym cię zakwaterować poza miastem, jednak nie mam tam lokum ani właściwnie żadnch znajomych... Mój przyjaciel mieszka na przedmieściach, jednak już kiedyś chował u siebie gościa. Myślę, że to właśnie przez to mamy nakaz rejestrowania odwiedzających...
- I tak niewiele rozumiem - przerwałam. - Gdzie to jest? To miejsce, z którego pochodzisz?
- Nawet sobie nie wyobrażasz - oodparła Jane. - Tak daleko, że może być tuż za drzwiami.
- Ale co...
- Nie pytaj. Nie czas na to. Mam nadzieję, że lord Ellen wywarł na tobie dobre wrażenie - zaśmiała się. Poruszyła nosem, jakby wąchała. - Widzisz tych ludzi po drugiej stronie ulicy?
Spojrzałam. Chodnikiem szła para, trzymając się za ręce. Byli młodzi, mieli około dwudziestu lat.
- Dziewczyna jest dziewicą - powiedziała Jane cicho. - A chłopak ma AB plus... Minus! AB Rh minus.
- I co w związku z tym? - spytałam niepewnie.
- Ją można ogłuszyć i związać, a jego uwieść - mamrotała, chyba do siebie. - wykorzystać, potem zabić... Pobawić się... A ją zostawić na deser, młodziutka dziewica... Szkoda, ża tak nudna, A Rh plus znajdę wszędzie...
- Zostaw ich! - szepnęłam. Wystraszyłam się, nie chciałam widzieć tak okrutnego mordu na dwóch młodych ludziach...
- Powiedziała ta, która broczyła w krwi swojej najlepszej przyjaciółki - odparła kwaśno Jane. - Trafisz do domu?
- Skąd wiesz że zabiłam przyjaciółkę? - warknęłam.
- Mam źródła.
- Wracam do Myhta - ucięłam. - Mam cię dosyć. Szpiegujesz mnie. Chcesz mnie wykorzystać do zabicia Kruczycy, chcesz mnie gdzieś wywieźć...
- Chcę ci pomóc! - przerwała mi.
- Koniec! Odczep się teraz, ja wracam do Mytha...
- Idź - szepnęła. - Wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Zobaczyłam, jak rzuca się w kierunku spacerującej pod osłoną nocy pary. Odwróciłam wzrok.
Czyli Jane jak to normalny wampir popija sobie krew. Ciekawe, co na powrót Bride Myth powie?
OdpowiedzUsuń