niedziela, 3 czerwca 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 2 czerwca 2012



Dzisiejszy wpis będzie krótki (Taaa... Zawsze tak mówi...). Otóż spójrzcie na to, jakże słynne, zdjęcie:


stąd

Ilu ludków na nim widzicie?


Przeciętny obserwator (tj. taki, który nie ma możliwości doszukiwania się sugestii oraz nie jest fanem The Beatles) zobaczy tylko czterech. Tymczasem okazuje się, że... po prawej stronie, obok czarnego auta stoi sobie piąty (i patrzy skonfudowany na pozostałych czterech).

Jako że nie jestem ani specjalnie spostrzegawcza (o jakiejś specjalnej sympatii do The Beatles nie będę nawet wspominać), mnie to odkrycie musiał zasugerować Focus, na którego trafiłam jeszcze w piątek, a który umyślił sobie napisać artykuł o ludziach, którzy... no jak to zgrabnie ująć... których wizerunek stał się znaną powszechnie ikoną, jednak absurdalnie przypadkowo. Ktoś zrobił zdjęcie operowanemu wcześniakowi, ktoś uciekał przed wybuchem, ktoś otulił się kocem podczas tsunami, za uchwycenie czego dziennikarz otrzymał nagrody i zachwyty, a tymczasem życie samych zainteresowanych potoczyło się według starego niemal niezmąconego kierunku.

W tym akurat przypadku na zdjęciu znalazł się niczego nieświadomy amerykański turysta o imieniu Paul Cole (pol col - dawno nie trafiłam na tak zabawne brzmienie czyjegoś nazwiska :p), który stał tam czekając aż czwórka całkiem mu nieznanych artystów skończy bawić się z fotografem i powstrzymujący go policjant pozwoli mu przejechać.
Dopiero po pewnym czasie zorientował się w rozgłosie, jaki przypadkowo stał się jego udziałem, a jego żona z wrażenia nauczyła się grać pierwszą z piosenek na tej płycie, Something, na pianinie.

Ciężko jest znaleźć na to dowód, jak się nie kupiło gezety do zeskanowania, ale jednak - proszę. Zdjęcie w nagłówku trochę inne, ale pan Paul nadal tam stał (jak i podczas całej dziesięciominutowej sesji).

Powiem wam jednak, że kiedy zobaczyłam na okładce zapowiedź artykułu (jak dokładnie brzmiał jego tytuł? Co się stało z ludźmi ze słynnych fotografi..? Coś w ten deseń...), to pierwsze co pomyślałam o tej pani:



Każdy kto miał choć semestr regularnej styczności z grafiką i przetwarzaniem komputerowym musiał mieć styczność z tym zdjęciem. Na imię jej Lena i w zasadzie jedyne co o niej wiadomo (nawet na stronie, z której wzięłam zdjęcie), to że ktoś kiedyś chciał przetestować swój program przerabiający kolory (czy coś w tym stylu) na jakiejś ciekawej fakturowo fotografi i padło na jego przyjaciółkę, która mu zapozowała. Byłby to oczywiście tylko incydent bez echa, gdyby nie to że ktoś, kto uznał, że "zrobi lepiej" uznał, że najlepiej będzie wziąć do testów to samo zdjęcie. Zresztą... nie da się ukryć, że podobnie jak dzisiaj takimi rzeczami zajmują się przeważnie panowie, no a że uśmiech Leny mogłaby przyprawić o depresję samą Monę Lizę, to o popularności zdjęcia zadecydowały zapewnie nie tylko względy techniczne :)


Mój mózg już się chyba przyzwyczaił do reguł bloga i już nawet jak mi się piosenka zanuca, to już nie jedna przez dwa dni albo trzy w ciągu dnia (choć właściwie i tak bywa...), tylko elegancko jedna dziennie, dzieki czemu zawsze mam co dać. Rzecz w tym, że... dzisiaj to znowu Talk Talk XD

Tak więc zadecydowałam, że dla odmiany, zamiast Today, które bardzo się dopraszało, będzie jedna z ich piosenek, ale... w wykonaniu Gwen Stefani:



2 komentarze:

  1. Playmate 1972 Lena Söderberg

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo, na Wikipedii to opisali zupełnie inaczej: http://pl.wikipedia.org/wiki/Lenna_(fotografia). A ja, jak Boga kocham, poznałam wersję z przyjaciółką - no cóż ;p

    OdpowiedzUsuń