piątek, 9 marca 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 9 marca 2012



No aż wyjęłam mój stary notatnikopamiętnik, żeby sprawdzić, kiedy pierwszy raz zetknęłam się z tym, z czego melodia mi się nadała. Wydawało mi się, że 2006, ale nie, nie - wtedy prowadziłam sobie już inny rodzaj pamiętnika/zbioru felietonów zwanego Zszytem. A przed Zszytem był rok 2003 i jego początek. Tak więc dowiedziałam się - jednozdaniowe notatki z czasów, kiedy miałam 14 lat:

4 lutego wtorek (ferie)
Wow! Ta bajka o czarownikach jest naprawdę super!
5 lutego środa (ferie)
Znowu ją trafiłam, ale tylko końcówkę...
6 lutego czwartek (ferie)
Więc to na co się spóźniłam, nazywa się Wunschpunsch? Ładnie!


Bardzo ładnie ;) I tęskni mi się za tą bajką do dzisiaj. Para czarodziejów, którzy niczym Pinky i Mózg chcą opanować świat i którzy nie mogą sobie dać radę z... własnymi pupilkami. Kot Maurycy i Kruk Jakub zawsze wymyślali koncertowo jak wszystko naprawić i cofnąć i byli normalnie jak Tango i Cash mojego dzieciństwa. Szkoda, że gościli w nim tak krótko, bo pomimo że po feriach nie miałam ochoty zrezygnować z nich towarzystwa i kazałam rodzicom nagrywać, to TVN mnie wykiwał i sam szybko zdjął audycję. Eh.



A przy okazji... przeleciałam sobie z grubsza ten stary notatnik. W zasadzie jakoś tak źle mi się zapamiętał i w przeciewieństwie do późniejszego Zszytu, który prowadzę nadal, nie zaglądałam do niego od czasu tego 2003 czy początków 2004. No tak, postanowiłam sobie, że będę do niego coś dopisywać codziennie, kategorycznie codziennie i musiałam się do tego przymuszać. Dlatego szybko go zakończyłam obiecując sobie mgliście, że więcej nie będę sobie kazała niczego robić codziennie! No cóż - czasy się trochę zmieniły ;) Przede wszystkim doszła mi wiedza, jak wiele z tego, co się robi, zależy od tego, z kim się to robi i w jakim towarzystwie.

Szybko go zakończyłam - wiecie, kiedy? Tak sprawdziłam z ciekawości i zbaraniałam - po ośmiu miesiącach! Od 3 lutego do 8 października! Seryjnie! Osiem miesięcy! To dla mnie było krótko! Jak ja czasami się natykam na to moje dawniejsze postrzeganie czasu, to opadam na podłogę...

Co jeszcze ciekawego było w tamtym starym notatniku, który nawet nie miał nazwy? Otóż... nie znajdziecie w nim ani jednej emotikonki. W 2003 ludzkość nie znała jeszcze emotikonek i, jeśli dobrze szacuję, w mojej klasie, tj. wtedy w drugiej gimnazjum, telefon komórkowy miał tylko niejaki Damian superbohatersko zwany Padalcem. Bo lubił szpanować. Potem komórka trafiła się też niejakiej Aśce, która była bardziej nadziana niż statystyczny Polak, no a potem...
Wracając do emotikonek: nie wiem, po co w ogóle zagadnęłam o komórkach, skoro tak naprawdę uśmieszki powszechnie dzisiaj w nich używane i z nimi kojarzone, weszły w obieg, przynajmniej dla mnie, całkiem innymi drzwiami. Ot, trafiło mi się, że akurat umieścili je w jakiejś reklamie w gazecie. Ładnie wylistowane przykłady wszystkich :), :p, :D i tym podobnych. I... od razu z instrukcją, że trzeba obrócić kartkę/telefon na bok, żeby zobaczyć, co jest grane! Uważam za fenomenalny fart, że trafiłam na takie how-to, bo później wielokrotnie, wielokrotnie trafiałam na pomysłowe listy ikonek wszelaki, mniej lub bardziej fantazyjnych (generalnie bardziej), ale takiej podpowiedzi jak tamta - już nigdy.
Tak więc obstawiam, że poznałam je i nauczyłam się je obsługiwać jakoś w połowie 2003. W tamtym notatniku ich jednak nie uświadczymy, bo uważałam korzystanie z nich za niefajne zżynanie pomysłu. A szybko zaczęłam nabierać na to ochoty! Aż dziwne, że ludzie przez tysiące lat się bez tych ozdobek obywali, a teraz nagle... Ja w każdym razie szybko się do nich przyzwyczaiłam i moim pierwszym uprzedzeniom wywiesiłam białą flagę, jednak akurat w tamtym osiem-miesięcy-trwającym notatniku żadnej nie ma, najwyżej takie poziome falki czy łamane mające odzwierciedlać stan mojego humoru w inny nieco sposób...

No i nie mogę Wam do tego nie pokazać tej wspomnianej melodii, która była pod każdym, i muzycznym i tekstowym, zwyczajnie genialna:



Jak by ktoś chciał, tu jest angielska wersja. Aż miło posłuchać jak te dwie wersje dorównują sobie nawzajem.

Mamy w garażu starego UAZa. Takiego wojskowopodobnego, khakowego i z ruskimi napisami (tak, wiem, że każdy duży i mały chłopiec chciałby taki ). Niestety był on już w takim stanie, że w zasadzie mógł on sobie tam już tylko stać, bo nikt by nam go nie pozwolił na ulicę puścić :/
Ale... teraz tata z pomocą nieporadnego chłopaka mojej siostry (żadno z nich nie jest superbohaterem) ostatnio się za niego wziął! Właśnie trwa rozbieranie:


(Szkoda, że nie mam pod ręką żadnego zdjęcia z czasów jego świetności :/ )

Później wyczyścimy i tata niedługo zabierze się za blacharkę. Już mu nawet ostatnio w Google szukałam, gdzie i za ile można kupić. Jedyny problem z tym, że jak tata mówi niedługo, to... W końcu po kimś musiałam odziedziczyć to kuriozalne podejście do upływu czasu Xq

Wyregulowały mi się wreszcie nieco sprawy z pisaniem/odpisywaniem. Do Sally McHill napisałam już dawno, do Nieustraszonej - jeszcze dawniej, Capitano Senseschi też już ma... Teraz w zasadzie tylko opowiadanie dla Niessamowitego Profesora, w które szczęśliwie już weszłam i (nie licząc nadciągającej kolejnej części Tego dziwnego uczucia oraz Pyrkonu 2012, o którym najwięcej dotąd napisałam tutaj) czytanka na temat animowanych wersji Powrotu do przyszłości od RedHatMeg. Z tym pierwszym siedzę już odwczoraj, więc dla odmiany raczej sobie poczytam.

Super Informatyk pyta o złoczyńców. No nie wiem, źle jest. Znaczy: ja sobie radzę, oni nie. Ostatnio łaziłam (już mi się nawet latać nie chciało) po mieście, rozglądam się, a tu jeden sterczy za rogiem przy szkole i nogi podstawia przedszkolakom. No co za...

Kroniki Kurczęce część XXIV:
Panienki z okienka


No dobrze, to teraz coś bardziej zwyczajnego do kompletu, a co też mi dzisiaj troszkę dzwoniło między uszami:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz