czwartek, 21 czerwca 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 21 czerwca 2012


Awwww! Pierwszy dzień lata! Pewnie nikt tego nie zauważył, bo ciągle leje XD

Co myślicie o snach? Ludzie mają do nich różne podejście. Niektórzy traktują je tylko w kategorii sen<->koszmar i specjalnej wagi nie przywiązują, inni uważają, że to kwestia tego, czego się kto akurat na ogląda, inni zaraz po przebudzeniu lecą do sennika, żeby się dowiedzieć, co jest grane. Nawet na forum vampirciowym mają zabawowy wątek na temat znaczeń snów, choć osobiście zaobserwowałam, że tematyka i głębia tłumaczeń zależna jest nie tyle od samego słowa, co od literatury, po którą sięgamy (trafił mi się kiedyś sennik, któremu wszystko się z jednym kojarzyło). Freud i Dali mieli dla nich jeszcze ciekawsze zastosowania, a gastrolodzy to już zupełnie...

Ja jeżeli nawet bym próbowała interpretować sny z jakąś książką mądrości w dłoni, to i tak bym nie dała rady. Mniejsza, jeśli tak jak w dzieciństwie, przyśniłby mi się kot albo łyżeczki. Teraz jednak na porządku dziennym mam sny, które wyglądają jak zaawansowane filmy sci-fi. Wczoraj na przykład miałam coś w rodzaju... no nie wiem, w każdym razie ja i moja mama byłyśmy w jakimś zamkniętym miejscu, z którego próbowałyśmy wyjść rozpuszczając ścianę za pomocą płynnego tlenu. Dobre, co? Tlen wyglądał jak takie średnio rzadkie coś o kolorze bardzo czarnej zieleni (bardzo ładny odcień). I chyba to by było na tyle, jeśli chodzi o to, co pamiętam. Teorie o wpływie telewizora tudzież innych mediów na powyższe też do mnie nie przemawiają, bo niby co ja wtedy oglądałam? Inteligenta w armii A jeśli już nawet, to gdzie takie cudactwo..? Albo dzisiaj: jestem w jakimś pokoju z grupką ludzi (nawet nie pamiętam, czy znajomych czy nieznajomych) i nagle jeden z nich okazuje się być kosmitą i zaczyna wszystkich zjadać. Dokładnie pamiętam, kiedy poganiałam resztę przy przechodzeniu przez drzwi, żeby je jak najszybciej zamknąć, żeby monstrum za nami nie lazło. No dajcie mi sennik, który mi to zinterpretuje?

Czasami jednak wraca do mnie wrażenie, że te sny nie są takie kompletnie od czapki. Że tu był motyw pomagania rodzinie, tutaj ratowania kogoś... Pamiętam, jak mama opowiadała mi swój sen, że ktoś wyrzucał ubrania przez okno, a ona na dole chodziła i je zbierała, bo przecież szkoda. Albo babcia, jak śniła jej się dawno temu królewska wizyta w wsi i kucharz, który nakazał jej pilnować pewnej wielkiej jabłoni, żeby nikt nie brał stamtąd owoców, bo król życzy sobie tych jabłek na ucztę. Reakcja babci? Jak tylko koleś zniknął jej z oczu, sama wołała po dzieciaki, żeby zabierały jak najwięcej dla swoich rodzin - w końcu tamtemu nie ubędzie, a o biedniejszych zawsze się zapomina...

Śmieszy mnie myśl, że to wszystko może być takim testowaniem, takie sprawdzanie naszej osobowości i zachowania w konkretnych (często dość abstrakcyjnych i niepowtarzalnych sytuacjach), w celu dowiedzenia się, czego się można po nas spodziewać i co się nam "należy", a co nie? Albo że może nawet jest to jakaś próbna wersja rzeczywistości, która miała się wydarzyć, ale jednak została uznana za... nieudaną? niesprawiedliwą? nieprawdopodobną? W sumie nie wiemy, jak bardzo losowo dobiera się to wszystko, co dzieje się naprawdę...

Najczęściej i najfajniej traktuje mi się jednak sny, jako niezapowiadaną i bardzo amatorską telewizję XD Która zwłaszcza w dobie całorocznej mizerii jest bardzo miłą odmianą.


Jakoś około południa odbywał się wywiadzik z małą Madzią, która uczestniczyła w tzw. donaldowej eskorcie Euro i pomagała trafić na mecz, jeśli dobrze pamiętam, ruskiemu bramkarzowi. Dziennikarka pyta się jej ojca, jak mała wkręciła się to wszystko, a on zaczyna Nic trudniejszego - wystarczyło... i dalej sobie tam barwnie kontynuuje. No tak. Albo nic trudnego albo nic prostszego, nie jednocześnie!
Mało brakowało, a by przebił jakiegoś geniusza, który komentując pierwszy mecz Polaków (ten, w którym Tytoń tak się popisał) wystrzelił, że w pewnym momencie Sytuacja zmieniła się o 360o. Ta, szalenie się zmieniła. Gdyby chociaż: najpierw 360o w lewo, potem 360o w prawo, a potem jeszcze dwa kółeczka stylem dowolnym, to bym nawet uwierzyła, ale tak...

Że też dzieciak się za rodzica musi wstydzić.

Ponieważ nie wyszło na dzisiaj aż tyle - oto wariacja na temat K9 i jego właściciela (z krawatem, nie z muszką, ale cóż się dziwić, to stare figurki):




Znowu nie udało mi się znaleźć piosenki, która rano tak wdzięcznie mnie rozbujała. Było coś o żałowaniu, robieniu czegoś z numerem dokładnie o dziewiątej pięć (dokładnie i na pewno o tej godzinie), o windach, a na samym początku o otwieraniu okna przed snem.
No to w takim razie z dedykacją dla Capitano Senseschi:



P.S. Wiecie, że lada chwila wskoczy nam okrągłe 500 postów? :D

2 komentarze:

  1. Szukając kawałka o 9:05 trafiłem na tego bloga. Udało mi się znaleźć, więc się podzielę: http://www.youtube.com/watch?v=mhxfP2czy_I

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To naprawdę ta! Dzięki, kochany jesteś! :D
      A tak przy okazji, masz bardzo interesującego bloga ;)

      Usuń