czwartek, 3 maja 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 2 maja 2012



Wyłapałam sobie nowy konkurs:

Alchemia Słowa

Do 17 czerwca. 40 tys. znaków ze spacjami. O potworach. Mam już nawet jakiś pomysł.

Zgodnie z tym, co zapowiedziałam w komentarzu do wpisu Mytha (wpisu przerażającego, pełnego Potworów z Loch Ness, łabędzi i gubienia się w lesie!) popodlewałam kwiatki, nakarmiłam Kocią Rózię i wybrałam się w kosmos naregulować Słońce*. Sprawa była zdecydowanie poważna i nie cierpiąca zwłoki (zakładając, że to co innego ), gdyż kłopoty z nią mieli nie tylko Myth i skarżąca się zaraz pode mną Adris (nawiedzona deskorolka!), ale także wielu zwykłych poczciwych ludzi niebędących superbohaterami! Na przykład taki Jędrzej z Jędrzejowa:
Droga AstroGirl!
Jesteś tak niesamowitą superbohaterką, że pomyślałem, że mi pomożesz. Martwię się, ponieważ mój bałwanek, którego ulepiłem zaledwie pół roku temu i z którym bardzo się już zaprzyjaźniłem, od paru tygodni wydaje się być osowiały, markotny i wręcz niknie w oczach :( Mam wrażenie, że ma to związek z podejrzanie szybko wzrastającą temperaturą na słońcu oraz z łabędziami.
Proszę, ratuj!

Sami widzicie - słońce i łabędzie! Dalej niemniej niepokojący list Haliny z Poznaniakowa:
Oh, drogo AstroGirl!
Odkąd żem czytało twojego bloga, żem doszło, że mnie ryba w stawie się zachowuje dziwno. Miota się, schnie i jeść ni chce.
Buziaczki!

Tutaj natomiast pan Leśmiak z Wołomina:
Witam cię, superbohaterko
Odkąd kupiłem sobie szczeniaczka, wszystkie buty, gazety i ulotki partii SLD mam poślinione i poogryzane.
Czy umiesz coś na to poradzić?

Tutaj co prawda sprawa jest bardzo skomplikowana, bo oczywiście za zniszczenia nie odpowiadają tu ani Słońce, ani łabądzie, a dzieciak pana Leśniaka, jednakże trzeba patrzeć na wszystko pod szerokim kątem i brać pod uwagę różnie nieuchwytne związki między wszystkim, co istnieje (ja już to chyba kiedyś mówiłam), żeby dzięki temu być gotowym na wszystko
Jeszcze więcej wniosła do sprawy ta wiadomość, której autorem był sir Malinowski z Ostrowa Kujawskiego:
AstroGirl, ratuj!!! Pomocy! Mój łabądek! AAaaAaaaAAaaAAAaAAAaAaaA!!!!!!!
Twój wierny wielbiciel sir M.


Nie pozostało mi więc nic innego jak (poza wspomnianą Rózią i kwiatkami) udanie się do znajomego... nie, nie astronoma. Astronom to w pewnym sensie sama jestem (tak jak i informatyk ), ale taki z wielu względów wybrakowany, bo na przykład pozbawiony własnej wyrzutni rakietowej. Dość uniwersalni wydawali się być naukowcy z tajnych Badań Synoptyczno Terrorystycznych, ale po zastanowieniu doszłam do wniosku, że oni chyba raczej nie wysyłają ludzi w kosmos (choć sprawa Niemca od tamtego gościa, który trzymał takie skomplikowane coś z dziurką tuż pod tornadem pozostała nadal nie rozstrzygnięta).

Poszłam więc do znajomego poskramiacza lwów, który poszedł do swojego znajomego gościa od kręcenia się na trapezie, który poprosił o pomoc swojego znajomego klowna, który pobiegł (tak, na tych swoich fikuśnych nóżkach) do gościa, który jest w posiadaniu takiej armaty, co do niej ludzie wsiadają i zostają wystrzeliwani. Co prawda trochę niżej niż w kosmos, no ale jak tej armacie sama trochę pomogę przy wystrzale, to się uda na pewno.
I udało się! Pofrunęłam - jedna stratosfera, druga troposfera... Żałowałam wtedy, że nie nauczyłam się tych wszystkich nazw warstw na pamięć, bo przynajmniej miałabym jak odwrócić swoją uwagę od tego, że pod wpływem tarcia o powietrze zapalam się do temperatury pewnie około tysiąca stopni. A to jeszcze nic...

Kiedy już wyleciałam i siłą rozpędu pokonałam elegancko te 149 milionów kilometrów, to się dopiero zrobiło gorąco... Wyobrażacie sobie, jaką korona słoneczna ma temperaturę? Miliony stopni! A tamten od trapezu mówił, że jak przyjdę w nocy, to nic mi nie będzie...
Pozostało mi więc tylko przygazować i cieszyć się wiedzą, że z mało komu znanych względów już powierzchnia Słońca ma zaledwie kilka tysięcy stopni. Dziwne, prawda? Nie wiem, jak i po co tak to jest zrobione - jakiś arktyczny kurort dla kosmicznych ludków, które całe życie spędzają nad powierzchnią? Pojęcia nie mam.
Kiedy jednak postawiłam stopy na powierzchni, miałam niezły zonk, bo... tam było już zaledwie ciepło. Zwęglona i zupełnie pociemniała ziemia (z którą, zdaje się, po tych przejściach nieźle się komponowałam kolorystycznie) nie ulegała reakcjom jądrowym i uczynnie chrupała mi pod stopami.
Co jest? Myślę sobie.
W takim razie - nie było czasu. Zerwałam się z marszu do superbohaterskiego galopu i skierowałam prosto do centrum Słońca.
Trafić było tam względnie łatwo:

stąd

W każdym razie było jeszcze łatwiej, bo jak zwykle portier nie domknął tylnych drzwi, więc po paru minutach byłam na miejscu.

Rozejrzałam się i...
- Wiedziałam! - Krzyknęłam do jedynego tu obecnego. - Wiedziałam, że znów się obijasz!


stąd

Nie odpowiedział: chomiki z natury nie są zbyt rozmowne, jednak nie było wątpliwości, że ten poczuł skruchę za swój postępek. No bo musiał czuć - przecież jak się siedzi w centrum Słońca i pedałowaniem w swojej klateczce odpowiada za temperaturę i naświetlenie w całym Układzie Słonecznym, to chyba się powinno mieć jakąś odpowiedzialność?
Nic dziwnego, że jak na chwilę przestał, to zaraz korona słoneczna wchłonęła całą temperaturę z powierzchni i się zrobiło zimno, a na Ziemi - bałagan.
No, no, tylko mi nie marudzić, że to okrutne - to nie ja go zgłosiłam do reality show Zostań chomikiem zasilającym Słońce przez 24 godziny na dobę!, więc dobrze wiedział, co robi.

Chomik patrzył na mnie, nie licząc skruchy, także z pretensją, bo nie zdążył jeszcze odpisywać na SMSa. Machnęłam jednak ręką, że jak już się tyle nalatałam, a świat trwał w niebezpieczeństwie przez kilka dni, to może jeszcze wytrzyma jakoś te kilka minut.
Tak więc, jak ostatecznie widać, cała akcja skończyła się dobrze i z sukcesem. Będę czekać na Wasze i na innych niesuperbohaterów potwierdzenia, że wszystko już gra, a łabądzie nie gryzą, jednak jak tylko wróciłam, powitał mnie piękny zachód słońca, więc myślę, że już będzie wszystko dobrze:


Z lewej - wczorajszy, z prawej - piękny wspaniały dzisiejszy :)



Zombie to:
a) żywi po śmierci
b) martwi za życia
c) półżywi wogóle




____________________
*No i mamy tu teraz ciekawą i nierozstrzygalną w istocie kwestię - pisać słońce z małej czy z dużej/wielkiej? Zasada jest taka, że kiedy mówimy o pogodzie, to piszemy z małej, na równi ze śniegiem i innymi nimbostratusami, a jeśli chodzi o kręcące się w przestrzeni kosmicznej ciało niebieskie, to zdecydowanie z dużej. To w takim razie jak ja mam pisać teraz?
Pal licho, będę dawać zależnie od chwili.


1 komentarz:

  1. A według mnie zombie to dentyści. Nie wiem czy akcja się udała, zdam jutro relację z zachowania księży na moim bierzmowaniu, które będzie za jakieś trzy i pół godziny ;D

    OdpowiedzUsuń