środa, 6 czerwca 2012

Sektencja, Dziennik Superdetektywa 6 czerwca 2012

Z tegoż miejsca pochodzi.
Hej!
   A jednak napisałam, choć pewnie nie spodziewaliście się mnie tak prędko :D [Ja też się siebie nie spodziewałam]. Okej, co to się działo... Zacznę od początku.
   Wczoraj znalazłam u siebie w tajnym pokoju [kto wie gdzie on jest? Przyznać się!] parę skarpetek. Hm, właśnie raczej nie do końca parę, bo były każda inna, ale mniejsza o to. Ja, z racji takiej, że zrobiło mi się chłodno w nogi, a na stopach skarpetek nie miałam, założyłam te. Miałam wtedy zajętą głowę i nie chciało mi się myśleć nad skarpetkami. W nocy zamiast pójść spać wyruszyłam na patrolowanie okolicy - kto wie, jaka szyszka czy inny jastrząb się napatoczy na mnie i nieumyślnie wykracze złe zamiary. Idę sobie spokojnie, sowa pohukuje, wilki wyją do Syriusza, wilkołaki do Księżyca, zakochane pary do siebie nawzajem... Gdy nagle czuję, że coś jest nie tak. To... te skarpetki.
Dopiero teraz sobie o nich przypomniałam. Skarpetki zaczęły mnie jakoś prowadzić, kierować moimi nogami... Postanowiłam nie stawiać oporu i iść, gdzie chcą, może trafię na jakąś pizzę [zaczynałam robić się głodna]. Idę... tfu! Idziemy sobie już jakieś 15 minut, gdy zaczęłam się martwić, że skarpety chcą pójść na koniec świata. Gdy weszliśmy do lasu, naprawdę zaczęłam się bać, dobrze jednak, że ubrałam się jak na superdetektywa przystało, więc miałam w kieszeniach lupę czy nawet pistolet [Ale taki nienaładowany, bo strzelać dopiero się uczę i nie chcę nikomu krzywdy zrobić - czytaj: samej sobie. Ach, te egoistyczne myśli.] na wszelki wypadek. Po około 5 minutach weszliśmy na
Z tegoż miejsca pochodzi.
polanę. Co zobaczyłam? Cóż, widzicie na zdjęciu po lewej. Na polanie było mnóstwo ludzi [Czyli około 10.] w skarpetach nie do pary właśnie. Leżeli sobie w takim kole, stykali się tymi skarpetami właśnie i coś śpiewali. Był to sekretny język skarpetek, ja jednak nim władam, jako że nie ćwicząc na wychowaniu fizycznym uczyłam się właśnie jego. I ta oto banda oszołomów [Bądź też ludzi pod władaniem Skarpetkowej Mafii.] przywoływała UFO.
Co to jest Skarpetkowa Mafia? Słyszałam o niej wcześniej, ale nie sądziłam, że istnieje. Mafia ta, składająca się z żądnych władzy skarpetek, kieruje ludźmi chcąc, żeby wszyscy bez wyjątku chodzili w skarpetkach. Co jest w tym złego? Nic. Istnieją też przecież dobre skarpety. Ale ci chcą potem zamienić całą Ziemię w jedną, wielką Skarpetę. I to by było na tyle, już widzicie co chcą zrobić, a zdolni są do niemalże wszystkiego - od malowania paznokci klejem do rysowania po nich niezmywalnym pisakiem.
   Wracając do UFO. UFO, po polsku NOL to Niezidentyfikowany Obiekt Latający. Najczęściej za jego sterami siedzą zielone ludki, ale tak właściwie to nie wiadomo, ponieważ, jak napisałam wcześniej, ten obiekt jest niezidentyfikowany. I teraz podstawowe pytanie brzmi - po co Skarpetkowej Mafii kontakty z UFO? Jeśli oczywiście wcześniej się nie domyśliliście. Oni już dawno nami zawładnęli! Co im teraz pozostało? Zamienienie Ziemi w wielką Skarpetę właśnie! Podbiegłam tam i przerwałam te śpiewy!
 - Hej! Co tu się dzieje? - Spytałam, udając, że nie wiem.
 - Śpiewaj z nami! Pomóż nam przywołać obcą rasę! - Powiedziała jedna skarpetkowa dziewczyna.
 - D-dobrze... Tylko ja może wezmę ten patyk i kamień i będę na nim grać, bo śpiewanie mi nie wychodzi... O-okej? - Zrobiłam najdurniejszą minę, jaką potrafiłam.
Jako, że nie wzbudziłam szczególnego zainteresowania, poszukałam jakiegoś kamienia [Aż dziwne, że znalazłam taki w środku lasu!] i patyka. Po chwili nadleciał statek kosmiczny. Wysiadło z niego stworzenie wyglądające jak słoń, tylko że zielone [I stąd się biorą pogłoski o zielonych ludzikach!]. Był to Marful. Kojarzę tę rasę. Szef Skarpetkowej Mafii zaczął przemawiać, a ja zaczęłam mu grać do rytmu. Marful nie słuchał jednak jego, lecz mnie. Dlaczego? Ponieważ znam język Marfuli i właśnie powiedziałam mu, co się dzieje! Ze statku wypadły pozostałe Marfule i ściągnęły skarpetki z ludzi. O moich zapomniano. Po rozmowie z Marfulem ja miałam odprowadzić ludzi bezpiecznie do domów, a oni zająć się skarpetkami.
Po skończonej robocie, wracałam do domu. Już świtało, gdy nagle ktoś się do mnie odezwał. Okazało się, że to te skarpetki, które miałam na sobie. Skarpetki były bardzo miłe, wyjaśniły mi, że udawały, że są w Mafii, żeby mnie tam ściągnąć i przeszkodzić złu. I tak oto Skarpetkowa Mafia została pokonana, a ja zyskałam nowych, wełnianych przyjaciół. :P
   Jej, ale się spisałam. Ale cóż, ta historia była naprawdę długa. [Następne zdanie specjalnie dla Mytha, niech się pośmieje :D] Poza tym byłam w szkole i zjadłam kanapkę. Żartuję.


Nie zdziwcie się, jak mnie wywalą za pisanie za długich postów, mówię wam [A raczej piszę xD]. Do napisania!

1 komentarz:

  1. WoW! Świat opanowany przez skarpety! Tego jeszcze nie było! Ziemia jedną wielką skarpetą! Masakra!
    I jaka poliglotka z ciebie :D
    I podprowadziłam zdanie Mythowi - też się śmiałam z tej kanapki XD

    OdpowiedzUsuń