poniedziałek, 13 lutego 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 13 lutego 2012



Sprzątanie warsztatu i Kanał Pierwszy Polskiego Radia.

Jako pierwsze nieśmiertelnie modny temat ostatnich dni, żeby nie powiedzieć tygodni - emerytury. Co ciekawe teraz dowiedziałam się, że na przekór temu, co dzieje się teraz politycy są przekonani, że za kilka lat grozi nam nadmiar miejsc pracy. Nie będzie komu pracować! Jak teraz na jednego emerytowanego pracuje "aż" czterech obywateli, to za kilka lat (nie pamiętam niestety za ile) będzie pracowało dwóch. Aaaa! Co zatem trzeba zrobić? Ależ, oczywiście, że nie ułatwić młodym poszukiwania miejsc na rynku pracy, uprościć to i tamto, powołać na nowo pozamykane zawodówki - niii, to byłoby zbyt proste. Trzeba podwyższyć wiek emerytalny! Tylko pomyśleć - będzie jednocześnie mniej emerytów i więcej pracowników. Ci drudzy będą pracować na tych pierwszych. Perpetuum mobile!
Pamiętam, jak byłam kiedyś z kolegą Ziomalkiem na Przystanku Woodstock. Co prawda niezbyt mnie kręcą tego typu nieszablonowe imprezy i odleciałam stamtąd po zaledwie jednym dniu (aczkolwiek taki był mój plan ), ale usłyszałam tam pewną bardzo mądrą rzecz. Otóż, jak może niektórzy wiedzą, zapraszani są tam goście do tzw. namiotu, którzy wypowiadają się najpierw nieco o sobie i o świecie, a potem odpowiadają na dotyczące tego pytania swoich fanów i niefanów. W 2008 roku (bo prawdopodobnie wtedy to było, choć nie dam sobie ręki uciąć, a na pewno nie prawej) było dwóch panów (oczywiście nie mam też pojęcia, jakie mogły być ich nazwiska), z których jeden (tak, zgadliście, nie pamiętam który) wypowiedział się mimochodem, co myśli o całym tym podwyższaniu i podwyższaniu wieku emerytalnego. W przeciwieństwie do naszych kochanych polityków, którzy w swoich podwładnych widzą tylko liczby i ręce do roboty, on zwrócił uwagę na banalny fakt, że taka pani po sześciesiątce to jest nie tylko pracownica czy emerytka, ale też przede wszystkim czyjaś babcia, matka i żona, osoba, która ma rodzinę i mogłaby (a na pewno by chciała) brać w niej czynny udział. Kiedy każemy takiej pani siedzieć w pracy dodatkowe dziesięć lat dłużej, to może i ona coś zarobi, ale gdyby tam nie siedziała, to mogłaby posiedzieć w domu i... zająć się dziećmi swojej córki czy syna. Po prostu. Wtedy takie małżeństwo z jednej strony nie miałoby obaw przed posiadaniem dzieci i zmniejszyłoby chętniej niż demograficzy, a z drugiej ilekolwiek tych dzieci by miało, mogłoby spokojnie pójść do pracy (nie wojując przy okazji z niewydarzonymi niańkami). Nie mówiąc już o szczęściu emerytowanych pracowników oraz ich wnuków, którzy z radością spędzaliby ze sobą czas, a także zdrowiu psychicznym ludzi spokojnych o swoją przyszłość i dzieci nie marnujących się przed telewizorami.

To był jeden z tych wielu przypadków w moim życiu, kiedy kilka zdań powiedzianych w innym czasie i przez kogoś innego, zaważyło zupełnie na mojej opinii o czymś i zdania nie zmienię.

Dalej w radiu gadali o dość ekstremalnym rodzaju kuchni. Trochę jak w pewnej mało znanej bajce animowanej Mumia niania, gdzie padło zdanie-kombinacja kawa bez kofeiny i ser bez sera. Podobnie tutaj - prowadząca jakby nigdy nic dopytywała, jak można zrobić chleb czy ciasteczka bez mąki oraz, co mnie szczególnie poruszyło, potrawę tajską bez przypraw tejże kuchni. Poznaliśmy nieco tajników gotowania i pieczenia przy użyciu bananów, siemienia lnianego ciemnego ryżu i, jeśli dobrze pamiętam, kaszy gryczanej.
Efektowny brak informacji na temat czegokolwiek innego niż koloru i wartości odżywczej został podsumowany przez trafną (acz wcale nie złośliwą właśnie) zapowiedź Takiego tanga Budki Suflera:
Nie wystarczy zrobić: ktoś to jeszcze musi zjeść


Zaskoczona z lekka wydarzeniami wczorajszymi pomyślałam, że napiszę coś dla mojej uczenicy, a także Kitiny i Super Informatyka:



I mi tu więcej kitu nie wciskać, że nie umiecie XD

(Obrazki pochodzą z cudownej książki do matematyki, podręcznika dla klasy piątej szkoły podstawowej spod redakcji Wojciecha Jędrychowskiego z 1987 roku, co do której nawet ośmielę się zdradzić, że jest do ściągnięcia z mojego Chomika (w towarzystwie z fajną, równie niepowtarzalną). I pomyśleć, że dopiero co czytałam tekst Niessamowitego Profesora o tym, że papierowe książki nigdy nie wyjdą z obiegu.

No to teraz...



1 komentarz:

  1. Mnie też wiek emerytalny dobija, kiedyś nawet chciałam iść do sejmu i tam rewolucję zrobić :) Odechciało mi się.
    Ułamki! Ja lubię piętrowe, fajnie się ich pozbywa :D Ostatnio też jak się nudzę bawię się potęgami i pierwiastkami, a kilka miesięcy temu zgasiłam panią od matematyki, bo jako jedyna zrobiłam zadanie właśnie z potęgami, a ta kobieta chyba mnie nie lubi, więc.. może się przekonała ;D

    OdpowiedzUsuń