Myth kazał mi wrócić do swojej siedziby. Posłusznie odwróciłam się na pięcie i wdrapałam po schodach, podczas gdy on pomagał ludziom przy gruzach. Wtoczyłam się do mieszkanka, które nazywał siedzibą, wgramoliłam na sofę w geometryczne wzory i przyjęłam pozycję embrionalną.
Co ja mam robić?
Wstałam, otrzepałam sukienkę i rozprostowałam ją delikatnie. Zebrałam puste kubki po herbacie, włożyłam do zmywarki. Posegregowałam brudne ubrania będące w koszu przy pralce, zebrałam trochę rozrzuconych po pokojach, wstawiłam pranie... Starłam kurze znalezioną w szufladzie w łazience pomarańczową szmatką w czerwone serca, wesołe kotki i pentagramy... Byleby tylko się czymś zająć, być pożyteczną chociaż przez krótką chwilę...
Myth wrócił. Otworzył drzwi z rozmachem, zamknął, nie zważając na donośne trzaśnięcie. Westchnął, spojrzał na mnie, westchnął raz jeszcze.
- Co się stało? - spytałam, zdziwiona jego podenerwowanym zachowaniem.
- Słuchaj, prawie mnie zabiło, pokłóciłem się z takim jednym, któremu chciałem z serca pomóc i jestem głodny - stwierdził. - Ale nie, nic się nie stało - dodał po chwili.
- Co chcesz jeść? - wyszeptałam.
Myth popatrzył na mnie krzywo.
- Widzę że posprzątałaś - stwierdził, jakby starał się zmienić temat.
- Chciałam się przydać - odparłam, zmieszana.
- Aha - powiedział chłopak, mierząc mnie wzrokiem. - Rozumiem. Czy mógłbym prosić o jajecznicę? - spytał z jakby wymuszonym uśmiechem. Kiwnęłam głową w odpowiedzi i poszłam do kuchni, zaś on do łazienki.
Wzięłam, czego potrzebowałam. Patelnia. Pięć jajek. Sól, pieprz. Skroiłam boczek w kostkę. Cebula. Kilka liści bazylii, pomidor. Kuchnia była owiana zapachem posiłku, który wdzierał się do mojego umysłu, robiąc burzę w mej pamięci... Wzięłam talerze z półki, widelce z szuflady...
Taką samą jajecznicę robiłam Konradowi gdy u niego nocowałam, na śniadania.
Jedno z naczyń wyślizgnęło mi się z ręki. Zachłysnęłam się powietrzem, upadłam na kolana. Z oczu wypłynęła mi rzeka łez...
Do kuchni wskoczył przemoczony Myth, owinięty ręcznikiem w delfiny. Popatrzył na mnie, przestraszony.
- Prze... Przepraszam - zdołałam wydukać przez łzy. - Zamyśliłam się, wybacz...
- W porządku - odparł, przyklęknął i zebrał ze mną odłamki.
Gdy Myth poszedł się ubrać, nałożyłam posiłek na talerze. Dokładnie posmarowałam chleb masłem, ułożyłam widelce z pedantyczną dokładnością. Chciałam jedynie zapaść się pod ziemię.
Usiedliśmy. Jedliśmy w ciszy. On nic nie mówił, ja nie wiedziałam, co mogę powiedzieć. Nic nie szło po mojej myśli, wszystko jedynie psułam. Zamyślona, upuściłam widelec, który spadł mi na nogę, podniosłam go więc i pobiegłam do łazienki zetrzeć jajecznicę z uda.
Coś przykuło moją uwagę. W kieszeni płaszcza, niedbale rzuconego na podłogę w łazience, leżała książka. Nie sposób było ją pomylić z jakąkolwiek inną. Charakterystyczna, przyozdobiona płomiennymi wykończeniami czarna okładka połyskiwała w delikatny, naturalny sposób, tak jak rude włosy bohaterki na okładce. Bohaterki dzierżącej sztylet, sztylet identyczny jak mój. "Inna niż wszystkie".
Złapałam tom i wymaszerowałam z łazienki, przerażona.
Prześladują mnie. Szukają mnie. Atakują mnie. Zabiją mnie.
Myth coś do mnie mówił, nie słuchałam go. Usiadłam na wzorzystej kanapie i wpatrywałam się w sztylet w ręku dziewczyny na okładce. Jak to w ogóle możliwe, te same zawijasy, te same wzory... Identyczny kamień w rękojeści, tak samo długie ostrze... Zauważyłam, jak chłopak siada naprzeciw mnie, mówi coś straszliwie długo. Wbiłam w niego wzrok, lecz w ogóle nie słuchałam...
- Amelia! - podniósł głos. - Zamieszkasz u mnie dopóki nie będziesz bezpieczna?!
Wybudziłam się ze swoistego transu. Przez chwilę przetrawiałam pytanie. TAM był grób męża. TU jest bezpiecznie.
Kiwnęłam powoli głową i uścisnęłam go lekko, starając się dotykać go możliwie jak najmniejszą powierzchnią ciała. Wstałam, obwieściłam, że idę po rzeczy. On zerwał się, założył broń i płaszcz i popędził za mną na cmentarz.
Szliśmy przez potworną pogodę. Wiatr smagał mnie, delikatna sukienka nie chroniła przed chłodem. Deszcz padał siarczyście. Nie odzywałam się jednak.
Gdy wstąpiliśmy na cmentarz, szybko pobiegłam do nory. Rozrzuciłam na podłodze kilka zbędnych rzeczy, do jednego wora schowałam nadgniłe owoce skradzione na targu z zamiarem wyrzucenia ich do kosza przy wyjściu.
Płaszcz. Zielony, po mamie.
Obrączki... Dowód niespełnionej miłości, choć pewnej... Uklękłam, wyjęłam z szufladki maleńkie, okrągłe, biało - czarne pudełeczko w delikatne kwiaty związane fioletową wstążką. Otworzyłam je. Dwie lśniące obrączki jaśniały na delikatnym materiale, mieniąc się. Poczułam wzrok Mytha.
Zamknęłam pudełko. Chciałam go zabić, rzucić się do gardła, zarżnąć i zakopać. W tak intymnej chwili... Odetchnęłam jednak dwa razy i uspokoiłam się.
Przeczekaliśmy w norze deszcz i udaliśmy się w drogę powrotną. Myth schował pudełko do kieszeni płaszcza zarzekając się, że nie będzie go otwierał. Zobaczyłam białego ptaka podobnego do kruka, który przeleciał nad nami. Nagle ziemia się zatrzęsła, wielki betonowy blok uderzył w ulicę przed nami. Odruchowo pobiegliśmy w drugą stronę, zaraz jednak i tam spadł podobny blok betonu. Uwięzieni, zastanawialiśmy się co zrobić...
Z dachów budynków wystrzeliły harpuny, zahaczając o sąsiednie. Dał się słyszeć tylko skrzeczący śmiech w oddali...
Amelia w domu Mytha to jak kochana żonka się zachowywałaś :P
OdpowiedzUsuńNo tak ... a tej to znowu komentują ... a mi to już nie chociaż prędzej napisałem >.<
UsuńLeniwiec - Bo NIE ZASŁUGUJESZ, przecież mówię
UsuńKim - prawda? A on niewdzięczny, rozwalił wszystko od razu
prawda, prawda :P hehe :D
UsuńA co z porcelaną? ;(
Usuń