Chłopak wyszedł, zostawiając mnie samą. Znów. Przypomniała mi się wtedy dziewczyna, którą widziałam już kilka razy - identyczna, jak ja. Ten wyraz twarzy... On jednak był inny...
Nie jestem chora psychicznie! Nie mam omamów, schizofrenii czy innych... Rzeczy, które zaliczałyby mnie do wariatów! To jest osoba, która mnie prześladuje. Tak jak ten, który wyglądał jak mój mąż.
Moje ciało i moja świadomość stanowimy całkowitą jedność. Mój umysł działa w parze z moją wolą, moje usta wypowiadają to, co zostało przemyślane w moim mózgu. Ja, Amelia, jestem Oblubienicą Śmierci. Nie jesteśmy dwoma osobami, ja JESTEM jedną osobą. Jedną, rządną zemsty osobą.
Myth wrócił. Pokazywał mi różne swoje badziewia, które zbudował. Przedstawił też robota, który wystraszył mnie na śmierć parę chwil wcześniej - Romana - opisał jakieś jego funkcje... A ja miałam to zwyczajnie gdzieś.
Nie widziałam nigdy Kruczycy, miałam jednak złe przeczucia. Myth mówił, że gdyby została wynajęta do zabicia mnie na ślubie, nie polowałaby na mnie tak długo. Że jej chodzi o coś więcej. Zastanawiało mnie również to, że nie byłam poszukiwana, w końcu "zaginęłam" już dawno temu. Znikające ciała moich ofiar... I jeszcze jedno - jak to się stało, że Kruczyca zaczęła na mnie polować od chwili, w której Mtyh zaczął mi pomagać? Spędziłam na cmentarzu dobry miesiąc zupełnie sama, ogarnięta całkowitą rozpaczą... Tak łatwy cel!
Chłopak znów wyszedł. Okazja idealna, by zwiać. Już koniec z jego pomocą, rozwikłam wszystkie zagadki bez niego - on tylko mi przeszkadzał.
Stanęłam przy oknie. Brakowało mi dwóch sztyletów, które zostały wbite w mury zamku, jednak wciąż miałam ich pięć i rapier. Wyskoczyłam, spadając na brukowany chodnik. Pobiegłam przed siebie, w dobrze znanym mi kierunku - na cmentarz.
Zmierzchało. Mrok gęstniał, zaczęło mnie przeszywać zimnie powietrze. Ja nie znajdę Kruczycy. Nie miałam pojęcia, gdzie jest jej zamek wypełniony po brzegi sługusami. Miałam nadzieję, że jakoś uda mi się trafić na coś, co podpowie mi, gdzie ona jest...
- Świecisz jak słoneczko w ciemności, skarbie - usłyszałam szept zza moich pleców. Wystraszona, odwróciłam się, jednak nikogo za mną nie było. - Świecisz, jakbyś c h c i a ł a dać się złapać... Dać się zabić - szeptał ktoś gdzieś obok mnie, jednak gdy zwróciłam się w tamtą stronę, zobaczyłam tylko gęsty mrok.
- Gdzie jesteś? - spytałam podniesionym głosem. Drżałam na całym ciele.
- Tutaj - wyszeptał głos. Ktoś złapał mnie żelaznym uściskiem za twarz, zatykając mi usta, drugą ręką za talię i jednocześnie za przedramiona. Za nic nie umiałam się wyswobodzić, chwyt był niezwykle silny, choć ręce, które mnie trzymały nie były muskularne. - Nie pozwolę ci być tak jasno widoczną ofiarą. Za wiele dla ciebie zrobiłam.
Ktoś, kto mnie złapał, pociągnął mnie za sobą w jakieś nieznane mi miejsce w naszym miasteczku.
Niby nieznane, ale jednak wiesz, że w miasteczku? To może jednak okaże się, że znane? o.o
OdpowiedzUsuń"Pokazywał mi różne swoje badziewia, które zbudował." Kocham cię za to zdanie ;D
to nie są badziewia !!!
Usuńa kochaj sobie Amelię za z zdania, ja i tak jestem lepszy :P
Z tym nieznanym miałam na myśli to, że Amelia kojarzyła drogę, lecz ogólnie nie rozpoznawała tego miejsca... Chyba gadam niezrozumiale... Ja mieszkam w takiej niewielkiej mieścinie ale jakby ktoś mnie gdzieś na odległe dzielnice zaciągnął to bym kompletnie nie wiedziała gdzie jestem :P
UsuńLeniwiec, daj spokój.
to daj sobie spokój... I tak wszyscy myślą że Amelia jest nie normalna :)
Usuń