Dzisiejszego dnia były urodzinki mojej bratanicy ( właściwie przyjęcie miała wczoraj, dlatego wcześniej tyle nie pisałam, ponieważ pomagałam w przygotowaniach do roczku :D ), która kiedyś będzie moją uczennicą ( przynajmniej mam taką nadzieję, na razie uczę ją chodzić, tak naprawdę to już umie, tylko jednak woli chodzić na czworaka :D ).
Tak ostatnio sobie myślałam, że Myth i Death Brige przeżywają wspaniałe przygody ( zazdroszczę im ), a mi jak zwykle nudne nudy się przydarzają. Otóż dzwonił do mnie Zenek z Mądrkowa, oto nasza rozmowa:
- Halo? - zapytałam po odebraniu telefonu, gdy nikt się nie odezwał.
- Ahh, przepraszam panią. Jestem Zenek i mam pewien problem. Więc zasadziłem sobie ostatnio roślinkę...
- Ale, ale, ja nie jestem żadnym ogrodnikiem, proszę pana, chyba pomylił pan numer.
- Otóż nie, ponieważ to miała być malutka roślinka z pięknymi białymi kwiatami i pięknym...
- Dobrze, dobrze niech przejdzie pan do sedna sprawy.
- Dobrze, więc miała być to mała roślinka, ale jak minął ledwie jeden dzień i podlałem ją specjalnym nawozem, ona urosła i teraz zjada mi dom. Ja już nie wiem, co robić, dlatego więc zadzwoniłem do pani. Pomoże mi pani?
- W porządku, podejmuję się tego wyzwania!
I poleciałam do Mądrkowa na ulicę Mądrą 5. Pierwsze, co zobaczyłam pod wskazanym adresem, to mężczyzna uciekający z tego domu krzyczącego "Roślina pożeracz, to roślina pożeracz bez dna, jesteśmy zgubieni, ona nas wszystkich pożre, ratuj się kto może" i tym podobne teksty. Wkroczyłam więc tworząc w powietrzu wielki miecz, którym zaczęłam ciąć roślinę, lecz w pewnym momencie przede mną pokazała się wielka paszcza z zębiskami jak ogromniaste sztylety i na dodatek chciała mnie pożreć menda jedna! Uderzyłam ją mieczem po łbie i rozpłakała się. Zdziwiłam się, że rośliny płaczą ( zwłaszcza przerośnięte i pożerające wszystko ). Była to zmyłka, ponieważ okazało się, że była to młoda roślinka i płaczem wezwała mamę, która była ze trzy razy większa od niej.
Po pojawieniu się mamusi miałam więcej roboty, ale nie poddawałam się i cięłam dalej roślinki. Gdy już dotarłam do ich korzeni, od razu je podcięłam, a wtedy usłyszałam głosik "Dziękuję za uratowanie mnie!" Myślałam, że mi się przesłyszało, ale to raczej niemożliwe, ponieważ wtedy czułam także czyjąś obecność przy sobie.
Nie myślałam o tym dłużej, ponieważ musiałam wracać na obiad - w domu normalnie przejść się nie dało, bo dzieci latały co chwila, a było ich tylko dwójka, czyli moja bratanica lat 1 od dzisiaj i moja siostra stryjeczna lat 2 za dwa miesiące. Mimo wszystko dzieciaki były przesłodkie ( znaczy nadal są, ale tak razem to zobaczymy je dopiero za 2 miesiące na urodzinach Marysi, czyli mojej siostry stryjecznej ).
Gdy goście się rozjechali ( tak po 15 ) skorzystałam z okazji i podjadałam torcik ( w kształcie misia oblany jakąś masą lukropodobną - mmmm pycha :D [ zdjęcia będą później, bo nie miałam dostępu do aparatu ] ) i przy okazji oglądałam sobie "Akademię policyjną 3" ( według mnie najlepsza część ). I nic więcej ciekawego się nie działo, więc to wszystko na dzisiaj. Papa :*
Czy to była Rosiczka? Bo jakbyś miała telefon do tego gościa gdzieś jeszcze zapisany, to wiesz... Przydałby się taki zwierz w domu. [Nie ten gościu, roślina] xD
OdpowiedzUsuńCiekawa przygoda : ) Zaintrygował mnie ten dziękujący głosik... A Zenek się stracił gdzieś. Nawet Kseni nie podziękował : )
OdpowiedzUsuńRenoir
uciekł ratować resztę domu, więc zostawiłam go w spokoju :) a głosik to jeszcze tajemnica :D
Usuń