Byłam już niedaleko blogu Mytha, autobus ten zatrzymywał się dwie ulice dalej. Szłam spokojnym tempem, była gdzieś szósta rano, może wpół do siódmej. Zastanawiałam się, co ja mu powiem...
Usłyszałam za sobą głośny trzask - zatrzymałam się raptownie. Odwróciłam się, za mną nie było niczego podejrzanego. Ludzie spieszyli się do pracy, jakaś matka ciągnęła dzieci w stronę pobliskiego przedszkola. Nikt nie wyglądał na zainteresowanego dziwnym zjawiskiem. To nie mogło być nic ważnego.
TRZASK! Z mojej prawej. Obejrzałam się, znów nic. Zadrżałam, lecz szłam dalej, nieco podenerwowana... Z naprzeciwka szła dziewczyna pewnym krokiem, wlepiając we mnie wzrok... Znów ten mój sobowtór... Tym razem ubrany niemalże identycznie - na stopach miał wysokie obcasy, na głowie czarny, tiulowy welon, lecz sukienkę miał taką samą.
Zastąpiłam dziewczynie drogę. Zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy nie zemdlałam przy spotkaniu z sobowtórem.
- Czym ty jesteś? - spytałam. Starałam się być w pełni opanowana.
- Nigdy nie zrozumiesz, co jest dla ciebie dobre, jeśli nie przyjmiesz darów losu - odparła tonem wyzutym z uczuć. Jej głos był podobny go mojego, jednak bardziej ostry, jakby zachrypiały. Minął nas mężczyzna z walizką, nawet na nas nie spojrzawszy.
- Co ty pleciesz, kim ty jesteś? - Z wolna traciłam pewność siebie. Dziewczyna stała przede mną niewzruszenie, z niczego niewyrażającą twarzą.
- Jestem tu, by ci pomóc zrozumieć to, co otrzymałaś. - Wyciągnęła przed siebie rękę. Pomyślałam, żeby się odsunąć, jednak nie umiałam się ruszyć... Sobowtór położył dłoń na mojej głowie.
- Co otrzymałam? - spytałam cicho. Nie pojmowałam tej sytuacji.
- Uwagę.
Poczułam, jak uderzam o chodnik. Świat zawirował mi przed oczyma, jednak pozostałam świadoma. Dziewczyna złapała mnie za nogę i ciągnęła po ziemi w stronę uchylonych drzwi jednego z bloków.
Gdzie ja jestem?
Musiałam stracić przytomność chwilę później. Teraz, dziwnym trafem, leżałam na zielonej, falującej łące, zalanej delikatnym światłem wiosennego słońca... Może jednak jest ze mną coś nie tak?
Podszedł do mnie chłopak o długich, bardzo jasnych włosach, przeplatanych brązowymi rzemieniami. Wystawały z nich ostro zakończone uszy.
Chłopak uśmiechnął się.
- Nie możesz tu być - stwierdził pogodnie.
Otworzyłam oczy.
- Czy ja zawsze muszę cię zbierać z ziemi? - spytał znużonym tonem Myth. Spojrzałam na niego zaskoczona. Rozejrzałam się. Byłam w mieszkaniu chłopaka, leżałam na sofce w geometryczne wzory.
Cała ta sytuacja była tak absurdalna, że wybuchłam śmiechem. Myth patrzył na mnie krzywo.
- Przed chwilą byłam na łące i rozmawiałam z elfem - stwierdziłam. Nie mogłam wytrzymać dziwnego spojrzenia Mytha, schowałam twarz w poduszkę, dusząc się ze śmiechu.
- Może kakao? - spytał. - Co ćpałaś, LSD?
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Sama nie wiem - odparłam.
hmm a ciekawe kim jest ten elf :)
OdpowiedzUsuńja jestem elfem :) w przerwach jak nie jestem kimś innym
UsuńTy jesteś wszystkimi ;D
UsuńA wiecie, że już zapomniałam o tym sobowtórze?
Oooo, a zapowiadało się groźnie :o Co ona ci chciała zrobić?
OdpowiedzUsuń