wtorek, 24 lipca 2012

Skeshwacom: Kroniki Komputerowych Światów Eksperymentalnych - 24.07.12 - Prolog

Kiedyś jej za to zapłacę.
To była moja ostatnia myśl, zanim umarłam. Tak, umarłam. Moja BYŁA przyjaciółka otruła mnie arszenikiem za to, że popatrzyłam na jej chłopaka mówiąc „mój”. Trochę chyba zazdrosna była. Ale to XXIII wiek. Arszenik jest ogólnie dostępny w każdej aptece, a „przed użyciem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą” jest chyba za mało wyraźnym ostrzeżeniem.
Po śmierci było mi milutko, cieplutko. Ciemny korytarz ze światełkiem na końcu, jak opowiadali. Tylko u mnie światełko było czerwone. Nie mogłam tam iść. Nie tylko, że na czerwonym się nie idzie – coś mnie odpychało. Usiadłam więc pod ścianą korytarza i próbowałam spać. I to był mój błąd. Zasnęłam.
Obudziłam się na czymś bardzo twardym i zimnym. Na początku myślałam, że to podłoga mojego korytarzyka, ale nie. Otworzyłam oczy. Było jaśniej. O wiele jaśniej. Jasno, jakbym spała pod gołym Słońcem.
- Witaj w Skeshwacom, LR SWC42626 – usłyszałam metaliczny głos. Wstałam z tego czegoś, na czym leżałam i rozejrzałam się.
Znajdowałam się w pomieszczeniu wypełnionym wieloma metalowymi półkami. Uznałabym, że to bagażownia, ale sama właśnie zeszłam z jednej z takich półek. Rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając źródła głosu. Znalazłam tylko parę kolorowych bluz wiszących na wieszakach. Żadnej żywej duszy. Moja w końcu też już nie żyła.
- Wykryto ruch. – metaliczny głos znowu się odezwał. Tym razem zauważyłam, skąd pochodził. W rogu tej bagażowni stało coś w guście mikrofalówki z XXI wieku. Z tego wydobywał się dźwięk. Podeszłam tam, by się przyjrzeć temu zabytkowi.
Nie zdążyłam jednak przejść przez pokój. Gdy zaczęłam iść w stronę tego wspaniałego urządzenia, ktoś nagle na mnie wpadł i przewrócił na ziemię.
- Ty żyjesz?! – krzyknął ktoś leżący na podłodze obok mnie – Czyli się udało!!
- Co się udało? – krzyknęłam próbując wstać – Zrobiliście na mnie jakiś eksperyment!?
Usłyszałam westchnienie i ktoś ubrany w biały fartuch stanął i wyciągnął do mnie rękę. Zauważyłam, że był to jakiś stary facet z długą siwą brodą. Przypominał mi Dumbledora z XXI wiecznych filmów o Harrym Potterze.
- Jestem Sayer. A eksperymentować to dopiero na tobie będą – rzekł uśmiechając się. – Wstawaj, Veruko.
Dość posłusznie podałam Sayerowi rękę i pozwoliłam sobie pomóc wstać. Jak to eksperymentować?
- Gdzie ja jestem? Przecież nie żyję – zapytałam mojego Dumbledora – czy to Niebo?
- Słyszałaś może o projekcie Skeshwacom?
Pokręciłam przecząco głową.
- Czyli wszyscy wypełniają obowiązki i trzymają język za zębami. I dobrze. Projekt Skeshwacom to Komputerowe Światy Eksperymentalne. Zostałaś do niego zakwalifikowana.
- Ja? Dlaczego?
- Masz niespotykaną wyobraźnię potrzebną do tworzenia nowych światów. Niewielu mamy tu aż tak uzdolnionych. Nazywamy ich Bawami. Bo oni nie pracują, tylko się bawią.
- Ale ja umarłam!! Co ja tu robię! To jakieś zaświaty czy co?
- Wcale nie umarłaś. Odratowaliśmy cię.
- Z zatrucia arszenikiem? Już to widzę… Co, wsadziliście mnie do wielkiej lodówki i przenieśliście tutaj, by dać mi jakiś ohydny lek robiony z odchodów nosorożca, który mnie odtruł?
Sayer zaniemówił na chwilę.
- Twoja wyobraźnia mnie przeraża. – rzekł z powagą. – Nie… po prostu przefiltrowaliśmy ci krew. Arszeniku już nie ma.
- A co ja tu będę robić? Mówiłeś coś o jakiejś pracy.
- Będziesz spędzać czas w światach, które ci podrzucimy. I wszystko dokładnie zapisywać, byśmy mogli wyciągać wnioski. I tak dalej.
- A co jak się nie zgodzę? – zapytałam.
- Nie masz innej możliwości. Nawet uciec stąd nie masz jak. – Po chwili zauważył moją minę „Założysz się?” i dodał – Spójrz przez okno.
Podeszłam więc do okna. Spodziewałam się jakichś krat, zasuw elektrycznych, 2000 woltów… A tu…
- Kosmos – powiedziałam z zachwytem. – Jestem w kosmosie.
- Oj, tak. Jak spojrzysz w lewo, to nawet zobaczysz Ziemię. Ale chodźmy już. Trzeba sprawdzić, czy na pewno jesteś kompatybilna z Maszyną Światów.
Przytaknęłam i odeszłam od okna. Wow. Jestem poza domem i nie umarłam. I po raz pierwszy w życiu mam coś w guście pracy. A może w nieżyciu? Nie byłam pewna, czy to nie jest coś w guście snu pośmiertnego.
Tymczasem szliśmy metalowymi korytarzami, wydawało mi się, że kilometrami. Sayer w ogóle się nie wahał, kiedy i gdzie skręcać – ja nawet po jakimś roku nie potrafiłabym ogarnąć złożoności tego wszystkiego. Po około 10 minutach dotarliśmy do ogromnej sali wypełnionej różnymi machinami. Były połączone długimi przezroczystymi rurkami, przez które płynęły kolorowe płyny. Wyglądało to jak wieli zestaw do destylowania wina wypełniony wszystkimi płynami do mycia naczyń, które były na rynku.
- Witaj w Sali Głównej Skeshwacom! – powiedział mój przewodnik wchodząc do środka. Ja powoli weszłam za nim.
Wszyscy się na mnie gapili. Jakbym zapomniała nałożyć spodni, a zamiast tego założyła je na głowę. Chciałam się gdzieś schować, ale gdzie? Szłam więc za moim Dumbledorem. Przeszliśmy przez salę i dotarliśmy do największej machiny. W środku jej ściany była dziura.
- Wejdź tam – powiedział mi Sayer wskazując na ten otwór. Przez chwilę się stawiałam, ale w końcu znalazłam się w środku. Było tam coś w guście poduszki i jakiś kocyk.
- Zaraz sprawdzimy, czy działasz. Zamkniemy cię w środku i przeniesiemy do jednego z Komputerowych Światów Eksperymentalnych. Jeżeli się uda i znajdziesz się on-line, zapamiętuj wszystko. Potem będziesz to opisywać. Jeżeli ci się nie uda połączyć, to…
- To co? – zapytałam
Sayer trochę się wahał, zanim mi odpowiedział.
- To nie będzie miał kto opisywać.
Aha… Czyli znowu mogę umrzeć. Spoko…
Nagle drzwiczki, przez które weszłam, zatrzasnęły się. Zrobiło się bardzo ciemno. Usłyszałam jakiś syk, jakby gaz się ulatniał. Najprawdopodobniej było to coś usypiającego, bo po chwili poczułam ogromną senność. Ułożyłam się na poduszce i przykryłam kocem. Coś mi przemknęło przez myśl, że mogę się już nie obudzić, ale zignorowałam to. Niemalże już zasnęłam, gdy usłyszałam przytłumiony głos Sayera
- Idź spać, Veruco. I obudź się w nowym świecie.

3 komentarze: